Index Harry Harrison Cykl Stalowy Szczur (06) Stalowy Szczur i piÄ ta kolumna CD2 Daj mi piÄ JĂłzef Augustyn SJ 046. Moreland Peggy Jedna dla piÄciu Lis Tomasz Co z_ta_Polska_by_adam xyz Crouch Blake Pustkowia Mackenzie Myrna Rodzinne sekrety 09 Zauroczenie McMahon Barbara RozwaćąćËny i romantyczna Celmer, Michelle Black Gold Billionaires 02 Eiskalte Geschafte, heisses Verlangen Jenny Carroll (Meg Cabot) 1 800 JeśÂli W Butler, Octavia Xenogenesis 1 Dawn |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] tak niesamowicie ciepłym, słodkim i miękkim, że od samej myśli przez chwilę nie mogę się poruszyć. Ale dopóki on ma w sobie coś miłego i miękkiego, nawet na trzezwo, nie powinien jarać. Nie dam mu zajarać, i to dopiero będzie dobre. On może bardzo chcieć, może nawet trzeba będzie udawać, że mnie nie ma przez chwilę, gdyby znowu mnie uderzył. Ale nic mu to nie pomoże. Kiedy to rozumiem, ogarnia mnie kolejny potop ciepła. To cudowne, kiedy jesteś tak szczęśliwy i spokojny, że nie czujesz nawet podniecenia przed nadchodzącą falą rozkoszy, która i tak nadchodzi. Wreszcie budzę się i przypominam sobie dokładnie, co robię dobrego. Ratuję Chrystiana. Ale kiedy zaczynamy gadać, okazuje się, że on nie jara, bo sam diluje. Na tym właśnie polega jego autorytet wśród chłopaków. Wśród chłopaków, bo z dziewczynami chyba jednak ma do czynienia tylko powierzchownie, jak wszyscy chłopcy tutaj. Po osiedlu chodzą mieszane grupy, ale chłopcy rozmawiają ze sobą, a dziewczyny - ze sobą. Być może, zazdrosne matki mają w tym swój udział. One są zdolne do wszystkiego. Z grupą Chrystiana wlecze się chłopak o długich jasnych włosach i wielkim nosie. Nazywają go oczywiście Słoniu. Powiedzieli mi, że jest ciągle zaspany, bo matka-farmaceutka dodaje mu do jedzenia środki nasenne. Jest spokojna, tylko kiedy on śpi. Wie, że wtedy Słoniu nie zrobi sobie ani nikomu innemu żadnej krzywdy. Oczywiście, może go tym faszerować tylko dlatego, że Słoniu nie ma żadnego innego zródła pożywienia, bo nigdzie nie pracuje. Chociaż trudno powiedzieć, co tu jest skutkiem, a co przyczyną. Jak się dowiedziałem, Słoniu uodpornił się już trochę na te środki i około południa przywleka się z domu na osiedle. Ale nadal jest słaby i nie może pić alkoholu, bo natychmiast przysypia. I Chrystian ratuje go wtedy amfetaminą, którą daje mu na krechę, a właściwie za darmo. Zasadniczo jestem przeciwny amfetaminie. Amfetamina to kurwa. To kurewstwo, która podnieca, a nie daje nikomu żadnego spełnienia. W tym przypadku jednak jest zbawienna, bo zbija senność Słonia. Budzę się rano lekko ujarany i przypominam sobie, co się działo. Przede wszystkim wymiotowało się, nawet na trzezwo. Organizm kiedyś był silniejszy. Na trzezwo była cała środa. Chodziłem z Chrystianem i chłopakami aż do wieczora, a wieczorem usłyszeliśmy hałas z okolic pobliskiego śmietnika. Wrzaski i taki odgłos, jakby ktoś drapał metal. Naokoło śmietnika, który ma formę altanki z metalowej siatki, biegała jedna z matek. Trzymała w ręku kuchenny nóż do chleba. Inna matka przed nią uciekała. Wyzywały się nawzajem. Ponieważ śmietnik ma dwa wyjścia, jedno z lewej strony, a drugie z prawej, uciekająca mogła co chwilę do niego wbiegać, nie obawiając się, że znajdzie się w pułapce. Goniąca nie zawsze wbiegała za nią do środka, czasem wahała się, które wejście wybrać. Wtedy obie kobiety zatrzymywały się, dyszały i patrzyły na siebie przez