Index 62 Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i Zamek Czocha Zbrojni 01 Zamek Laghortow Thorhall EM 13 Carole Mortimer Zamek na wrzosowisku Blake Jennifer OgrĂłd grzechu Blake Jennifer Z dala od zgieĹku Crouch Blake Pustkowia Christie Agatha ĹmierÄ w chmurach McMahon Barbara RozwaćąćËny i romantyczna Grammar Practice PRE INTERMEDIATE Suzanne Carey Us |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Odrzuciła głowę na oparcie kanapy i ze zmęczenia przymknęła oczy. %7łałowała, że nie umie wymazać tego pocałunku z pamięci tak łatwo, jak Danny starł go z ust. Wiedziała, że wspomnienie tamtej chwili będzie towarzyszyć jej do końca życia. Danny poruszył się niespokojnie. Niczego bardziej nie pragnął, niż wziąć Brooke z powrotem w ramiona. Teraz, kiedy oboje przyznali się do swoich uczuć, dzieliło ich tylko pół metra kanapy i jego załamująca się samokontrola. To go przerażało. Tym bardziej że nie dowiedział się przecież, dlaczego go pocałowała. W pewnej chwili zauważył, że Brooke patrzy na niego ze smutkiem. Położyła dłoń na jego dłoni. - Danny, ja. - Cii - powiedział. - Już w porządku. - Nieprawda. Nie chcę... nie mogę cię stracić - oznajmiła drżącym głosem. - 94 S R Nie mogę stracić twojej przyjazni. Nie przez coś tak szalonego jak nasz pocałunek. - Nie stracisz mnie, Brooke. Nigdy - obiecał. Nagle uświadomił sobie, że on również może ją stracić. Jeśli postąpi niewłaściwie albo będzie za mocno naciskał. Ale z drugiej strony czy może wszystko zaryzykować: lojalność wobec Cala, strach przed związkiem, jego opinię zawodową, podczas gdy ona nie obiecuje nic w zamian? Brooke patrzyła na niego zatroskana. Jej zielone oczy były ogromne, a usta nabrzmiałe. Danny nie mógł skupić myśli. W końcu to ona przerwała ciszę. - Sama nie wiem, dlaczego wciąż przy mnie jesteś, Danny - jęknęła i posłała mu łzawy uśmiech. - Już tyle razy zrobiłam z siebie idiotkę. Często podejmuję niewłaściwe decyzje, a mimo to trzymam się ich, jakby były wyryte w kamieniu. Nie jestem porządna. Nie umiem gotować i łatwo się irytuję. Moje małżeństwo okazało się katastrofą. W ramach sportu uprawiam jogę albo ganiam za dzieciakami. Muszę stanowić dla ciebie nie lada ciężar. - Naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego wciąż przy tobie jestem? Wiedział, że nie powinien jej tego mówić i całkowicie się odkrywać. Ona pewnie też powinna już odpuścić. Zdradzono jej zaufanie. Wymagano od niej zbyt wiele. Zniszczono jej wiarę we własne siły. Straciła dom, przyjaciół i swoje życie. Ledwie wiązała koniec z końcem i nie należy przysparzać jej kłopotów. Ale kiedy tak na niego patrzyła, nie potrafił zrobić nic innego. Westchnął głęboko. - Jesteś dobra. Zaciekle bronisz tych, których kochasz. Masz wspaniałą duszę i charakter. Jesteś czuła, zabawna i zaskakująca. A mężczyzna musiałby być kompletnie ślepy, żeby nie dać się uwieść spojrzeniu tych twoich zielonych oczu. Brooke patrzyła na niego bez słowa. - Moje oczy są brązowe, a nie zielone - powiedziała, kiedy odzyskała głos. Danny dokładnie przyjrzał się najpierw jej jednemu oku, potem drugiemu. Poddając się impulsowi, położył dłoń na jej policzku. - Nie - powiedział, przeciągając głoski i delikatnie się uśmiechnął. - Są zielone. Zależnie od nastroju mają kolor pączkujących liści albo jesiennych drzew. I 95 S R są najpiękniejsze na świecie. Chwyciła jego dłoń. Danny mógłby przysiąc, że dostrzegł łzy w jej oczach. Wiedział, że jeśli Brooke się rozpłacze, on nie znajdzie w sobie sił, aby odejść i zda się na jej łaskę. A ona starci do niego cały szacunek. Delikatnie wyswobodził rękę z uścisku jej palców. - Myślę, że pora powiedzieć dobranoc. Chyba że chcesz skończyć oglądać film? - Po co, skoro w ogóle nie wiem, o co w nim chodzi? - odparła z nikłym uśmiechem. Danny włożył ręce w kieszenie spodni. Za bardzo kusiło go, by ją objąć, przytulić i pocieszyć. - Bądz gotowa na ósmą. Od jutra zaczynasz pracę w mojej