Index Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 02 Niewolnicy miĹoĹci Barbara Cartland Love, Lords & Lady Birds (pdf) Dussler Barbara AnioĹy naprawdÄ istniejÄ Cartland Barbara Poskromienie lady Lorindy Cartland_Barbara_Tajemnica_Anuszki Cartland_Barbara_ _PrzeÄšâşladowana_KsiĂâ˘ÄšÄ˝niczka Cartland Barbara W ramionach ksiÄcia Cartland Barbara Rapsodia miĹoĹci Dom na klifie Barbara Delinsky Cassel Emily Absolwentka |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] ze sobą wiele wspólnego, choć Rennie o tym nie wie. Tylko że jej matka wyszła za Theo i wtedy wszystko się odmieniło, a on dalej żył w biedzie i samotności. Tylko on i ojciec. - I co zrobisz, gdy już będziesz miała tuzin dzieci? - zapy tał, odpychając od siebie przykre wspomnienia. - Przede wszystkim ograniczę pracę. Gdy po śmierci taty mama musiała iść do pracy, okropnie za nią tęskniłam. Coś wymyślę. Eve czy ktoś inny przejmie część moich obowiązków, a ja będę miała czas dla dzieci. Będę z nimi chodzić na spacery, do zoo. Wiesz, że tam czasem wpuszczają w nocy? Można wtedy obserwować zwierzęta w ciemności. To niesamowite przeżycie. Tylko koniecznie trzeba zabrać latarkę. Możemy też 76 wybrać się do parku Yosemite albo powłóczyć się po sklepikach w chińskiej dzielnicy. - Poślesz je do szkoły, do której sama chodziłaś? Rennie zmarszczyła nos. - Wątpię. Nie było tam zle, a Theo bardzo na to nalegał, bo moja mama, Patty i jego siostra też tam chodziły. To już się stało rodzinną tradycją. Otrzymałam doskonałe wykształcenie. Ale w zwykłej szkole, do której chodziłam wcześniej, też mi się podobało i równie dobrze uczyli. Skończyłeś prywatną szkołę? Potrząsnął przecząco głową. - Byłem od tego jak najdalej - odrzekł wymijająco, niechęt nie wracając myślą do tamtych czasów. - No i widzisz, wcale nie wyszedłeś na tym zle. Uważam, że publiczne szkoły w San Francisco są naprawdę niezłe. I tam właśnie poślę swoje dzieci. Zerknęła na niego spod rzęs, uśmiechnęła się zalotnie. - Nasze dzieci raczej nie będą miały okazji, by się spotykać, co? Nie zamierzam wysyłać ich na wszelkie możliwe zajęcia dodatkowe, poczynając od baletu, a kończąc na łucznictwie. Tym bardziej do ekskluzywnej prywatnej szkoły. Znajdą we mnie oparcie, jeśli zapragną uczyć się czegoś więcej, ale ja nigdy nikogo do niczego nie zmuszam, tym bardziej dzieci. - Ja moim dzieciom chciałbym zapewnić to, czego sam nie miałem - powiedział Marc. - Dać im wszystko, co można mieć za pieniądze. Mam na to środki. Moim dzieciom niczego nie będzie brakować. Zamrugała, popatrzyła na niego dziwnie. - Mówisz, jakbyś zamierzał kupić im wszystko, czego tylko zapragną. - Bo tak jest. - Najlepszy sposób, by je rozpuścić. Wyrosną w przeświad czeniu, że wszystko im się należy. A tak nigdy nie jest. 77 - Chcę je rozpuszczać. Stać mnie na to. - Marc, dzieciom do szczęścia nie są potrzebne rzeczy. Dziecku potrzeba miłości. Poczucia bezpieczeństwa, przekona nia, że zawsze może liczyć na rodziców, że jest chciane i ko chane, że rodzice się o nie troszczą. To jest baza, na której kształtuje się jego charakter. Zabawki są dobre jako prezent czy nagroda. Ale to nie dziecko dyktuje warunki. - Będą miały właściwą opiekę. Moja żona nie będzie pra cowała, zajmie się dziećmi. Ja będę miał dla nich wieczory i weekendy. - Będziesz musiał zmienić przyzwyczajenia - mruknęła. - Myślisz, że nie zmienię? - Pewnie tak, skoro sam chcesz. Muszę już się zbierać. To był świetny dzień. Dziękuję, że ze mną pojechałeś. Podniósł się, wziął ją za rękę. Miękka, o silnych, drobnych palcach. Nie cofnęła dłoni. A gdyby tak zostali przyjaciółmi, przebiegło mu przez myśl. Machnąć ręką na jej salon, na ewen tualne kandydatki, które Rennie miała mu wyszukać, po prostu cieszyć się życiem. Nigdy nie przyjaznił się z kobietą i wątpił, by było to możliwe. Ale może warto spróbować? - Umówię się z Julie i wtedy dam ci znać. Może być dowol ny dzień? - zapytała, gdy szli w stronę motoru. - Zadzwonię, gdyby mi coś wypadło. - Dobrze. Postaram się, by to było na początku tygodnia. Gdy podjechali pod dom, Rennie zeskoczyła z motoru, nim Marc wyłączył silnik. - Dziękuję za dzisiejszy dzień. - Podała mu kask. - Odprowadzę cię. - Wyjął kluczyk i zdjął kask. - Nic mi nie będzie. - Pewnie tak, ale jednak pójdę. Już od wyjścia z kawiarni czuł zmianę jej nastroju. Nie pró bował wziąć jej za rękę, w milczeniu wszedł za nią na piętro. 