Index John D MacDonald Travis McGee 13 A Tan and Sandy Silence John Gardner Bond 00 Licence Renewed(v2.0) John Ringo Voyage 01 Into the Looking Glass cleland john pamietniki fanny hill John Dalmas Yngling 3 The Circle of Power John Dalmas Fars Coyne John Furia Ivan Cankar Knjiga za lahklomiselne ljudi Antologia BarbarzyśÂcy [Rebis] 01 BarbarzyśÂcy_ Tom 1 (1991) Lauren Dane Taking Chase (Samhain) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] pogrążony w miłej rozmowie z klientem, którego uprzejmie odprowadził do głównego wyjścia. Jeden z kasjerów wskazał mu starszych państwa czekających pod gabinetem. Kiedy wrócił, zaprosił ich do środka. Był wysoki i siwowłosy i nie znał ich. Gdy szukał teczki Morana, rozległo się pukanie i do gabinetu weszła dziewczyna, niosąc filiżankę na spodeczku. Zapachniała kawa. Na brzegu spodeczka balansowały dwa figowe sucharki. Następnie zadzwonił telefon. Ledwo dyrektor usłyszał, kim jest jego rozmówca, zarzucił poszukiwanie teczki Morana i przysunął fotel do biurka. Wywiązała się długa rozmowa na temat wyborów w klubie golfowym, w czasie której dyrektor zjadł oba sucharki i wypił kawę. Rose raz po raz zerkała z niepokojem na Morana. W czasach kiedy się poznali, dawno już wypadłby z gabinetu, trzaskając drzwiami. Tymczasem siedział, przygnębiony i jakby znużony, nie rozglądając się na boki. Wciąż jeszcze tam był, kiedy dyrektor skończył rozmawiać i przeprosił. Z jakiegoś powodu najwyrazniej uznał, że załatwił już sprawę, z którą przyszli, i teraz łaskawie odprowadził ich do drzwi. Wyszli bez słowa. Rose nie posiadała się ze złości. W życiu nie spotkałam tak zle wychowanego człowieka. A kogo to obchodzi? spytał Moran. Nikogo. Mnie to obchodzi odparła wzburzona. Ty się nie liczysz. Nikt nie będzie zawracał sobie tobą głowy. W czasie weekendu Rose tyle razy wracała do tego zajścia, żaląc się Monie, że wreszcie i ona wpadła w gniew. Uparła się, że w poniedziałek wezmie wolne i pójdzie do banku zrobić awanturę dyrektorowi. Mówię ci, dawniej nie ośmieliłby się tak potraktować tatusia. Powiem mu parę słów do słuchu. I złożę na niego skargę. Szkoda na niego twojego czasu. Teraz to Rose próbowała załagodzić. Daj spokój. Jeśli jest aż tak głupi, dlaczego to ty masz go wychowywać zażartowała po swojemu. Dawniej tatuś szybko nauczyłby go manier. Złożę na niego skargę powiedziała Mona. Ale nie zrobiła tego. W długie wieczory, kiedy Moran po raz kolejny podliczał posiadane fundusze albo pisał do Michaela, jego żony lub którejś z dziewcząt, wielokrotnie powtarzał Rose, że tylko raz w życiu naprawdę mu nie wyszło, z jednym z jego własnych dzieci, i że ta świadomość nie daje mu spokoju. Czuję, że myśli, iż wyrządziłem mu jakąś krzywdę. Wiesz, że to nieprawda. Luke zawsze brał takie sprawy nazbyt osobiście. W każdej rodzinie zdarzają się różnice zdań i nikt inny nie robi z tego problemu powiedziała Rose. Chciałbym go zobaczyć, ale wiem, że nie przyjedzie. Nie żywię do niego urazy. Ja wszystko mu wybaczyłem. Jeśli mu to napiszę, przynajmniej będę wiedział, że wina nie leży po mojej stronie. Będę miał czyste sumienie. Przez kilka kolejnych wieczorów pisał list do Luke'a. W