Index
Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf)
Kościuszko_Robert_ _Wojownik_Trzech_Światów_03_ _Tata
Czarna Legenda Dziejów Polski – Jerzy Robert Nowak
C Howard Robert Conan i Bogowie Bal Sagoth
Forward, Robert L Rocheworld 3 Ocean Under the Ice
Chazan, Robert God, Humanity, and History
Howard Robert E Tygrysy morza
Heinlein, Robert A The Puppet Masters
Howard, Robert E Conan el Cimmerio
Roberts Alison Rajska wyspa
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mangustowo.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    pełen ludzi, to znaczy wró\ek i czarnoksię\ników, a jego \ona siedziała na sofie z
    miną jakby nigdy nic, mimo i\ poród zaczął się ju\ dobre trzy godziny temu. - Mo\e
    to był fałszywy alarm.
    Camilla, w balowej sukni z cekinami, uderzyła go w ramię wachlarzem ze strusich
    piór.
    - Zostaw to Anie, drogi chłopcze. Ju\ ona się wszystkim zajmie. Sebastiana rodziłam
    trzynaście godzin. Zmialiśmy się pózniej z tego, pamiętasz, Douglas?
    - Dopiero po tym jak przestałaś mnie przeklinać, moje serce.
    - To całkiem zrozumiałe. - Camilla poszła do kuchni, \eby zajrzeć do zapiekanki. Jej
    zdaniem Ana zawsze dodawała za mało szałwi.
    - Gdyby nie to, \e była zajęta czym innym, zamieniłaby mnie w je\ozwierza - wyznał
    Nashowi Douglas.
    - Dzięki. Zaraz się lepiej poczułem  mruknął Nash.
    Douglas poklepał go serdecznie po plecach.
    - Po to tu jesteśmy, Dash.
    - Nash.
    - Rzeczywiście. - Douglas uśmiechnął się dobrotliwie.
    - Mamo! - Morgana ścisnęła matkę za rękę. - Idz i ratuj Nasha przed wujem
    Douglasem. Biedak minę ma nietęgą.
    Bryna odło\yła szkicownik.
    - Mam poprosić tatę, \eby wziął go na spacer?
    - Zwietny pomysł. - Morgana westchnęła z wdzięcznością, kiedy Ana zaczęła jej
    masować ramiona. - Na razie nic tu po nim.
    Ojciec Any, Padrick, opadł na zwolnione przez Brynę krzesło.
    - Jak się miewa nasza dziewczynka?
    - Całkiem dobrze. Na razie. Ale myślę, \e niedługo ju\ się zacznie. - Morgana
    nachyliła się i pocałowała go w pulchny policzek. - Cieszę się, \e tu jesteście.
    - Nie mógłbym być nigdzie indziej. - Padrick kojącym gestem poło\ył jej rękę na
    brzuchu, po czym uśmiechnął się do Any. - A jak ty się miewasz, moje maleństwo?
    Jesteś śliczna jak z obrazka. To po tatusiu, prawda?
    - Oczywiście, \e tak. - Ana zorientowała się, \e Morgana zaczyna mieć skurcze, i
    chwyciła ją mocno za ramiona. - Oddychaj głęboko, kochanie.
    - Mo\e dać jej ziółka? - zapytał Padrick.
    - Jeszcze nie. Na razie radzi sobie całkiem niezle. Mógłbyś mi za to podać mój
    woreczek. Potrzebne mi kryształy.
    - Ju\ się robi. - Padrick wstał, machnął ręką i zademonstrował łody\kę fioletowych
    wrzosów. - Skąd to się wzięło? Potrzymaj to przez moment, bo ja mam co innego do
    roboty.
    Morgana przytuliła wrzosy do policzka.
    - Padrick to najmilszy człowiek na świecie.
    - Będzie rozpieszczał twoje maluchy jak nikt. Papa uwielbia dzieci. - Ana wyczuła, \e
    bóle Morgany zaczynają się nasilać. - Myślę, \e niedługo powinnaś iść na górę.
    - Jeszcze nie. - Morgana chwyciła ją za rękę.  Tak mi tu z wami dobrze. - Gdzie
    ciocia Maureen?
    - Mama jest w kuchni. Pewnie kłóci się z ciocią Camillą nad zapiekanką.
    Morgana jęknęła i zamknęła oczy.
    - Bo\e, mogłabym zjeść całe tony.
    - Pózniej - obiecała jej Ana i podniosła oczy. Od drzwi słychać było szczęk
    łańcuchów i potępieńcze jęki.
    - Ktoś przyszedł.
