Index
Sean Michael Between Friends 01 Between Friends
Beaton M.C. Hamish Macbeth 01 Hamish Macbethi śmierć plotkary
Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
McNish Cliff Tajemnica zaklęcia 01 Tajemnica zaklęcia
Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept
Malin Wolf Drachenkrieger 01 Drachenliebe
Jo Clayton Drinker 01 Drinker Of Souls
Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 01 The Sword
Antologia Barbarzyńcy [Rebis] 01 Barbarzyńcy_ Tom 1 (1991)
Diana Hunter [Submission 01] Secret Submission [EC] (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alter.htw.pl

  • [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    wierzyæ: mówiÅ‚ to tak szczerze!
    PocaÅ‚owaÅ‚a go w policzek; czuÅ‚a siê osÅ‚abiona, ale dziwnie radosna.
    ByÅ‚ jej tak bliski, jakby stanowili jedn¹ caÅ‚oSæ.
     Och, Lazarze&  westchnêÅ‚a, zbyt zmêczona, by potrz¹sn¹æ gÅ‚o-
    w¹.
    Nie odpowiedziaÅ‚; zÅ‚o¿yÅ‚ tylko gÅ‚owê na jej piersi. ZaczêÅ‚a przegar-
    niaæ palcami jego krótkie, miêkkie, czarne wÅ‚osy i gÅ‚adziæ jego plecy.
    PrzymknêÅ‚a oczy, nie chc¹c dostrzec niepojêtej prawdy, ¿e w tej chwili
    jest jej bli¿szy ni¿ ktokolwiek w Swiecie  ten obcy czÅ‚owiek o pokry-
    134
    tym bliznami ciele, ukrywaj¹cy pod pozorn¹ beztrosk¹ jak¹S tragediê,
    ten przestêpca, który miaÅ‚ w sobie zadatki na bohatera i mógÅ‚by nim
    zostaæ, gdyby tylko chciaÅ‚.
    Było w nim tyle dobroci i słodyczy.
    Obejmuj¹c go, Allegra zastanawiaÅ‚a siê, czy jej los ju¿ siê rozstrzy-
    gn¹Å‚? Lazar powiedziaÅ‚ jej kiedyS:  Masz przecie¿ mnie . Chyba istot-
    nie go miaÅ‚a. Kto wie, na jak dÅ‚ugo? ObudziÅ‚ siê w niej strach i zamknê-
    Å‚a mocno oczy. PrzepaSæ, której siê tak baÅ‚a, byÅ‚a blisko, coraz bli¿ej&
    Allegra modliÅ‚a siê, by jej serce nie utonêÅ‚o w morskiej gÅ‚êbi.
    Bo¿e, nie pozwól mi zakochaæ siê w nim& byle nie w nim! W kim-
    kolwiek, byle nie w nim!& On przyniesie mi tylko zgubê!
    Pirat i uwodziciel.
    Z pewnoSci¹ zginie mÅ‚odo, zanim zm¹drzeje i przyjdzie mu do gÅ‚o-
    wy rewolucyjny pomysł pokochania jednej, jedynej kobiety. A jeSli na-
    wet nawiedzi go taki obÅ‚êd, nigdy nie wybierze na tê jedn¹ jedyn¹ jej:
    nieciekawej, przem¹drzaÅ‚ej i nie doSwiadczonej w sztuce miÅ‚osnej cór-
    ki swego wroga!
    To przestêpca. ZniszczyÅ‚ caÅ‚e jej ¿ycie. Nazywali go  wcieleniem
    zÅ‚a . Ten dziki, nieodparcie poci¹gaj¹cy Å‚otr wtargn¹Å‚ nieproszony do
    Swiata jej marzeñ& i nie wiedzieæ czemu, od pierwszego wejrzenia stra-
    ciÅ‚a dla niego gÅ‚owê.
    Kimkolwiek był.
    a¿dy widzi, jakim siê byæ wydajesz, niewielu czuje, jakim jesteS. Na
    domiar ci niewielu nie powa¿¹ siê iSæ przeciwko mniemaniu powszech-
    noSci&
    Bicie zegara przerwaÅ‚o mu lekturê. Domenic Clemente podniósÅ‚
    wzrok.
    Druga nad ranem.
    OdÅ‚o¿yÅ‚ z czuÅ‚oSci¹ sfatygowany tom Ksiêcia Macchiavellego i wstaÅ‚.
    Przeci¹gn¹Å‚ siê leniwie i wyszedÅ‚ w nocny mrok, by zaczerpn¹æ powie-
    trza i rozjaSniæ umysÅ‚.
