Index Rachel Morgan 4 A Fistfull of Charms Nora Roberts W zaklÄtym krÄgu Schopenhauer Artur Metafizyka śźycia i śÂmierci Craig Rice Róśźe Pani Cherington (27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generaśÂa Samsonowa tom 1 Feri LainśĄćÂek Petelinji zajtrk Foley Gaelen Trylogia Ascencion 01 Jego wysokośÂć pirat Cykl StarCraft (1) Krucjata Liberty'go Jeff Grubb Mroczny AniośÂ Balogh Mary Jayne Ann Krentz Arcane Society 01 Second Sight (v1.0) Amanda Quick |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Za bardzo polubiłeś światowe życie, żeby je zamienić na niewygody i niebezpie- czeństwo. - To nieprawda. - Udowodnię ci, że mam rację. Przed moim wyjazdem toczyły się negocjacje z ugrupowaniami politycznymi w sąsiednich krajach, gotowymi wspierać Acredonnów. Byliby skłonni bardziej się zaangażować, gdyby im udowodnić, że jesteśmy poważną opozycją, a oni zyskają na sojuszu z nami. Carnethia ma potencjał gospodarczy. Może być bogatym małym królestwem. Mamy bogactwa naturalne, dobrze wykształcone spo- łeczeństwo. Infrastruktura jest przestarzała lub zniszczona, ale warto w nią inwestować. Wystarczyło odbyć kilka spotkań z wpływowymi ludzmi. A gdzie wyście byli? Brylowa- liście w nocnych klubach w Nowym Jorku i Londynie, odgrywając szlachetnych bojow- ników. - Sprawy potrzebują czasu, żeby dojrzeć we właściwym momencie. Jeśli mamy pokonać Dane'a Montenevadę... - Na razie wdarliście się przebojem na pierwsze strony brukowców. To ich repor- terzy was kochają, a nie ludzie w Carnethii. - Wiesz, Alex, z trudem cię poznaję. Wcale nas nie wspierasz. - Chciałam ci tylko powiedzieć, że jutro wybieram się do ojca. Nie musisz tam być. Wolałabym go zobaczyć sam na sam. R L T - Ivan i ja mamy rozgrywki tenisowe w naszym klubie. I tak nie damy rady przy- jechać do szpitala. Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Trudno jej było chwalić braci za ich bezmyślne i egoistyczne zachowanie, ale z drugiej strony, w ten sposób nie stanowili żadnego realnego zagrożenia dla Dane'a i jego panowania. W Paryżu wybrali niewielki hotel w bocznym zaułku, z dala od wielkomiejskiego tłoku i gwaru. - Pójdę z tobą do szpitala - oznajmił Dane. - Ale tam mogą być moi bracia - zaniepokoiła się. - Poradzę sobie z nimi - zapewnił z wyraznym lekceważeniem. - Nie puszczę cię samej. Poczekam na korytarzu, nie ma powodu denerwować ojca. Chcę tam być na wy- padek, gdybyś mnie potrzebowała. W szpitalu panował zwykły ruch. Lekarze robili obchód po pokojach, pielęgniarki przewoziły chorych do gabinetów zabiegowych, krążyły z lekarstwami i kartami zdro- wia. - Gdzie mój przyjaciel może poczekać, podczas gdy ja będę u ojca? - spytała Alex w recepcji. Wskazano im długi pokój z kanapami i automatami do sprzedaży kawy oraz bato- ników. - Myślę, że tu ci będzie wygodnie. Zresztą nie będę długo - obiecała. - Poczekam tyle, ile będzie trzeba - zapewnił i pocałował ją mocno. Nagle jakby spod ziemi wyrósł przed nimi Ivan z pistoletem w dłoni. - Wiedziałem, że przywleczesz się tu w ślad za Alex. - Sprawiał wrażenie czło- wieka, którego umysł opanowało szaleństwo. - Przyszedłeś z nas szydzić, co? Triumfo- wać nad nami? Dane zareagował błyskawicznie - zasłonił Alexandrę własnym ciałem. - Odłóż broń i porozmawiajmy. R L T - Nie mamy o czym rozmawiać. Jesteśmy