Index Boge Anne Lise Grzech pierworodny 04 Dziecko miĹoĹci Andrew Sylvia Przyjaciel czy ukochany.03 MiĹoĹÄ puĹkownika M012. Wood Carol MiĹoĹÄ zwyciÄĹźca wszystko 0155. Hammond Rosemary Bariera na drodze miĹoĹci Dirie Waris List do matki. Wyznanie miĹoĹci 046. Alexander Meg Dziecko miĹoĹci 045. Mortimer Carole Szansa na miĹoĹÄ Maxwell L.Gina Ucieczka do MiĹoĹci Tom 1 Iding Laura MiĹoĹÄ to za maĹo Ransom S.C BĹÄkitna miĹoĹÄ 02 BĹÄkitna magia |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] gadała jak najęta; wszystko przebiegało według dobrze znanego Orlenie scenariusza. Po dziewięciu wieczorach zorientowała się, że repertuar Znieżka jest nader ograniczony. Zwracając się do publiczności, Jenny prosiła o podpowiedzenie jakiegoś wyrazu, najlepiej składającego się z trzech liter, by więcej osób mogło wziąć udział w zabawie. W rzeczywistości sama wybierała odpowiednie słowo. Ponad ogólną wrzawę wybijało się zwykle kilka pojedynczych głosów, ale Jenny, wskazując na koniec sali, wołała: - Czy pan powiedział szal"? Tak, szal! Znieżek ułoży go dla pana. Będzie panu w nim do twarzy! Widownia wybuchała śmiechem i nikt nie zauważył, że słowo szal" tak naprawdę padło z ust Jenny, a nie z kręgu publiczności. Orlena miała czas wybrać melodię, którą Znieżek znał, i odpowiednio akcentując niektóre dzwięki, podpowiadała zwierzęciu, którą literę ma wybrać. Koń był inteligentny i lubił występy. Orlena przekonała się wkrótce, jak bliskie więzi łączyły woltyżerkę i jej wierzchowca. Ilekroć Jenny zjawiała się na łące, gdzie Znieżek skubał trawę, ogier nadbiegał galopem, wciskał jej łeb pod ramię, a ona głaskała go, przemawiając do niego czule. - Jak długo ćwiczyła pani ten numer? - spytała pewnego razu Orlena. - Trudno mi powiedzieć, ile to trwało lat - odparła Jenny. - Zaczęłam ćwiczyć jeszcze z ojcem. Najpierw mieliśmy innego konia; ale nie był taki dobry jak Znieżek. A potem ojciec wytresował Znieżka, i to tak dobrze, że teraz potrafi zrobić prawie wszystko, czego od niego wymagam. Pogłaskała biały kark zwierzęcia, przytuliła policzek do śnieżnobiałej grzywy. Orlena była wzruszona tym widokiem. Tamtego pamiętnego wieczoru, gdy musiała wystąpić bez dłuższych prób, przeżyła szok; długo jeszcze śniło jej się to po nocach. Gdy Jenny powiedziała, że może spróbować swych sił, Orlena zapłaciła dorożkarzowi, zrzuciła płaszcz i kapelusz i usiadła do fortepianu. Była przekonana, że jej palce nie odnajdą odpowiednich klawiszy, że nie zagra tak jak należy żądanej melodii. Ale pierwsze dzwięki muzyki jak zwykle ukoiły ją, ukołysały i w miarę jak grała, nabierała pewności. Pomagała jej w tym świadomość, że dotyka wspaniałego instrumentu - był to ostatni model fortepianu firmy John Broadwood. - Dyrekcja stara się, by wszystko było najwyższej jakości - skomentowała Jenny uwagę Orleny. - Dlatego nasze konie są najlepsze. Fortepian był rzeczywiście doskonały, o wiele lepszy od wiedeńskiego, jaki miała u siebie w domu. Zresztą ojciec od lat nie pozwalał go nastroić. Co za rozkosz używać pedałów piano", i forte", wsłuchiwać się w mocne, soczyste i dzwięczne brzmienie instrumentu! Ale nie mogła się dać porwać muzyce, tak jak tego pragnęła, musiała bowiem pilnie obserwować Znieżka, by nie spóznić się z zagraniem odpowiedniego dzwięku. Po dwóch godzinach ćwiczeń Jenny klasnęła w dłonie z zachwytem. - Jest pani wspaniała! - wykrzyknęła. - Po prostu wspaniała! Nigdy nie miałam tak dobrego pianisty! - Czy to znaczy... że jestem przyjęta? - spytała Orlena. - Oczywiście! - odparła Jenny. - To znaczy... jeśli mówiła pani poważnie, że szuka pani pracy. - Jak najpoważniej - odparła Orlena. - Nie mam też gdzie się zatrzymać. Jenny, zajęta własnymi problemami, pojęła nagle, że jej gość też ma kłopoty. - Czy to znaczy, że nie może pani mieszkać z Terrym? - Terry nie może wiedzieć, że jestem tutaj - powiedziała szybko Orlena. - To bardzo ważne, Jenny. Widząc, że Jenny zamierza wypytać ją szczegółowo o całą sprawę, dodała: - Nie chcę się wdawać w dyskusje, jak i dlaczego; po prostu muszę zachować incognito i koniec! Muszę się przebrać; może założyć okulary albo woalkę? Jenny chwilę spoglądała na nią w zadumie, wreszcie rzekła: - Mam pomysł. Jeśli naprawdę zależy pani na tym, by pani nikt nie rozpoznał, mam na to sposób. - Jaki?! - zawołała Orlena zaciekawiona. Wyobraziła sobie siebie w stroju klowna z uszminkowaną przesadnie twarzą. - Mam gdzieś w szafie śliczny kostium, damy weneckiej; jednym z elementów stroju jest maska Orlena wydala okrzyk zachwytu. - Jest pani bardzo mądra, Jenny! To jest dokładnie to, czego mi potrzeba; w masce na pewno nikt mnie nie rozpozna. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||