    Przed tygodniem Mała Genua została zdobyta i spalona, Montever-
    di popeÅ‚niÅ‚ samobójstwo, a on obj¹Å‚ po nim wÅ‚adzê. Od tej pory wyspa
    135
    byÅ‚a w stanie nieustannego chaosu: po¿ary, bunty, bijatyki wieSniaków
    z ¿oÅ‚nierzami. Dostojni goScie, którzy przybyli na jubileuszow¹ uroczy-
    stoSæ, a wraz z nimi wiêkszoSæ genueñskich wielmo¿Ã³w, wynieSli siê
    pospiesznie wraz z rodzinami.
    On sam przypłacił swój awans na stanowisko gubernatora złama-
    nym nadgarstkiem, podbitym okiem i utrat¹ narzeczonej. Jego kÅ‚opoty
    wzmogÅ‚y siê jeszcze, gdy buntownicy pokusili siê o przejêcie wÅ‚adzy.
    Najdziwniejsze byÅ‚o to, ¿e gdy schwytaÅ‚ kilku tych Å‚otrów i tortura-
    mi zmusiÅ‚ do mówienia, wszyscy zapewniali, ¿e czÅ‚owiek, który puSciÅ‚
    z dymem MaÅ‚¹ Genuê, nie nale¿aÅ‚ do ich grona. ¯adne z dziaÅ‚aj¹cych na
    terenie Ascencion stronnictw nie przyznawaÅ‚o siê do niego, nie potrafiÅ‚o
    wyjaSniæ ani tego huraganu zniszczenia, ani znikniêcia jego sprawcy.
    Wszystko coraz bardziej wskazywaÅ‚o na to, ¿e ten czarnooki Å‚otr,
    który porwaÅ‚ Allegrê, nie byÅ‚ jednym z miejscowych wichrzycieli. A bied-
    na Allegra nie popeÅ‚niÅ‚a zdrady, o co j¹ pierwotnie podejrzewaÅ‚.
    Domenic byÅ‚ w najwy¿szym stopniu skruszony.
    Znowu miaÅ‚ doSæ swej kochanki i pragn¹Å‚ powrotu narzeczonej.
    Prawdê mówi¹c, byÅ‚o teraz dla niego spraw¹ honoru udowodnienie, ¿e
    potrafi broniæ Allegry i pomSciæ jej krzywdê, oddaj¹c w rêce sprawie-
    dliwoSci zbója, który j¹ porwaÅ‚.
    Z pistoletem w lewej rêce (nie wa¿yÅ‚ siê teraz przebywaæ poza do-
    mem bez broni), z praw¹ w Å‚upkach i na temblaku, Domenic zajrzaÅ‚ naj-
    pierw do stajni, by nacieszyæ siê swymi piêknymi arabami. Gdy znów
    zanurzyÅ‚ siê w mroku rozgwie¿d¿onej nocy, usÅ‚yszaÅ‚, ¿e ktoS skrada siê
    za nim.
    ZatrzymaÅ‚ siê na chwilê i ruszyÅ‚ dalej, uSmiechaj¹c siê do siebie.
    Nareszcie!  pomySlał. Był na to przygotowany. Czekał na tego zbi-
    ra od tygodnia. A¿ siê paliÅ‚ na to spotkanie. Od tamtej nocy, kiedy siê
    zorientowaÅ‚, ¿e jest Sledzony, w najwy¿szym napiêciu oczekiwaÅ‚ kolej-
    nego ataku.
    Do wszystkich diabłów! Ilu¿ morderców nasÅ‚aÅ‚ na niego ten czarno-
    oki dzikus?! Domenic zabiÅ‚ ju¿ jednego, ale zbir zdechÅ‚, nim zd¹¿yÅ‚ go
    wybadaæ.
    UjrzaÅ‚ przed sob¹ zarys willi. Dwie latarnie po obu stronach drzwi
    frontowych bÅ‚ysnêÅ‚y mu na powitanie. Domenic jednak wcale nie po-
    trzebował Swiatła. Noc wyostrzała wszystkie jego zmysły. Słyszał, a ra-
    czej wyczuwaÅ‚ skradaj¹cego siê za nim czÅ‚owieka; dzieliÅ‚o ich jeszcze
    dobrych kilka metrów. Domenic uSmiechn¹Å‚ siê; podniecaÅ‚a go ta gra,
    czekaÅ‚ niecierpliwie na wÅ‚aSciwy moment, by przemieniæ siê z tropionej
    zwierzyny w pogromcê.