firmie, dobrze? - powiedział i wyszedł. Brooke odetchnęła głęboko, próbując zapanować nad drżeniem. Nie miała pojęcia, co się tu wydarzyło. Jedno jednak wiedziała na pewno: wszystko się zmieniło. Nie jest już tą samą kobietą co trzy miesiące temu. Ale nie była też pewna, czy jest tą frywolną namiętną kobietą, która jeszcze niedawno całowała Danny'ego. Mimo wszystko pocałowałam go, pomyślała. A on oddał mi pocałunek. Odtąd już nic nie będzie takie samo. Przekroczyliśmy pewną niewidzialną granicę i nie ma już powrotu. Wiedziała też, że gdyby skrzywdził ją ten mężczyzna, rana w jej sercu nie zagoiłaby się nigdy. 96 S R ROZDZIAA DZIESITY Następnego ranka, pięć minut po dziewiątej, Brooke zasiadła przy biurku w swoim nowym gabinecie w agencji Good Sports. Pokój był olbrzymi, biurko masywne, a półki regałów uginały się pod ciężarem albumów ze zdjęciami i kolekcji płyt CD z nagranymi meczami. Dostała też laptopa z ogromnym ekranem i telefon z tyloma przełącznikami, że wyglądał jak mały pojazd kosmiczny. Doszła do wniosku, że do pełni szczęścia brakuje jej zdjęć dzieci. Odetchnęła pełną piersią i na chwilę położyła stopy na biurku, ciesząc się, że mimo wszystko nic więcej nie zaszło między nią a Dannym. Nie musiał wiedzieć, że ona wciąż rozmyśla o tamtym pocałunku i o jego słowach. To będzie mój mały sekret, uznała. Naprawdę była dobra w dochowywaniu tajemnic. W recepcji rozdzwonił się telefon, a zza drzwi dobiegał pomruk wielu głosów, stukanie klawiszy i szum telewizorów ustawionych na wiadomości sportowe. Rano podróż do pracy minęła Brooke i Danny'emu w napiętej atmosferze. Niewiele rozmawiali, a kiedy razem sięgnęli do radia i ich ręce się spotkały, odskoczyli jak oparzeni. Potem siedzieli już w zupełnej ciszy. Brooke zaklęła pod nosem. Zachowywali się jak stare małżeństwo. Mogła mieć tylko nadzieję, że niezręczność szybko minie i znów będą przyjaciółmi. Chociaż to słowo nie opisywało zbyt dokładnie jej związku z Dannym. Kiedy jej telefon zabrzęczał, ostrożnie podniosła słuchawkę. - Cześć, Brooke. - Witaj, Lucille. - Rozgryzłaś już centralkę telefoniczną? - Tak, dzięki. - To super. Linia pierwsza należy do Danny'ego. Powodzenia! Lucille rozłączyła się, ale natychmiast na konsoli zapaliło się inne, czerwone 97 S R światełko. Brooke wzięła głęboki wdech i rozprostowała ramiona. - Biuro Danny'ego Fincha - powiedziała. - Brooke przy telefonie. Po drugiej stronie linii zapanowała cisza. Brooke zdążyła pomyśleć, że to pomyłka albo głupi dowcip, kiedy odezwał się kobiecy głos: - Brooke Findlay? - Owszem - przyznała, czując niemiły dreszcz. - Tu Rachel Cross ze Sports Scene". Kilka dni temu rozmawiałyśmy o możliwości wywiadu... Czy pracujesz teraz dla Danny'ego? Widocznie jestem skazana na porażkę, pomyślała żałośnie Brooke. Los mógł mnie pokarać wrzeszczącym futbolistą, wściekłym rowerzystą albo rozhisteryzowanym pływakiem, a tymczasem już pierwszego dnia zsyła mi węszącą sensację reporterkę. Przygryzła wargę, żeby nie powiedzieć czegoś niemiłego. - W czym mogę pomóc? - Prosiłaś, żebym zadzwoniła do biura Danny'ego, więc dzwonię. - Ach tak. Przykro mi, ale Danny ma w tej chwili spotkanie. Oczywiście przekażę mu wiadomość. Proszę chwileczkę poczekać, tylko wezmę długopis. Brooke otworzyła szufladę biurka, ale zamiast przyborów do pisania znalazła małe pudełeczko przepasane wstążką. Przyglądała się mu przez dłuższą chwilę. Do wstążki była przyczepiona karteczka z jej imieniem. Zerknęła na korytarz, ale nikogo tam nie było. Wyjęła pudełeczko tak ostrożnie, jakby kryło bombę. Otworzyła kartkę. Nie wiedziałaś, że każda dziewczyna dostaje prezent pierwszego dnia pracy? To jedna z tysiąca fajnych rzeczy związanych z nową pracą. Danny. Roześmiała się i zakryła usta dłonią, bojąc się, że zaraz wybuchnie płaczem. Prawie tymi samymi słowami Danny pocieszył Beau pierwszego dnia w nowej szkole. Potrafił być naprawdę wspaniały. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||