Index
Brendan Mary Dumne i piekne 02 Tajemnica portretu
Clark Mary Higgins Noc jest moją porą
Laurie King Mary Russel 07 The Game
Baxter Mary Lynn NajwaĹźniejsza noc
McComas_Mary_Kay_ _Pocałuj_mnie
Higgins Clark Mary Śmierć wśród róż
Baxter Mary Lynn Mezalians
Mroczny Anioł Balogh Mary
059.Marinelli Carol Biznesmen i dziennikarka
Darks
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stardollblog.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    na podłodze między jego nogami. Nie wiedziała, czemu to zrobiła, czy sprawiły to jego ręce, czy
    79
    zrobiła to machinalnie, bez zastanowienia. Położyła mu ręce na udach, czując pod materiałem
    twarde muskuły, i uniosła głowę.
    Pochylał się nad nią, palce, którymi muskał jej twarz, były delikatne jak piórko i tak
    gorące, że aż parzyły. Nim ją pocałował, ujął jej twarz w obie dłonie.
    Nigdy nikt jej tak nie całował. Charles był jej wielbicielem od czterech lat, a najdroższym
    przyjacielem od zawsze. Kilka razy była z nim sam na sam i pozwoliła mu się pocałować. Lubiła
    jego pocałunki.
    Ale nikt nigdy nie całował jej w taki sposób.
    Ich usta ledwie się dotykały. Obydwoje mieli otwarte oczy. Niemoż-liwością było
    zatracić się w czysto zmysłowej rozkoszy, chociaż czuła mrowienie w całym ciele i aż płonęła z
    pożądania. W pełni zdawała sobie sprawę z tego, co robi i z kim. Nie będzie sobie mogła pózniej
    tłumaczyć, że nieświadomie uległa nastrojowi chwili.
    To wcale nie było nieświadome.
    Obsypywał pocałunkami jej policzki, oczy skronie, nos, brodę. A potem znów musnął jej
    usta, lekko, przekornie, nakłaniając ją, by całowała go tak samo.
    Z rosnącym niedowierzaniem odkrywała, że pocałunek niekoniecznie oznacza wargi
    przyciśnięte do warg. Językiem dotykał jej gorących, wilgotnych dziąseł. Ona też przesunęła
    lekko językiem najpierw po jego górnej wardze, a potem - dolnej. A pózniej poczuła, jak Jocelyn
    sięga w głąb jej ust. Z ich gardeł wydobywały się ciche jęki, mieszając się ze sobą.
    Potem objął ją pochylił się jeszcze bardziej i niemal ją uniósł, a ona z całych sił przywarła
    do twardego, muskularnego torsu.
    W końcu znów znalazła się na klęczkach. Położył ręce na jej dłoniach, które trzymała mu
    na udach, i patrzył na nią ciemnymi oczami.
    - Jane, rano będziemy musieli się nawzajem za to ukarać - powiedział. - Nie uwierzysz,
    jak inaczej będzie to wtedy wyglądało. Jak coś zakazanego, odrażającego.
    Pokręciła głową.
    - Ależ tak - upierał się. - Jestem tylko rozpustnikiem, moja miła, który myśli tylko o
    położeniu się na tobie na tej twardej podłodze i czerpaniu grzesznej przyjemności z odbierania ci
    dziewictwa. A ty jesteś niewinną gołąbką o wielkich oczach. Moją służącą, zależną ode mnie. To
    nie do pomyślenia. I zdecydowanie odrażające. Myślisz, stało się coś pięknego. Widzę to w
    twoich oczach. Ale wcale tak nie jest, Jane. Tylko doświadczony rozpustnik potrafi sprawić, żeby
    80
    kobieta tak myślała. W rzeczywistości to zwykłe, grzeszne pożądanie. Pragnienie połączenia ciał.
    Idz teraz do łóżka. Sama.
    Jego słowa i wyraz twarzy były okrutne. Wstała i cofnęła się o kilka kroków. Ale nie
    odeszła. Znów widziała przed sobą nieprzeniknioną maskę. Na ustach igrał mu ironiczny
    uśmieszek.