wrogami. Walczymy ze sobą. To nasze przeznaczenie. - Nieprawda. Posłuchaj tylko... - Nie zamierzam. Pamiętasz, jak mnie zostawiłeś w zamku Kerstin na pewną śmierć? Dzgnąłeś mnie sztyletem i porzuciłeś, żebym się wykrwawił. Nadeszła pora wy- równania rachunków. - Nie bądz idiotą, Ivan! - krzyknęła Alex. - Gdyby nie Dane, nie byłoby cię dziś między żywymi. To on cię uratował. Kiedy go wyciągnęłam z wraku wojskowego sa- mochodu, wyszeptał, że jesteś w zamku i potrzebujesz natychmiastowej pomocy. Sam był o krok od śmierci, a troszczył się o rannego nieprzyjaciela. - Myślisz, że ci uwierzę? - Ivan gwałtownie pokręcił głową. - Jeśli to prawda, cze- mu wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? - Nie mogłam się przyznać, że ukryłam go w stodole i leczyłam z ran, które ty mu zadałeś. - Przez cały ten czas był u nas? W naszej stodole? Gdybym tylko wiedział... - Tobyś go zabił - skończyła za brata. - Oczywiście. W końcu była wojna. Skąd mam wiedzieć, że nie wymyśliłaś całej historii w tej chwili, żeby mu ocalić życie? - Myśl, co chcesz. W głębi duszy wiesz, że to prawda. - Dosyć tego gadania. Odsuń się. Nie chcę zastrzelić ciebie zamiast twojego faceta. Alex nie wierzyła, że jej brat jest do tego zdolny, ale może nie znała go wystarcza- jąco dobrze. - Ivanie, wykorzystaj okazję do pojednania. Spotkajcie się z Dane'em w pół drogi. Książę przyjechał ze mną, żebym mogła odwiedzić ojca. Jest gotów wyciągnąć rękę do zgody. - Naprawdę? - szepnął Dane za jej plecami, lekko oszołomiony. - Pojednanie jest dla słabeuszy. Może szczęście nam nie sprzyja, ale nie jesteśmy tchórzami - warknął złowrogo Ivan. - Sądy wartościujące jakże często są mylne - mruknął Dane. Alex się rozzłościła. Wcale jej nie pomaga. R L T - Ivanie, chcemy zjednoczyć nasz naród, a nie skłócić go na wieki. - Wielkie słowa dobrze brzmią, ale nie da się słowami wyłączyć emocji. Długo na to czekałem. - Podniósł pistolet. - Teraz moja kolej. - Stój. - Dane krok po kroku zbliżał się do Acredonny. - Oddaj broń. - Cofnij się, bo zastrzelę was oboje! Alex wstrzymała oddech. Jednak zanim Dane odebrał broń szaleńcowi, z tyłu gwałtownie otworzyły się drzwi i pielęgniarka, która nie zauważyła stojących na jej drodze mężczyzn, wpadła ca- łym impetem na Ivana, przewracając go na podłogę. Dane błyskawicznie wytrącił bratu Alex pistolet z ręki i unieruchomił go, po czym powiedział spokojnie do wystraszonej kobiety: - Jestem przekonany, że mają tu państwo strażników. Przydałoby się ich wezwać. Alex w końcu spotkała się z ojcem. Był ledwo świadomy tego, co się wokół dzieje, ale rozpoznał córkę i ścisnął ją za rękę, gdy szeptała mu do ucha słowa otuchy. Trudno było liczyć na coś więcej. - Gotowy? - spytała Dane'a, który czekał na nią pod drzwiami. - Policja spisała moje zeznanie. Potrzymają Ivana przez chwilę, ale przy pomocy dobrego prawnika wykręci się od odpowiedzialności. W przyszłości będziemy jeszcze mieli problemy z twoimi braćmi. - Obawiam się, że masz rację - westchnęła. Nagle zadzwonił telefon. Grace. - Coś się stało Robbiemu? - zapytała przestraszona Alex. - Nie, nie. Zwietnie się czuje. Czy mają państwo ze sobą radio? Proszę je natych- miast włączyć. Transmitują orędzie następcy tronu do narodu. Musi pani to usłyszeć! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||