Index Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiÄĹźniku (02) Blask twoich oczu Sandemo Margit Saga O CzarnoksiÄĹźniku 07 Bezbronni Chris Ewan Charlie Howard 03 Dobrego zlodzieja przewodnik po Las Vegas Fleszarowa Muskat StanisśÂawa Czterech mćÂśźczyzn na brzegu lasu Gabriele Amorth Wyznania Egzorcysty Carleen Sally Zostań na kolacj (49) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Pruska korona Norton Andre Gwiezdny zwiad_2 Roberts Alison Rajska wyspa Antologia SF StaśÂo sić jutro 23 Mistyfikacje |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] uczynić. Znów zaczęła przerzucać stos czystych ubrań. – Chyba już to zrobiliśmy ostatniej nocy. – Owszem. Oraz uzgodniliśmy, że nie będziesz zakłopotana. – Łatwo ci mówić. – Nie rozumiem cię, Elizabeth. Dlaczego to cię tak dręczy? Odwróciła się i spojrzała na niego. – Chciałeś być wczoraj miły? Culley zmierzwił ręką włosy. – Posłuchaj, pocałowałem... – Widząc wyraz jej twarzy, szybko poprawił się. – W porządku, w porządku, to ty mnie pocałowałaś. I co w tym strasznego? Elizabeth, naprawdę nie stało się nic strasznego. Po prostu – całowaliśmy się. – Jestem twoją gospodynią – stwierdziła, jakby to wyjaśniało wszystko. – A cóż to ma do rzeczy? – Byłeś dobry dla mnie, dla nas. A ja właściwie rzuciłam się na ciebie. – Do diabła! Powoli odwróciła się i teraz patrzyli sobie prosto w oczy. Culley widział jej zmieszanie i chciał ją jakoś pocieszyć. – Wiem, że jest ci bardzo trudno. Uwierz mi, ja to rozumiem – przecież ze mną było to samo. Po prostu, daj sobie trochę czasu... Nieznacznie potrząsnęła głową. – Czasu? Po co? Pozwolił sobie na dotknięcie jej – pogładził ją po policzku. – Żeby wszystko się ułożyło. Od śmierci twojego męża minął dopiero rok, ale czas leczy rany – uśmiechnął się nieśmiało. – Bardzo długo nie mogłem się pozbierać po śmierci Shannon. Ale jedno wiem na pewno: wkrótce minie twoja żałoba i będzie ci lepiej. Błysk w jej oczach zniknął. – Myślisz, że... „Elizabeth, nie zamykaj się w sobie, sama ze swoim bólem. Porozmawiaj o tym z kimś. Porozmawiaj ze mną!” – chciał krzyknąć. – To naturalne, że jesteś smutna – powiedział. – I nie ma nic złego w tym, że potrzebujesz podpory, obrony. Rozumiem to. – A jak nazwiesz to, co się stało? To, co zaszło między nami? – Miałaś zły dzień i po prostu potrzebowałaś małego odprężenia, i tyle. – Uśmiechnął się. – Robisz z tego wielką aferę. Zapomnij o tym. Jej usta skrzywiły się. Patrzyła na niego badawczo. Zdał sobie sprawę, że zbyt łatwo przyszło mu to kłamstwo. Nagle wydało mu się, że cisza ogarnia ich jak ciepło letniej nocy. Prawie czuł jej oddech na swoich wargach, palce wokół swojej szyi, piersi... – Elizabeth – powiedział, wyciągając do niej ręce. Zadźwięczał dzwonek. Jego przenikliwy ton dotarł nawet na werandę. – Cholera. Stali chwilę w ciszy, ale gong odezwał się ponownie. – Lepiej pójdę zobaczyć, kto to – powiedziała Elizabeth. Rzuciwszy przez okno przelotne spojrzenie na Wendy, która nadal bawiła się zrywaniem pomarańczy, Culley poszedł za Elizabeth. Kiedy znalazł się przy drzwiach, zastał ją witającą się z dwojgiem ludzi w średnim wieku. Była blada jak ściana. – Maggie?... Carl? Skąd wiedzieliście? Co tu robicie? Culley podszedł do niej z tyłu i przesunęła się instynktownie, robiąc mu miejsce. Mimo wszystko jego obecność dodała jej sił. – Elizabeth – zaczęła Maggie – przyjechaliśmy, odwiedzić naszą wnuczkę. Gdzie ona [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||