    Miał rację. To, co się stało, było czysto fizycznym pożądaniem. Bardzo nieprzyzwoitym.
    Ale zarazem się mylił. Jeszcze nie do końca potrafiła pojąć, gdzie tkwił błąd w jego
    rozumowaniu. Ale tkwił. Nie miał racji.
    Chociaż niewątpliwie rano ujrzą to w zupełnie innym świetle. Nie będzie mogła rano
    patrzeć na niego tak spokojnie, jak teraz.
    - Dobranoc, wasza książęca mość - powiedziała.
    - Dobranoc, Jane.
    Odwrócił się do fortepianu, zanim wzięła świecę, wyszła z pokoju i zamknęła za sobą
    drzwi. Grał coś pełnego melancholii.
    Była w połowie schodów, kiedy przypomniała sobie, że zeszła po książkę. Nie zawróciła
    po nią.
    9
    Tak, taboret będzie w sam raz - powiedział Jocelyn, niedbale skinąwszy służącemu ręką.
    Przyjechał do klubu ekwipażem, nie konno, ale powinien wziąć kule, zamiast podpierać
    sięjedynie grubą laską Wysoki but mocno uciskał łydkę, w którą został postrzelony przed dwoma
    tygodniami. Pomyślał, że jeśli bę-dzie zbyt szarżował, trzeba będzie rozciąć cholewę po
    powrocie do domu. W ten sposób w dniu pojedynku stracił już jedną ulubioną parę butów.
    - I przynieś mi poranne gazety - polecił służącemu, kładąc nogę na taborecie pozornie bez
    wysiłku, ale w głębi duszy z ulgą.
    Specjalnie wyszedł z domu wcześnie, żeby nie natknąć się na Jane, która była rannym
    ptaszkiem. Wziął  Morning Post i zaczął przeglądać pierwszą stronę. Zmarszczył czoło. Cóż to
    za pomysł uciec skoro świt z własnego domu, by odsunąć chwilę, kiedy znajdzie się twarzą w
    twarz ze służącą?
    Nie wiedział, czego się bardziej wstydzi - jeśli wstyd był odpowiednim słowem. Może
    raczej zakłopotanie. Tak czy owak, ani z jednym, ani z drugim uczuciem nie miał ostatnio zbyt
    81
    często do czynienia.
    Przyłapała go, jak grał na fortepianie jedną z własnych kompozycji. Pocałował ją. Rzecz
    godna potępienia, ale zbyt długo był sam, zmuszony do bezczynności. Złamał jedną ze swych
    kardynalnych zasad i we własnej opinii upadł jeszcze niżej niż dotychczas. Gdyby nie ból nogi,
    tak silny, że go rozpraszał, prawdopodobnie ostatniej nocy w pokoju muzycznym odebrałby Jane
    skarb, który ukrywała pod cienką koszulą nocną. Nie powstrzymałaby go, niewinna gąska.
    - Tresham? Na Boga, to ty! Jak się masz, stary druhu?
    Jocelyn był rad, że może opuścić gazetę. I tak jej nie czytał. Miło było powitać
    znajomych, który zaczęli ściągać na poranne ploteczki i gazety.
    - Jestem zdrów i cały, a kuśtykam prawie tak szybko, jakbym normalnie się poruszał -
    odparł.
    Kilka minut zajęły radosne powitania i żartobliwe uwagi o nodze księcia Tresham i
    eleganckim taborecie, na którym ją położył, oraz grubej lasce, opartej o fotel.
    - Już zaczęliśmy myśleć, że spodobało ci się siedzenie w Dudley House, Tresham -
    powiedział wicehrabia Kimble - i nawet zaczynaliśmy się do tego przyzwyczajać.
    - Z urocząpannąIngleby, zaspokajającą twoje potrzeby - dodał baron Pottier. - Znów
    nosisz buty z cholewami, Tresham?
    - Czy przyszedłbym do klubu w trzewikach do tańca? - Jocelyn uniósł brwi.
    Ale sir Isaac Wallman wyłowił z potoku słów interesujący szczegół.
    - Urocza panna Ingleby? - spytał. - Pielęgniarka? Ta, która krzyknęła podczas pojedynku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.