Index
Antologia Barbarzyńcy [Rebis] 01 Barbarzyńcy_ Tom 1 (1991)
Antologia SF Stało się jutro 23 Mistyfikacje
Duchy na dachu Antologia humoru i groteski
Antologia_ _Każdy_zrobił,_co_trzeba
Cartland Barbara W ramionach ksić™cia
Williams Cathy Zauroczeni sobć…
Andrew Sylvia Przyjaciel czy ukochany.03 MiśÂ‚ośÂ›ć‡ puśÂ‚kownika
0901. Rose Emilie M晜źczyzna jej śźycia
D19850060Lj
685. London Cait Przytul mnie mocno
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stardollblog.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    drukować, by dało się z tego żyć. Można było zacząć książkę. Gdy ją skończyłem, okazało się, że została
    napisana na właściwy temat i we właściwym czasie. Motylek pana Lorentza - pierwszy fraktal i symbol teorii
    chaosu - machnął skrzydełkami i z głębokiej przeciętności wyrzucił mnie prosto na szczyt intelektualnego
    Olimpu. Dla byłych kumpli, których szczytem życiowego sukcesu była posada domowego filozofa w pałacu
    jakiegoś biznesmena, stałem się legendą i wyrocznią. Stworzyłem modę. Albo raczej załapałem się na nią jako
    pierwszy. Reszta działa się sama, nie miałem na to praktycznie żadnego wpływu. Sukces, sukces i znowu sukces.
    Jeden większy od drugiego. Ja - Filozof Wielki i Niezależny...
    A teraz przyszło za to zapłacić. W zeszłym roku poznałem Oktawie i okazało się, że powinienem był
    zacisnąć zęby i czekać na tę dziewczynę przez te wszystkie minione lata. To właśnie była Ta - stworzona
    specjalnie dla mnie, tylko ja okazałem się człowiekiem małej wiary. Serce i uroczysta przysięga stanęły
    naprzeciw siebie. W tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak udać się do  Brylancika" na kilka kufli. Potem
    może dam komuś po ryju i od razu poczuję się lepiej.
     Brylancik" był najpodlejszą speluną w dzielnicy. Kiedyś przyprowadziłem tam znajomą pisarkę, żeby się
    podciągnęła ze stylizacji dialogowej. Była autentycznie zafascynowana usłyszawszy, ile razy w jednym zdaniu
    można użyć słowa:  kurwa". A poza tym wybitny filozof powinien od czasu do czasu zintegrować się z ludem,
    nawet jeśli w tej roli występują zapijaczone bezrobole. Niestety, polskie ustawodawstwo socjalne w żaden
    sposób nie chciało przyjąć do wiadomości, że w wolnym kraju obywatel ma święte prawo zdechnąć pod płotem i
    nie należy mu przeszkadzać, gdy umyślnie robi wszystko, by ów cel osiągnąć.
    Założyłem kurtkę i poszedłem do  Brylancika". Po drodze zdecydowałem, że niech się dzieje, co chce, ale
    muszę dzisiaj zobaczyć Oktawie. Kto wie, może mi się uda zabrać ją do Stanów... Ale skurwiel ze mnie!
    Pierwsze piwo wypiłem trzema haustami od razu przy ladzie, by ugasić pragnienie. Drugie zabrałem do
    stolika i sącząc je powoli, zacząłem przysłuchiwać się rozmowom stałych bywalców. Byłem tu  swój", który to
    status zapewniało mi miejsce zamieszkania, kilkanaście rozbitych głów i pokiereszowanych twarzy oraz bliżej
    nieokreślona liczba skrzynek piwa osuszonych na zgodę.
    Dziś głównym tematem knajpackich dysput był czarny kot morderca. Komu przebiegł drogę, ten ginął
    wkrótce w jakimś nieszczęśliwym wypadku. Słuchałem tego z lubością. Filozofowie mieli Absolut, plebs -
    zabobony. To było w porządku. Ogień i lód - bez takich kontrastów istniałaby tylko letnia papka masowej
    kultury. Dzięki nim od razu czuło się, że to Nowe Zredniowiecze - boska epoka, w której wszystko, zgodnie z
    wolą Pana, było albo zimne, albo gorące.