siatkę, a goniąca kłuła nożem między metalowymi oczkami. Próbowała przestraszyć tamtą. Obok śmietnika stało dwóch chłopaków, którzy przyglądali się całej sprawie. Chrystian zapytał ich, co się dzieje. Okazało się, że jeden dał trochę amfy drugiemu, który akurat był na przymusowym domowym odwyku. Matka odwykowca miała jednak pretensje nie do dawcy, a do jego matki. Okrzyki w rodzaju ty kurwo, jak go wychowałaś" były powtarzającym się samplem tej gonitwy. Patrzyłem na Chrystiana i zastanawiałem się, jak reaguje na coś takiego. I chyba nie myślałem, że już następnego dnia się dowiem. Czwartek też był trzezwy. Zobaczyłem matkę Chrystiana. Była zupełnie nijaka, o ile dobrze widziałem, bo stałem trochę dalej. Miała chyba z pięćdziesiątkę i włosy ufarbowane na brązowo. Podawała synowi siatkę z zakupami. Miał ją zanieść do domu. Stali niedaleko pawilonu, gdzie były sklepy i punkty usługowe. Z apteki wybiegła ubrana na biało kobieta, prostowłosa blondynka. Była jeszcze dosyć ładna. Podbiegła do matki Chrystiana i uderzyła ją w twarz tak, że nawet ja, który stałem przecież daleko, podskoczyłem. Okulary się rozbiły. Atakująca coś krzyczała o więzieniu i obozach. Matka Chrystiana nie zareagowała. Płacząc, poszła do domu. Chrystian biegł za nią, próbował łapać za rękę, ale nie reagowała. Pamiętam, co pomyślałem. Pomyślałem, że wiem już, jak myślą matki. One wierzą, że za to, co robi syn, nie jest odpowiedzialny ani on, ani nawet koledzy, którzy go zdemoralizowali. Odpowiedzialne są matki kolegów, które zle ich wychowały. W związku z tym musiała się wytworzyć taka sytuacja, że matki nie karzą synów, tylko urządzają dzikie awantury innym matkom. A synowie prawdopodobnie nigdy się nie mieszają w to, co robią matki, i nie próbują ich powstrzymać. Potem był wieczór i siedziałem obok Chrystiana. Nic nie mówił, a ja bałem się otworzyć usta. Ta kobieta, która zaatakowała jego matkę, to była matka Słonia i Słoniu teraz był z nami. Patrzył na Chrystiana przepraszającymi, podpuchniętymi oczami. Może liczył na jakiś znak, który świadczyłby o tym, że Chrystian nie ma do niego żalu. A może mu współczuł. Potem pojawiła się matka Słonia i Chrystian jakby zamarzł. To znaczy, zupełnie przestał się ruszać i zrobił się biały. Autentycznie biały, tak że świecił w ciemności jak latarnia. Ona, całkowicie pewna swej nietykalności, weszła między nas i złapała Słonia za rękę. Szarpnęła go i pociągnęła za sobą. Wlokąc go, próbowała przejść przed Chrystianem. I wtedy ten nagle złapał ją za rękę. A kiedy przewrócił ją na ziemię, w pierwszej chwili nie usiłowała nawet się bronić. Słoniu ruszył do przodu, w stronę kulącej się ze strachu matki, ale zatrzymał się, może dlatego, że zobaczył Chrystiana. Nawet nie jego twarz, ale tył głowy. Chrystian siedział już na matce Słonia. Wymierzył jej najpierw dwa głośne policzki. Jej krzyki też były głośne. Zaczął zrywać z niej koszulę, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że Słoniu kiwa się za jego plecami. Kiwał się, podnosił rękę do góry, a potem nie wiedział, co z nią zrobić. Kobieta krzyczała, chociaż Chrystian zatykał jej usta ręką, a potem ciuchami. W ten sposób zobaczyłem wreszcie Chrystiana z kobietą. Wolałem go jednak przedtem, nawet chwilę przedtem, kiedy jej tylko nienawidził. Bo w pewnym momencie, kiedy rozrywał jej koszulę, przestał się mścić. Jego biała, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||