Index Finch, Carol Cora Tiffany Lieben und Lachen 0005.1 Hobby Liebe (Dina4) Carol A Freeman As The Eagle Cries Sharon's Journey Home (pdf) M012. Wood Carol MiĹoĹÄ zwyciÄĹźca wszystko Mortimer Carol ChcÄ tylko ciebie Grace Carol Prezent dla szefa 1029. DUO McKay Emily Najlepszy w Ĺwiecie seks Cassel Emily Absolwentka 059.Marinelli Carol Biznesmen i dziennikarka Janice Kaiser Dramat w Hollywood McGahern John Miedzy niewiastami |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. - Chyba zapomniałeś, że mam córkę - powiedziała chłodno. - Nie miałabym jej z kim zostawić. Nie chcę nadużywać uprzejmości mojej koleżanki, która zajmuje się Emily, kiedy jestem w pracy. RS 42 Argument był nie do odparcia, więc zadowolona z siebie uznała rozmowę za zakończoną i wróciła do przerwanych zajęć. Ku jej zaskoczeniu Guy nie wychodził. - Wez ją ze sobą - zaproponował. Znieruchomiała w połowie składania podpisu. Zacisnęła zęby i obrzuciwszy go w myślach paroma niewybrednymi epitetami, zmusiła się do uśmiechu. - To chyba nie jest najlepszy pomysł. - Chyba? Czy to oznacza może"? - To oznacza nie". - Naprawdę wolisz siedzieć sama w domu i dobijać się myślami o pogrzebie? - Twoje słowa tylko potwierdzają, że nie masz pojęcia o tym, jak wygląda moje życia - stwierdziła, odkładając długopis. - Prosto z pracy jadę po Emily, potem daję jej kolację, odrabiam z nią lekcje, kąpię ją, przygotowuję dla nas obu ubrania, słucham, jak czyta, a potem sama jej czytam. Kiedy zaśnie, mam pół godziny dla siebie. A potem padam na łóżko, żeby po paru godzinach wstać i zacząć wszystko od nowa! Opowiedziała mu o tym celowo, tak by raz na zawsze dotarło do niego, w jak trudnej jest sytuacji. Chciała go po prostu zniechęcić, lecz raczej jej się nie udało. Uważała, że po tym, co usłyszał, powinien pożegnać się i wyjść, tymczasem on nadal przed nią stał i czarował ją tym swoim leniwym uśmiechem. - Podjęłam decyzję - oznajmiła po chwili. - Pójdę. - Na kolację? - Na pogrzeb! - obruszyła się, lecz jego niepoprawny optymizm sprawił, że musiała się uśmiechnąć. - Madison, naprawdę nie musisz być na pogrzebie. - Ale chcę. Po pierwsze po to, żeby pożegnać profesora, a po drugie, żeby pogrzebać moje własne demony. Trochę się boję, że puszczą mi nerwy i tylko się wygłupię. - Będę przy tobie - powiedział z naciskiem. -Przez cały czas. Nie zostaniesz sama. - Poradzę sobie. - Nie wątpię. Ale nie dam ci okazji, żebyś mogła udowodnić, jak bardzo jesteś dzielna. Jeśli mogę coś ci radzić, to nie zgadzaj się na żadne przemówienie. Po prostu tam bądz. Przyjadę po ciebie o wpół do dziesiątej. - Przecież nawet nie wiesz, gdzie mieszkam. RS 43 - Jako pełniący obowiązki ordynatora dowiem się. tego z łatwością - oznajmił z rozbrajającym uśmiechem. RS 44 ROZDZIAA CZWARTY - Mamusiu, jak zmarli idą do nieba, to dlaczego na pogrzebach ludzie płaczą? - Bo tęsknią za tymi, których kochali - odparła Madison ze ściśniętym gardłem. Wolałaby, żeby córka skupiła się na zapinaniu pasa, bo chciała jak szybciej odwiezć ją do szkoły. W ogóle wolałaby, żeby ten dzień już się skończył. - A ty tęsknisz za tatą? Zwiadoma, że para bystrych oczu obserwuje ją we wstecznym lusterku, powstrzymała grymas niechęci. Odetchnęła głęboko i wolno skinęła głową. - Oczywiście, że za nim tęsknię. A on na pewno tęskni za tobą. - A on mnie widzi? - Tak. - I wie, że jest mi dobrze? - Wie - odparła, modląc się, by Emily nie drążyła więcej tego tematu. - Myślę, że jest z ciebie dumny. - Powinnaś znalezć sobie chłopaka, mamo. Hej, silnik ci zgasł! Jak Bóg chce człowieka pokarać, czasem spełnia jego życzenia, pomyślała Madison ponuro i wcisnąwszy sprzęgło, ponownie uruchomiła samochód. - Ciocia Helen ma nowego chłopaka. - Tak? A skąd wiesz? - Richard mi mówił. Ałe w tajemnicy, więc nas nie wydaj. Ciocia Helen już nie ma siwawych włosów, tylko jasny blond. A Richard słyszał, jak rozmawiała z kimś przez telefon i mówiła, że w piątek ma randkę i ma