    - Biedny Nash. Nie miał okazji nacieszyć się swoimi pomysłami. Czy to Sebastian?
    Ana odwróciła głowę.
    - Aha. Razem z Mel krytykują hologramy. A teraz śmieją się z maszynki do
    puszczania dymu i nietoperzy.
    Sebastian energicznie wkroczył do pokoju.
    - Amatorzy!
    - A Lydia tak się przestraszyła, \e krzyczała bez końca - opowiadała Jessie o
    zbudowanym w szkole nawiedzonym zamczysku. - A potem Frankie zjadł tak du\o
    ciastek, \e a\ zwymiotował.
    - To dopiero historia. - śeby zapobiec podobnym przygodom, Boone ju\ wcześniej
    schował połowę słodyczy, które Jessie uzbierała do torby, odwiedzając w przebraniu
    sąsiadów.
    - Mój kostium był najładniejszy. - Kiedy wysiedli z samochodu przed domem
    Morgany, Jessie okręciła się na pięcie tak, \e ró\owy materiał zawirował wokół jej
    drobnej figurki. Zadowolony z siebie, Boone przykucnął, \eby przypiąć jej skrzydła z
    aluminiowej folii. Przygotowanie kostiumu zajęło mu prawie dwa dni. Ale patrząc na
    córkę, uznał, \e było warto.
    Jessie uderzyła go w ramię tekturową ró\d\ką.
    - Teraz jesteś moim księciem z bajki.
    - A przedtem kim byłem?
    - Brzydką ropuchą. - Jessie zapiszczała, kiedy uszczypnął ją w czubek nosa. - Jak
    myślisz, co powie Ana? Czy pozna, \e to ja?
    - Na pewno nie. Ja sam ciebie nie poznaję. - Po wspólnej naradzie zrezygnowali z
    maski i Boone pomalował jej policzki na ró\owo, usta na czerwono, a powieki na
    złoto.
    - Poznamy całą rodzinę - przypomniała mu Jessie, jakby potrafił o tym zapomnieć. Od
    tygodnia perspektywa tego spotkania napawała go lękiem. - A ja znowu zobaczę psa i
    kota Morgany.
    - Tak. - Boone próbował udawać, \e pies go nie niepokoi. Wprawdzie Pan wyglądał
    jak prawdziwy wilk, ale podczas ostatniej wizyty był bardzo przyjazny i łagodny.
    - To będzie najlepsze przyjęcie na Halloween, jakie miałam. - Jessie wspięła się na
    palce i nacisnęła dzwonek. Zza drzwi rozległy się jęki i szczęk łańcucha.
    Drzwi otworzył starszawy, łysiejący jegomość o wesołych oczach. Spojrzał na Jessie i
    zahuczał:
    - Witaj w nawiedzonym zamczysku. Wejście na własne ryzyko.
    Jessie miała oczy wielkie jak spodki.
    - Naprawdę jest nawiedzony?
    - Wejdz... jeśli masz dość odwagi.  Przykucnął i nagle wyciągnął z rękawa
    puszystego wypchanego królika.
    - Och! - Jessie, zachwycona, przytuliła go do policzka. - Czy pan jest magikiem?
    - Oczywiście, \e tak. Jak wszyscy.
    - Ja jestem dobrą wró\ką.
    - To ładnie. A to twój narzeczony?  Mę\czyzna podniósł oczy na Boone'a.
    - Nie - zachichotała Jessie. - To mój tatuś. A ja, tak naprawdę, jestem Jessie.
    - A ja, tak naprawdę, jestem Padrick.
    Padrick wyprostował się i choć oczy miał nadal pełne radości, Boone był pewny, \e
    starannie go taksują.
    - A pan?
    - Nazywam się Sawyer. - Boone wyciągnął rękę.
    - Boone Sawyer. Jesteśmy sąsiadami Anastasii.
    - Powiadasz, sąsiadami? Ale to chyba nie wszystko. Wejdzcie, proszę. - Ujął Jessie za
    rękę. - Chodz, zobaczymy, co my tu dla ciebie mamy.
    - Duchy! - wykrzyknęła nagle Jessie.  Zobacz tato, duchy!
    - Całkiem niezła robota jak na amatora - stwierdził Padrick. - A tak przy okazji, Ana
    właśnie zabrała Morganę i Nasha na górę. Dziś w nocy urodzą się nam bliznięta.
    Maureen, kwiatuszku, poznaj sąsiadów Any.
    Postawna amazonka w szkarłatnym turbanie wyłoniła się z kuchni i ruszyła w ich
    stronę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.