Index 0415147964.Routledge.Social.Reality.May.1997 Jasienica PaweĹ 11. Polska anarchia Harrison Harry Planeta Smierci 02 May Karol W lochach Babilonu May Karol ĹmierÄ Judasza Graham Greene Moc i chwala Rebeliantka Anne Herries Christie Agatha Samotna wiosnć Diana Hunter [Submission 01] Secret Submission [EC] (pdf) Deveraux Jude cykl Montgomery 10 Aktorzy (Miasteczko Eternity) |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Czy mo\emy tracić tyle czasu? Nie wymaga ta praca wiele czasu. Tomahawkiem szybko odrąbiemy boki głazów. Hówgh! To słowo oznaczało zakończenie narady. Poniewa\ wódz umilkł, milczeli tak\e wojownicy. Wiedziałem, \e ponowna rozmowa mo\e się rozpocząć po długiej pauzie, nie zamierzałem tak długo czekać. Wycofałem się ku krzewinie i skręciłem na lewo; gdzie stał powóz. Po przeciwległej stronie jeziorka siedział w trawie Indianin, a obok niego le\ała strzelba. Był to wartownik. Najpierw poczołgałem się dalej, musiałem bowiem wiedzieć, gdzie siedzieli najbli\si Mogollonowie. Dzieliło mnie od nich dwanaście zaledwie, czy czternaście kroków. Następnie wróciłem do powozu. Był to wysoki i szeroki dyli\ans pocztowy, stary potwór, jakiego obecnie nigdzie nie znajdziesz. NA AYSINIE KANIONU Jak ju\ wspomniałem, chmura przykryła gwiazdy. Pod starą karetą było jeszcze mroczniej, ni\ dookoła, a poniewa\ znajdowałem się w cieniu, przeto wartownik nie mógł mnie zobaczyć, aczkolwiek ja go widziałem dokładnie. Ku wielkiemu zdumieniu ujrzałem, \e zwrócone ku mnie okno wozu było otwarte. Jeśli w powozie siedzieli jeńcy, Mogollonowie dopuścili się karygodnej nieostro\ności. Mo\e jednak umieszczono ich teraz gdzieś indziej i mylił się Winnetou. A mo\e hm, to byłoby głupie! mo\e siedział w wozie drugi wartownik? Zamierzałem rozmówić się z jeńcami, więc niechętnie bym z tego zrezygnował. Ale jak\e się do dzieła zabrać? Mogły zajść dwa wypadki, albo nie było ich wewnątrz, albo siedzieli w towarzystwie Mogollona. Jak\e się tu przekonać, który z tych wypadków zachodzi, nie wystawiając się przy tym na niebezpieczeństwo? Podniosłem się do połowy, ale przy kołach tak, \e dwa koła dzieliły mnie od wartownika nad wodą, który nie mógł mnie zobaczyć. Zapukałem do drzwi i natychmiast przykucnąłem z powrotem. Zapukałem tak, \e siedzący wewnątrz mogli usłyszeć, ale nie ów stra\nik, le\ący na trawie. Jeśliby w wozie siedział Mogollon, to na pewnoby wyjrzał oknem. Oczami zwrócony ku niebu, mogłem wyraznie widzieć, nie ukazywała się niczyja głowa. Zapukałem po raz wtóry, równie\ daremnie. Zapukałem po raz trzeci, po czym dopiero odpowiedziało mi lekkie pukanie w dno karety. Ach, a zatem byli tam! I to bez nadzoru! Ale zapewne spętani; w przeciwnym razie nie otwieranoby okna. Podniosłem się, oparłem głowę o parapet i zapytałem szeptem: Murphy, czy to pan? Yes. Czy jest dosyć miejsca z tej strony? Tak. Czy chce pan wejść sir! Na miłość boską, od razu pana zdybią! Nic podobnego! Wewnątrz jestem o wiele pewniejszy, ni\ tutaj. Czy drzwi skrzypią, skoro się je otwiera? Nie. Metalowe zawiasy zerwały się gdzieś po drodze i zastąpiono je skórzanymi. Dobrze, a więc wsiadam! Pytania i odpowiedzi padały szybko, jak tego wymagała sytuacja. Przyległem w trawie i poprzez przednie i tylne koła zerkałem ku stra\nikowi. Siedział w tym samym miejscu. Wyciągnąłem kamień, wycelowałem dobrze i rzuciłem tak, \e padł o wiele kroków za stra\nikiem. Indianin, usłyszawszy szmer, zerwał się i natę\ył słuch. Wyjąłem drugi kamień i rzuciłem jeszcze dalej. Mogollon dał się oszukać i ruszył w kierunku szmeru, a zatem nie mógł nas widzieć, ani słyszeć. W okamgnieniu podniosłem się, otworzyłem drzwi, wsiadłem i zamknąłem z powrotem. Nie rozległ się najl\ejszy szmer. Omackiem wyczułem z lewej strony oboje jeńców, siedzących przy sobie. Z prawej strony było dosyć miejsca dla mnie. Usiadłem. Ku ponownemu zdumieniu zauwa\yłem, \e i z drugiej strony okno było otwarte. Otó\ i pan, sir! szepnął adwokat spiesznie. Co za zuchwałość! Wa\ył się pan& Ciszej! przerwałem. Teraz ani słowa! Muszę obserwować stra\nika. Wyjrzawszy oknem, zobaczyłem, jak wracał zaniepokojony. Rozglądał się nieufnie, podszedł do wozu i zapytał: Czy oboje biali są tu jeszcze? Wysławiał się w spaczonym angielskim \argonie. Yes! odpowiedzieli oboje naraz. Sądziłem, \e to mu wystarczy, wszelako myliłem się, gdy\ dodał teraz w swoim \argonie hiszpańsko indiańskim. Słyszałem szmer. Czy więzy są na miejscu? Zbadam je. Postawił nogę na stopniu powozu, sięgnął ręką przez okno i dotknął śpiewaczki. Poznawszy się, \e jej pęta nie są naruszone, zszedł ze stopnia i podą\ył ku drugiemu oknu. Co rychlej odsunąłem się, jak mogłem najdalej. Ukazał się przy drugim oknie, sięgnął i [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||