    136
    Pogwizduj¹c z cicha menueta, pogÅ‚adziÅ‚ czule gÅ‚adk¹ srebrn¹ lufê
    pistoletu, poÅ‚yskuj¹c¹ w Swietle ksiê¿yca. SkoncentrowaÅ‚ caÅ‚¹ uwagê na
    Scigaj¹cym go cieniu. UsÅ‚yszawszy cichy, groxny szczêk odbezpiecza-
    nej broni, odwróciÅ‚ siê bÅ‚yskawicznie z pistoletem w lewej rêce i wypa-
    liÅ‚ do ciemniejszej nieco od otaczaj¹cego ich mroku sylwetki. ZwaliÅ‚
    najemnego mordercê jak przepiórkê w sekundê po tym, jak zbir strzeliÅ‚
    do niego i chybiÅ‚. Kula gwizdnêÅ‚a Domenicowi nad uchem, poczuÅ‚ po-
    dmuch gor¹cego powietrza i poj¹Å‚, ¿e uszedÅ‚ caÅ‚o. UsÅ‚yszaÅ‚ jêk padaj¹-
    cego przeciwnika. Broñ stuknêÅ‚a na ¿wirowanej alejce. Domenic pod-
    biegÅ‚ do wroga, wymachuj¹c trzymanym w rêce pistoletem.
    DotarÅ‚ do swej ofiary, z trudem chwytaj¹cej dech. ChwyciÅ‚ rannego
    i zaci¹gn¹Å‚ go bli¿ej SwiatÅ‚a.
     Kto ciê tu przysÅ‚aÅ‚? Jak go zw¹?  spytaÅ‚ natarczywie.
    Mê¿czyzna nie odpowiedziaÅ‚. Domenic mocno nim potrz¹sn¹Å‚.
     Gadaj!
     Szatan&  wykrztusiÅ‚ wielki zbir, chwytaj¹c siê za buchaj¹c¹ krwi¹
    pierS.
    Domenic zbladł.
     Co ty wygadujesz, nêdzne Scierwo?!  wrzasn¹Å‚, szarpi¹c go za
    kołnierz.
     Szatan&  powtórzył szeptem.
     Jaki tam z niego szatan!  ofukn¹Å‚ go Domenic.  To zwykÅ‚y czÅ‚o-
    wiek! Mo¿na go zraniæ.
    Rzezimieszek rozeSmiaÅ‚ mu siê w twarz. Po chwili jego oczy za-
    szkliÅ‚y siê, zacz¹Å‚ rzêziæ i dostaÅ‚ Smiertelnych drgawek.
     Nie wa¿ siê umieraæ, bydlaku! ¯¹dam odpowiedzi!
    Ale w chwilê póxniej, najemny morderca nieodwoÅ‚alnie rozstaÅ‚ siê
    z ¿yciem.
    Domenic odepchn¹Å‚ trupa z obrzydzeniem. Bo¿e Swiêty, jeszcze siê
    przez niego pobrudziÅ‚ krwi¹!
     Szatan?&  powtórzył.  Jaki znów szatan? Lucyfer? Belzebub?
    ByÅ‚o to z dwojga zÅ‚ego lepsze ni¿ plotki, które zaczêÅ‚y siê sze-
    rzyæ wSród zbuntowanych wieSniaków. Czarnooki dzikus miaÅ‚ byæ ni
    mniej ni wiêcej tylko ksiêciem Lazarem di Fiore, który wróciÅ‚ zza
    grobu!
    Wierz¹c w to, ¿e naprawdê mign¹Å‚ im w przelocie ostatni z rodu Fio-
    rich, mieszkañcy wyspy znienawidzili nowego gubernatora jeszcze bar-
    dziej ni¿ dawnego. Ale wicehrabia Clemente nie zamierzaÅ‚ tolerowaæ
    podobnej bezczelnoSci!
    137
    I tak czuÅ‚ siê ju¿ zniewa¿ony tym, ¿e musi kierowaæ wszystkimi spra-
    wami wyspy ze swej wiejskiej posiadÅ‚oSci, poniewa¿ ten Å‚otr spaliÅ‚ do
    cna rezydencjê gubernatora.
    Na terenie MaÅ‚ej Genui trwaÅ‚y nadal prace porz¹dkowe; nie zostan¹
    pewnie ukoñczone przed upÅ‚ywem dwóch miesiêcy. Mniej wiêcej tyle
    samo czasu upÅ‚ynie, nim zroSnie siê jego rêka; tak przynajmniej utrzy-
    mywaÅ‚ medyk. Na szczêScie, dziêki Bogu, nie byÅ‚o mowy o amputacji!
    Domenic kopn¹Å‚ trupa, wrzasn¹Å‚ na sÅ‚u¿¹cego i w podÅ‚ym humorze
    wróciÅ‚ do willi. Kiedy sÅ‚uga wypadÅ‚ ze swojej izdebki, Domenic trzasn¹Å‚
    go w gêbê i rozkazaÅ‚ uprz¹tn¹æ zwÅ‚oki.
    Zaatakujcie mnie znów jak najprêdzej!  mySlaÅ‚ z niecierpliwoSci¹, [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.