Index Sean Michael Between Friends 01 Between Friends Beaton M.C. Hamish Macbeth 01 Hamish Macbethi ĹmierÄ plotkary Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka McNish Cliff Tajemnica zaklÄcia 01 Tajemnica zaklÄcia Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept Malin Wolf Drachenkrieger 01 Drachenliebe Jo Clayton Drinker 01 Drinker Of Souls Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 01 The Sword Antologia BarbarzyĹcy [Rebis] 01 BarbarzyĹcy_ Tom 1 (1991) Diana Hunter [Submission 01] Secret Submission [EC] (pdf) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] nawzajem. Tymczasem grupa Morhta wracała już powoli do miejsca, gdzie pozostawili konie pod opieką Urlina. Nie natknęli się na nic niepokojącego, a okolica sprawiała wrażenie nieodwiedzanej przez nikogo od dawna. Młokos zaszalał zaczął kpiąco Artch. Will machnął lekceważąco ręką. Nauczy się. Ile z nami jest, drugi tydzień? Dziesiąty dzień mruknął Morht. Niech mi na razie nie wchodzi w drogę. Popatrzył znacząco na Willa. Na drugi raz mogę nie być taki miły. Artch roześmiał się. Znali aż za dobrze swojego dowódcę i rozumieli jego postępowanie. Mogli razem napić się w karczmie, mogli pożartować przy ognisku, a nawet zabawić się z chętnymi dziewkami w jednym z zamtuzów, jednak kiedy przychodziło do decydowania, nikt z nich nie próbował podważać rozkazów Morhta. Ten wysoki na osiem stóp, postawny mężczyzna, o mięśniach jak ze stali, z wyglądu przypominający któregoś z barbarzyńców zamieszkujących Pogórze Niedzwiedzie, górował nad większością najemników nie tylko siłą i wzrostem. Służył najdłużej u Sir Eryka Laghorta, walczył razem z nim i jego żoną w obronie Arwen; a kiedy zmęczony wojaczką rycerz osiadł na stałe w rodzinnych stronach, to właśnie Morhtowi powierzył zorganizowanie oddziału zbrojnych, którzy zadbaliby o ochronę zamku oraz podległych wiosek. Sprowadził go do siebie, zapewniając dach nad głową, wyżywienie i godziwy żołd. Morht bez wahania przyjął propozycję, mając serdecznie dosyć pilnowania porządku w karczmach w zamian za ciepłą strawę i nocleg. Gdy kilka tygodni pózniej Morht został wezwany przed oblicze króla Berona, niezwłocznie wyruszył w podróż, zatrzymując się na krótki postój w Arwen. Tutaj odnalazł Quena, uwięzionego w lochach opuszczonej twierdzy magów, gdzie tkwił jako jeniec wojenny oskarżony o podżeganie do buntu. Ich poprzedni dowódca, Daveth, został stracony kilka dni wcześniej, jak zdołał się dowiedzieć. Ceremonia, na którą podążał do króla, wydała mu się w tamtej chwili mniej ważna. Poinformował natychmiast o wszystkim Sir Eryka i jego małżonkę Lyannę. Wydobycie nieprzytomnego przyjaciela zajęło im kilka godzin, wyleczenie ran zadanych mu na torturach trwało o wiele dłużej. Uspokojenie rozwścieczonej Lady Lyanny, która nie przebierała w słowach i czynach, dopuszczając się pobicia jednego ze strażników, próbującego im przeszkodzić w uwolnieniu przyjaciela, Morht przezornie pozostawił jej mężowi. Sam wolał nie oberwać przypadkiem od rozjuszonej kobiety, a widząc jej furię, poważnie obawiał się, że mogłoby do tego dojść. Jednak to właśnie dzięki staraniom i trosce Lyanny Quen stosunkowo szybko doszedł do siebie. Morht ściągnął gniewnie brwi. Gdyby dorwał w swoje ręce tego, kto uwięził jego przyjaciela na kilka długich miesięcy w lochach... Szedł szybkim krokiem, pozostawiając nieco w tyle Willa i Artcha, którzy zaśmiewali się z wyrywnego Urlina. Głowę dowódcy zaprzątało coś innego. Wycie nie było głosem zwykłego wilka, jakie przenosiły się w te okolice na zimę. Kobiecy pisk też wydawał się dziwny, jakiś zduszony. Przypomniały mu się zasłyszane od wieśniaków opowieści o topielcach zamieszkujących pobliskie jezioro, jednak niechętnie dopuszczał do siebie myśl, że stare legendy mogłyby zawierać ziarno prawdy. Urlin niecierpliwie spacerował po ścieżce, wypatrując towarzyszy. Z niepokojem rozglądał się dookoła, wciąż nie przyznając sam przed sobą, że odczuwa coraz większy strach. Auu! Coś z głośnym wyciem skoczyło mu na plecy. Chłopiec w pierwszej chwili zdrętwiał z przerażenia. W drugiej zamachnął się, chcąc na oślep trafić napastnika i pozbyć się ciężaru. Już, już, spokojnie. Will, podchodząc bliżej, klepnął wystraszonego młodzika w ramię. Artch, złaz z niego, bo uznam, że ci dziewek mało. Obaj roześmiali się głośno, widząc skwaszoną minę Urlina, który spoglądał na nich podejrzliwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||