trakcie pisania wróciła część dawnej zaciekłości. Ukończony list był krótki. Nie pokazał go Rose. Są w moim życiu takie chwile, kiedy zastanawiam się, czy jestem przy zdrowych zmysłach zaczynał się list. Wszyscy powariowali oprócz mnie i ciebie, zresztą co do siebie też mam wątpliwości. Rose uważa, że nie jesteśmy ani gorsi, ani lepsi od innych, a pozostało mi już zbyt niewiele życia, by chować urazę, prawdziwą czy wyimaginowaną. Jestem już całkiem na nic. Nie chciałem ciebie skrzywdzić w przeszłości i nie chcę cię skrzywdzić w przyszłości, a jeśli to uczyniłem myślą, mową lub uczynkiem, przepraszam. Zaraz zakwitną żonkile, a także krzewy, kwiaty, drzewa owocowe etc. Wkrótce zaczniemy sadzić. Zmęczyło mnie to myślenie, kogo to zresztą obchodzi? Tatuś". Musi być umierający, pomyślał Luke po przeczytaniu listu. W pierwszym odruchu odłożył go na bok, ale kiedy przeczytał go jeszcze raz, poczuł do Morana to samo, co czułby do każdego śmiertelnika, odpisał mu więc w podobnym tonie. Nie żywił do niego złości ani urazy. Nie miał mu nic do wybaczenia. Było mu przykro i przepraszał za cierpienie, którego przysporzył. Nie tego od niego chciał, ale tym będzie musiał się zadowolić. Zadzwoniła Maggie. Powiedziała, że jedzie do domu i chce, by Luke pojechał razem z nią. Zjeżdżają wszyscy do Great Meadow, wskrzesić Dzień Zwiętego Manchana. Tatuś jest w złej formie. Pamiętasz, jak dawno temu w Dzień Zwiętego Manchana odwiedzał nas McQuaid? Uważamy, że nasz przyjazd może poprawić tatusiowi samopoczucie. Rose mówi, że po naszej wizycie w święta poczuł się lepiej. Nic tam po mnie powiedział Luke. Nie mogę z tobą pojechać. Chce cię widzieć. Napisał do mnie. Wiem. Odpisałem. Twój list jeszcze do niego nie dotarł. Napisałem mu to samo, co on mnie. Nie czuję do niego złości. Nie czuję nic. To dlaczego nie możesz pojechać do domu razem z nami? Nic tam po mnie. Nie potrafię się z nim dogadać. Nigdy się nie starałeś. Teraz jest już za pózno. Nie pomagasz mi. Nikomu nie pomagasz. Moran nie narzekał na brak uwagi. Dziewczęta stawiły się w komplecie, wtedy i jeszcze kilka razy potem. Zaplanowały całe lato tak, żeby Rose jak najmniej była sama. W sierpniu przyjechał Michael z żoną i dwójką dzieci. Gdy skończyło się lato, z Dublina co weekend przyjeżdżała Mona. Sheila dołączała do niej, gdy tylko mogła. Moran opadał z sił. Przeszedł kilka drobnych udarów. Poczuły, że ten niegdyś potężny mężczyzna, który był integralną częścią ich życia, w każdej chwili może im się wymknąć. Przyjechały razem na Boże Narodzenie i postanowiły przyjechać znowu pod koniec lutego, wskrzesić Dzień Zwiętego Manchana. Wyjaśniły Rose, że co roku tego dnia przyjeżdżał na wystawną kolację McQuaid; wspominały nerwówkę, radosne podniecenie, opowieści o dniach chwały, whiskey, którą wypijał McQuaid. Rose od początku miała wątpliwości co do tego pomysłu. Nie rozumiała, w jaki sposób zwykłe wskrzeszenie dnia, o którym do tej pory nawet nie słyszała, miałoby dokonać cudu, ale dziewczęta uczepiły się tego pomysłu, uznała więc, że nie może im wchodzić w paradę. Chciały, żeby to była niespodzianka. Wbrew [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||