Index
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłości
Barbara Cartland Love, Lords & Lady Birds (pdf)
Dussler Barbara Anioły naprawdę istnieją
Cartland Barbara Poskromienie lady Lorindy
Cartland_Barbara_Tajemnica_Anuszki
Cartland_Barbara_ _Prześladowana_Księżniczka
Cartland Barbara W ramionach księcia
Cartland Barbara Rapsodia miłości
McMahon Barbara RozwaĚĽny i romantyczna
Doc Savage DS182 The Red Sp
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hardox.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    A jednak nie mogłam doczekać się przyjazdu
    Petera. W sobotę miałam takie wrażenie, jakby od
    naszego rozstania minęły cztery tygodnie, a nie
    zaledwie cztery dni.
    Pojechałam odebrać Petera z lotniska w Bangor.
    Kiedy go zobaczyłam, poczułam identyczne kłucie
    w sercu, jak tydzień wcześniej na wernisażu.
    Z chwilą, gdy pojawił się w hali przylotów, wszyst
    ko inne znikło, rozpłynęło się. Tym razem nie
    musiałam niczego udawać. Ruszyłam w jego stronę,
    najpierw normalnym krokiem, potem trochę szyb
    szym, wreszcie truchtem. Postawiwszy torbę na
    ziemi, Peter rozpostarł ramiona. Rzuciłam mu się na
    szyję.
    Długo się całowaliśmy. Długo i namiętnie.
    - Chodzmy stąd - mruknął wreszcie. Z torbą
    przewieszoną przez ramię poprowadził mnie w kie
    runku parkingu.
    Przez całą drogę do domu usta nam się nie
    zamykały. Rozmawialiśmy o pracy Petera, o Co
    operze i Benie, o moim niedawnym pobycie w No
    wym Jorku. Kiedy Peter milkł, żeby nabrać od
    dechu, ja zaczynałam mówić, a kiedy ja na moment
    milkłam, on przejmował pałeczkę. Słuchając nas,
    można by pomyśleć, że albo mamy sobie bardzo
    dużo do powiedzenia w bardzo krótkim czasie, albo
    DOM NA KLIFIE
    218
    że nie widzieliśmy się od lat i jesteśmy zlaknieni
    rozmowy z sobą.
    Nie jestem pewna, czy akurat rozmowy byliśmy
    zlaknieni. Jak tylko weszliśmy do domu, Peter
    rzucił torbę na podłogę i chwycił mnie w objęcia.
    - Gdzie pójdziemy? - spytał chrapliwym szep
    tem.
    Ale w jego oczach ujrzałam inne pytanie. Pyta
    nie, które sama zadawałam sobie od powrotu do
    Maine. Kochać się na neutralnym gruncie, w hotelu
    w Nowym Jorku, a kochać się w domu, który
    dzieliłam przed laty z Adamem, to były dwie różne
    sprawy. Oczywiście wiedziałam, że będziemy się
    kochać... ale gdzie? W mojej sypialni? W sypialni
    gościnnej? Na jego łóżku? Na moim małżeńskim
    łożu?
    Cztery dni temu powiedziałabym bez wahania,
    że w pokoju gościnnym. Tak jak w Nowym Jorku,
    mając do wyboru mieszkanie Petera i hotel, wy
    brałam hotel. I hotel, i pokój gościnny kojarzyły mi
    się bardziej bezosobowo; były bezpieczniejsze, bo
    nie wiązały się z żadnymi wspomnieniami. Jednak
    w ciągu ostatnich trzech dni dokonała się we mnie
    przemiana. Jeszcze nie mogłam powiedzieć Petero
    wi, że go kocham, ale mogłam mu pokazać, jak
    wiele dla mnie znaczy.
    - Do mojego pokoju - szepnęłam.
    Wniósł mnie na górę i zaczął mnie namiętnie
    całować. Liczyły się teraz tylko zmysły i to, że
    wreszcie znowu byliśmy razem, tylko my dwoje,
    Barbara Delinsky
    219
    spragnieni siebie, nienasyceni. Ani razu nie pomyś
    lałam o Adamie. O tym, że dawniej to było nasze
    łóżko i że przysięgłam, iż nigdy nie będę go dzielić
    z innym mężczyzną. Nie miałam wahań, wątpliwo
    ści i wyrzutów sumienia.
    Nie miałam ich również pózniej. Miałam wraże
    nie, jakby tu było miejsce Petera: w mojej sypialni,
    w moich ramionach, w moim życiu.
    Opowiedziałam Peterowi o rozmowie, jaką od
    byłam z Cooperem. Wciąż o niej myślałam i słowa
    Coopera nie dawały mi spokoju. Po południu wpad
    liśmy z wizytą do Swansy i znów poruszyłam temat
    Coopera.
    - Cooper prosił, żeby nie mieszać do tego Bena.
    Prosił, to jeszcze mało powiedziane. On wręcz
    nalegał - rzekłam. - Ten jego upór i stanowczość
    wydały mi się podejrzane. O co chodzi, Swansy?
    Niczego się nie domyślasz?
    Staruszka pokręciła przecząco głową. Po chwili
    Peter wtrącił się do rozmowy; liczył, że może on
    będzie miał więcej szczęścia.
    - Szanse na uniewinnienie są całkiem spore.
    Urząd prokuratora nie potrafi znalezć przekonu
    jącego motywu ani wskazać na związek Coopera
    z jakimikolwiek przemytnikami lub przestępcami.
    Celników powiadomił o przemycie anonimowy
    rozmówca. Jedynym dowodem przemawiającym
    na niekorzyść Coopera są brylanty. Wydaje mi
    się, że zdołam zasiać wątpliwości w członkach
    ławy przysięgłej. Ale nie mam stuprocentowej pe-
    220 DOM NA KLIFIE
    wności. Wszystko może się zdarzyć. I jeśłi coś
    pójdzie nie tak, wtedy Cooper trafi za kratki. Pani
    musi nam pomóc, Swansy.
    - Ja? Przecież nic nie wiem o żadnych przemyt
    nikach! - obruszyła się staruszka, zupełnie jakby
    śmy to ją oskarżyli o szmugiel.
    - Ale znasz Coopera i Bena - powiedziałam.
    - Jak myślisz, dlaczego Benjie się tak zachowuje?
    Jakby to wcale go nie obchodziło, po prostu umywa
    ręce. I dlaczego Cooper za wszelką cenę stara się go
    chronić? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.