nadzieję, że pójdą do jakiejś drogiej restauracji. A on to ma taki sam zawód jak pan Jezus. - Kto taki, kochanie? - No, ten nowy chłopak cioci. Jest cieślą. - W porządku? - usłyszała zamiast powitania. Skinęła głową i szerzej otworzyła drzwi, zaraz jednak wzruszyła bezradnie ramionami. - Sama nie wiem... - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze - zapewnił Guy, wchodząc do środka. - Zresztą na wszelki wypadek przygotowałem plan B. - Plan B? RS 45 - Tak. Jeśli poczujesz, że jesteś na skraju załamania, daj mi znak. Będę udawał, że zemdlałem i wtedy wszyscy rzucą się, żeby mnie ratować, a na ciebie nikt nie zwróci uwagi. - Przestań! - fuknęła, ale na jej ustach pojawił się blady uśmiech. Pierwszy tego okropnego ranka. - Wejdz dalej - zaprosiła go. - Jestem już prawie gotowa. Jego wysoka sylwetka zdominowała przestrzeń, wywołując złudzenie, jakby hol nagle się skurczył. Madison nigdy dotąd nie widziała Guya w garniturze. Zrobił na niej ogromne wrażenie. - Masz ładny dom - rzekł z uśmiechem. Dziękuję - odparła, traktując jego słowa jak zdawkową uprzejmość. - Mówię poważnie - zaznaczył, rozglądając się dookoła. - Bardzo tu przytulnie. Jak w prawdziwym domu. - Bo to jest prawdziwy dom! - Roześmiała się nerwowo. - Czego się spodziewałeś? - Szczerze mówiąc... nie wiem. - Bezradnie wzruszył ramionami. - Chyba nieskazitelnej czystości i idealnego porządku. Tylko nie zrozum mnie zle, nie chodzi o to, że masz tu bałagan - zastrzegł. - Sądząc po tym, jak wygląda twój gabinet i jaka jesteś w pracy, myślałem, że twój dom będzie przypominał laboratorium. - Przecież tu jest porządek! W każdym razie ja tak uważam. Wczoraj sprzątałam ponad dwie godziny, bo miałeś przyjść. W pracy rzeczywiście muszę mieć wszystko pod kontrolą, ale w domu już nie. Zresztą jak się mieszka z pięciolatką, człowiek błyskawicznie się uczy, że pewne rzeczy trzeba sobie odpuścić. Nagle wróciła myślą do porannej rozmowy z Emily i z jakiegoś niezrozumiałego powodu zapragnęła mu ją powtórzyć. Posłuchała jednak głosu rozsądku i nie zrobiła tego. - Napijesz się kawy? Mamy jeszcze mnóstwo czasu. - A ty masz ochotę na kawę? - Tak. Wolę denerwować się tutaj niż tam - wyznała i poszła do kuchni. Guy postanowił dotrzymać jej towarzystwa. Usiadł na ławie i w milczeniu obserwował jej krzątaninę. Zwrócił uwagę na nerwowe ruchy jej rąk, gdy sypała kawę do filiżanek, i na kolorowe dziecięce rysunki na lodówce. Kiedy wyjmowała z szafki cukier, mimowolnie przyjrzał się zawartość półek, na których oprócz herbatników i pudełek z płatkami śniadaniowymi stał długi rząd gotowych potraw. Były to pojedyncze porcje przeznaczone do RS 46 odgrzewania w kuchence mikrofalowej, takie same jak te, które jadła w szpitalu. Miał przeczucie, że poza nimi nie jada niczego innego. - A jak ty sobie radzisz z tą sytuacją? - zapytała, gdy wróciwszy do pokoju, usiedli na kanapie. - Profesor mówił, że się znaliście. Pracowaliście razem? - Formalnie tylko raz. Ale w ostatnich latach często się z nim kontaktowałem, telefonicznie albo przez internet. Kiedy jezdziłem po świecie w ramach misji medycznych, Gerard był moim doradcą. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że nie było mi dane z nim pracować. - I właśnie dlatego zdecydowałeś się na pracę w naszym szpitalu? %7łeby być bliżej profesora? Bo przecież dla specjalisty z twoim doświadczeniem nie- wielki podmiejski szpital nie jest żadnym zawodowym wyzwaniem. - Niezupełnie. Tworzenie szpitala od podstaw to zawsze ciekawe doświadczenie. Uznałem, że coś takiego będzie dobrze wyglądało w życiorysie - odparł. - Choć muszę przyznać, że był i drugi, o wiele bardziej prozaiczny powód. Otóż po latach życia w namiocie i spania pod moskitierą uznałem, że klucze do własnego mieszkania to bardzo kusząca perspektywa. - Znudziło ci się podróżowanie? - Chwilowo tak. A dlaczego wybrałeś Melbourne? Masz tu rodzinę? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||