    - ...i kiedy przeleciał mu pod nogami, Paweł za nim, żeby ukatrupić bydlaka, żeby nieszczęścia nie
    ściągnął. Więc pogonił za nim, a kocur był po byku, prawie jak pies i czarny jak smoła...
    - A skąd ty, kurwa, to wiesz? - wtrącił się jakiś sceptyk.
    - Piłem z Pawłem następnego dnia, jak robaka zalewał, bo wiedział, że już po nim, to mi powiedział.
    - Aha.
    - No, dawaj dalej - ponaglił inny słuchacz.
    - Gonił go kawałek, ale nie dorwał, bo ten czort jakby się pod ziemię zapadł. Wtedy Paweł skapował, że już
    po nim. Resztę wiecie... Jak usłyszałem o wypadku, zaraz mi się przypomniało, co mówił o tym kocie.
    - A co dokładnie było? - dopytał się ktoś.
    - Nie wiesz? Na Ludwiki kawał gzymsu na łeb mu zleciał, coś z dziesięć kilo, z mózgu naleśnik.
    - Te stare kamienice dawno powinni wyremontować.
    - Jaki, kurwa, remont?! Nic by nie dało, kiedy mu ten kot drogę przebiegł. I tak byłoby po chłopie.
    - Pogrzeb kiedy?
    - Jutro.
    Zamilkli na chwilę.
    - No to za Pawła!
    Wypili. Też pociągnąłem łyk. Znałem tego Pawła, nawet wypić coś się z nim kiedyś zdarzyło. W sumie to
    nawet wypadało iść na pogrzeb.
    - A pamiętacie tych gnojków, co się nad kotami znęcali?
    - Wez, kurwa, nie mów! Sam widziałem, jak flaki spod tramwaju wyciągali.
    - To jeden. Drugi w tym samym miesiącu się na Mazurach utopił. Trzeci przez dziewczynę powiesił...
    - Widać niezły był, kurwa, kociak! - podsumował ten, przed którym stało najwięcej pustych kufli.
    - Wez nie bluznij, bo i tobie drogę przeleci - obruszył się główny opowiadacz. Właściwie to powinienem
    był wiedzieć, jak się nazywa, on i pozostali, ale jakoś nigdy nie chciałem zaprzątać sobie głowy ich imionami.
    Wszyscy byli tak do siebie podobni, bezbarwni... Ale to właśnie dla nich starałem się uporządkować świat.
    Należało o tym pamiętać.
    - I wszystkim trzem ten kot, przez drogę?
    - Tak mówią. Podobno go nawet szukali, bo futro chcieli zedrzeć. A zamiast tego on ich...
    - Ale jak to tak? %7łeby tak trzech, jednego po drugim? Ten problem przerastał ich możliwości intelektualne.
    Zapadła cisza, a potem wszystkie spojrzenia powoli zwróciły się na mnie.
    - Ej, filozof, czemu tak się dzieje?
    - Są rzeczy między niebem a ziemią, o których się filozofom nie śniło - odparłem z powagą.
    Pokiwali głowami nad głębią mojej mądrości. Zdaje się takiej odpowiedzi oczekiwali. A swoją drogą...
    zakładając, że ten kot istotnie był sprawcą... W sumie nie byłoby to tak bardzo sprzeczne z moją teorią... Zmiana
    struktury prawdopodobieństwa zdarzeń oznaczała zmianę stanu poznawalności. Tylko po co tu kot? Kota można
    by spokojnie potraktować brzytwą Ockhama, to zbędny byt... E, tam! Wstałem, poszedłem po trzecie piwo.
    - Czekajcie, kurwa! A Felek Kasiak, co się rok temu samochodem rozbił?! On też coś o kocie mówił!
    - Faktycznie, chyba mówił...
    - Słuchajcie, może tu co radzić trzeba? Moja stara mówiła, żeby do księdza...
    - Trzeba by to obgadać. Kto stawia kolejkę? Spojrzałem na zegarek. Za pół godziny Oktawia kończy
    zajęcia na uniwerku. Pora iść. Dopiłem piwo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.