78 Przyglądał się, jak wyjmuje klucze z kieszeni dżinsów i otwiera drzwi, choć kusiło go, by pochwycić ją w ramiona. - Wracając do twoich rachunków... - zaczął. Popatrzyła na niego czujnie. Ta sroga mina zachwyciła go do tego stopnia, że dotknął dłonią jej policzka, pochylił ku niej głowę. Przez cały dzień o tym marzył. - Co z nimi? - zapytała, oblewając się lekkim rumieńcem. Ten rumieniec połaskotał jego męską ambicję. - Musimy nad nimi trochę posiedzieć. Może umówimy się na wieczór w tym tygodniu? - Zwietnie. Ja nie wysiaduję w pracy do nocy. Zwykle wy chodzę o szóstej. - Zadzwonię do ciebie. - Pochylił się jeszcze bardziej, aż dotknął jej ust. Przesunął dłoń na jej kark, zanurzył palce we włosach. Rennie przywarła do niego z cichym westchnieniem, zacisnęła palce na jego ramieniu. Przytulił ją mocniej, oszoło miony bliskością i pocałunkiem. Minęła dobra chwila, nim oboje się opamiętali. Marc oparł się czołem o jej czoło, zajrzał jej w oczy. - Zadzwonię do ciebie - powtórzył. - Dobrze. - Oblizała usta. Jeszcze się nie pozbierała. - Po winnam być w domu. Więc jeśli... - Urwała, przesunęła palcem po linii jego ust, cofając się lekko, by lepiej widzieć, - Nie jestem pewna, czy ten pocałunek przyspiesza sprawę. Marc zwolnił uścisk. - Co chcesz przyspieszyć? - Znalezienie ci żony, byś zostawił w spokoju mój salon. Cofnął się, jakby go uderzyła. - Nie zapomniałem o naszej umowie, Rennie. Ty zrobisz swoje, a ja dotrzymam słowa. Odwrócił się i odszedł. Był wściekły. Po co to powiedziała? Cóż się takiego stało? Większość mężczyzn liczy na pożegnalny 79 pocałunek. Przecież nie zaciągnął jej do łóżka. Chodziło mu to po głowie, ale nie da się zwieść pokusie. Musi znalezć żonę, a Rennie ma mu w tym pomóc. Ich układ jest jasny, czysty biznes. Dlaczego więc ta uwaga tak go rozezliła? Przecież po wiedziała prawdę. Zobowiązała się wyszukać mu właściwą dziewczynę, a on za to umorzy jej dług. Prosty, jednoznaczny układ. Dlaczego więc ta dziewczyna tak go kusi, skoro zupełnie nie przystaje do jego wyobrażeń? Musi ją trochę przycisnąć, skłonić do szybszego działania. Nie zrobiła na nim wrażenia kogoś, komu zależy na szybkim sfinalizowaniu sprawy. Gdy tylko znajdzie odpowiednią pannę, umorzy tę pożyczkę i zapomni o Rennie. Wsiadł na motor, popatrzył w jej okna. Paliło się, ale przez zaciągnięte firanki nic nie było widać. Ciągle brzmiały mu w uszach jej słowa. Jeśli wyjdzie za mąż, to tylko z miłości. Wyłącznie. Pchnął motor, silnik zawył. Dojechał do głównej ulicy, dodał gazu. Pędził w kierunku zatoki, gdzie miał swoje mieszkanie. Mi łość jest złudzeniem, pięknym słowem bez pokrycia. Tak naprawdę jest tylko namiętność i pożądanie, pragnienie stabilizacji, potrzeby domagające się zaspokojenia. Nie da się zwieść iluzjom. Jeśli się ożeni, to wyłącznie z rozsądku, z pełnym przekonaniem, że dla obu stron ma to być związek do końca życia. ROZDZIAA PITY We wtorek, tuż przed dwunastą, Marc przekroczył próg Lon don Pub. Zgodnie z obietnicą Rennie zostawiła mu wiadomość, że umówiła się tam z Julie. Przyjechał parę minut wcześniej, by być przed nimi. Może od razu zrezygnuje z poznawania tej Julie, gdy tylko ją zobaczy. Nie ma ochoty zawierać kolejnej znajo mości z kimś, kto ocenia innych przez pryzmat portfela tatusia. Dystyngowane wnętrze urządzone było w stylu starego an [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||