Index
A Mars geniusza Edgar Rice Burroughs
Rice Anne The Vampire Lestat [en]
Rice Anne Merrick [en]
Boniecka Marta Pani wiatru
Mirski Andrzej MineśÂ‚o 100 lat
5.Michael.Moorcock Znikajć…ca Wieśźa
Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 144 Wezwanie z póśÂ‚nocy
275 Hewitt Kate Noce pod Akropolem
Christopher Moore The Lust Lizard of Melancholy Cove (v5.0) (pdf)
Sara Bell The way you say my name
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arsenalpage.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    sługa spadnie na nią.
    Dokoła było wciąż cicho. Dziewczynki czekały chwilę w cieniu muru, trzymając się
    mocno za ręce. Odblask z okna kuchni leżał jasnym prostokątem na murawie. Nagle do
    uszu ich dobiegł szmer. Tym bardziej przerażający, że dobrze znajomy. Skrzypnęły za-
    wiasy drzwi od ganku wychodzącego na podwórko. Powoli, cichutko, jak gdyby ktoś
    ukradkiem otworzył, a potem zamknął za sobą drzwi. Dwa skrzypnięcia, trzecie jeszcze
    cichsze. Ktoś przytrzymywał drzwi ostrożną ręką.
    April i Dina pomyślały jednocześnie: „Żeby ona tylko nie zauważyła, że ja się boje!”
    Ktoś przemknął jak duch bezszelestnie po schodkach ganku. Tylko butelka mleka
    błysnęła w blasku księżyca, a duchy przecież nie spacerują z butelkami pod pachą. Cień
    przebiegł szybko brzegiem trawnika, krzaki zaszeleściły lekko i znowu zapadła cisza.
    Dziewczynki ostrożnie posunęły się pod murem, a później ścieżką, wydeptaną w za-
    roślach podczas zabawy w komandosów.
    — W razie czego — pocieszała się Dina — zawsze możemy krzyknąć o ratunek.
    — Ja się nie boję — skłamała April.
    Ostatnich parę kroków podpełzły aż pod kępę hortensji. April szarpnęła rękę Diny.
    — To naprawdę on! — szepnęła.
    Mężczyzna ukryty za krzakiem chłeptał mleko tak chciwie, jak by od tygodnia nie
    69
    miał nic w ustach. April i Dina błyskawicznie znalazły się tuż przed nim. Spojrzał na nie
    oczyma nieprzytomnymi ze strachu.
    — Niech się pan nas nie boi — uspokoiła go szeptem Dina. — My pana nie wyda-
    my.
    Tuląc do piersi butelkę, cofnął się o krok.
    — Czy to ładnie, panie Sanford? — skarciła go April. — Mleko po czternaście centów
    litr! Powinnyśmy jednak wezwać policję.
    Wallie Sanford przyglądał im się chwilę. Potem wypuścił z rąk butelkę, wreszcie na-
    wet uśmiechnął się blado.
    — Niech pan wypije do końca to mleko — szepnęła Dina. — Potrzebuje pan odży-
    wienia. Wyjdzie panu na zdrowie.
    Instynktownie dziewczynki wyczuwały, że Sanford jest na granicy ataku nerwowego.
    I również instynktownie znalazły najwłaściwsze wyjście z sytuacji.
    — No, co? — powiedziała Dina do April. — Czy oddamy go w ręce policji?
    — Nie oddamy — odparła April. — Lubimy go. To dobry chłop.
    — Twarz ma poczciwą — stwierdziła Dina. — Mordercy nie miewają poczciwych
    twarzy.
    — Chyba że się maskują — zauważyła April. — Ale ten człowiek nie umiałby nabrać
    muchy.
    — Przyjrzałam mu się dobrze — powiedziała Dina. — Musi być głodny. — Popa-
    trzyła spode łba na oszołomionego pana Sanforda i surowo nakazała: — Proszę wypić
    to mleko!
    — Podejmuję się go wyżywić — rzekła April. — Ale gdzie go ukryjemy?
    Wallie Sanford drżącą ręką odstawił pustą już butelkę.
    — Nie zamordowałem mojej żony — oświadczył.
    — Wiadomo — zapewniła go Dina. — My też tak myślimy. I właśnie staramy się to
    udowodnić.
    Patrzał na nie zdumiony.
    — Dzisiaj rano zdobyłem gazetę — powiedział. — To wy, zdaje się, powiedziałyście
    policji, że strzały padły o godzinie wpół do piątej.Ale to nieprawda.Wysiadłem z pocią-
    gu o czwartej czterdzieści siedem. A jednak ja też słyszałem te strzały.
    — Niech pan tego lepiej nie mówi policji — szepnęła Dina. — Naraziłby się pan, na
    wiele kłopotliwych pytań.
    — Ale dlaczego wy wmawiacie policjantom, że to się stało o wpół do piątej? — spy-
    tał Wallie Sanford.
    — Dlatego — odpowiedziała April — że nie wierzymy, aby to pan zabił panią San-
    ford. Pan nie wygląda na mordercę.
    Wallie Sanford jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
    70
    — Bóg mi świadkiem — wyjąkał — że miałem szczerą ochotę to zrobić.
    Dina i April taktownie milczały przez długą chwilę. Potem odezwała się April:
    — Kochany panie, po co pan tak uparcie tkwi w tej okolicy? Czy nie lepiej by było
    dać nogę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.