Index Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf) KoĹciuszko_Robert_ _Wojownik_Trzech_ĹwiatĂłw_03_ _Tata Czarna Legenda DziejĂłw Polski â Jerzy Robert Nowak 18. Roberts Nora Pokusa 02 Rajska jabĹoĹ C Howard Robert Conan i Bogowie Bal Sagoth Roberts Nora Irlandzka trylogia 02 Ĺzy ksiÄĹźyca Forward, Robert L Rocheworld 3 Ocean Under the Ice Chazan, Robert God, Humanity, and History 091. Nora Roberts Przerwana gra Nora Roberts Klucz odwagi |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] muzyka wywołała je z gęstwiny zarośli. Nildory wcale nie były zaniepokojone, że te śmiertelne jadowite płazy poruszają się między nimi. A przecież jedno ukłucie ich ostrych kolców mogło zwalić z nóg każdego z nich. Zaczęły pełznąć w stro- nę Gundersena, który wiedział, że ich jad nie jest dla niego niebezpieczny, ale nie miał ochoty jeszcze raz go spróbować. Nie przerwał tańca, mimo że pięć grubych, różowych stworów wiło się wokół niego. Nie tknęły go jednak. Węże pokazały się i zniknęły. Tumult wciąż trwał, ziemia wciąż się trzęsła. Gundersenowi serce waliło jak młotem, ale nie zatrzymał się. Tańczył. Oddał się cały, stopił się z tymi, którzy go otaczali, dzielił z nimi to, co przeżywali, tak głęboko, tak intensywnie, jak tylko był w stanie. Księżyce zaszły. Wczesny brzask różowił niebo. Gundersen uświadomił sobie, że nie słyszy już tupotu nóg tańczących nildorów. Tańczył sam. Nildory pokładły się, ale w dalszym ciągu odmawiały swą dziwną, niezrozumiałą litanię głosami przyciszonymi, lecz z wielką namiętnością. Nie potrafił rozróżnić poszczególnych słów, wszystko zlewało się w przejmującą dudniącą melodię. W takt tej melodii wirował, skręcał się, niezdolny się zatrzymać. Dopiero gdy poczuł ciepło pierwszych promieni słońca, upadł wyczerpany. Leżał spokojnie i po chwili ogarnął go mocny sen. Rozdział 6 Kiedy się zbudził, było południe. W obozowisku toczyło się normalne życie: wiele nildorów brodziło w jeziorze, parę pasło się na zboczu, ale przeważnie od- poczywały w cieniu. Jedynym śladem szalonej nocy była stratowana darń nad brzegiem jeziora. Gundersen czuł się sztywny i zdrętwiały. Był też zakłopotany jak ktoś, kto zbyt pochopnie włączył się do cudzej zabawy. Trudno mu było uwierzyć w to, co zrobił. Poczuł wstyd i nagły impuls, by natychmiast opuścić obozowisko, zanim nildory okażą mu swą wzgardę Ziemianin, a zawładnęły nim ich obrzędy, dał się oczarować ich zaklęciom! Odrzucił jednak tę myśl, bo przecież miał przed sobą cel podróż do Krainy Mgieł. Powlókł się do jeziora i zanurzył się, by zmyć pot minionej nocy. Wyszedł i ubrał się. Podszedł do niego jakiś nildor i powiedział, że Vol himyor chce z nim mówić. Wielokrotnie narodzony znajdował się w połowie zbocza. Zbliżając się ku nie- mu Gundersen nie mógł znalezć odpowiedniej formuły pozdrowienia, czekał więc i patrzył zakłopotany Dobrze tańczysz, mój przyjacielu pierwszego urodzenia przemówił sta- ry nildor. Tańczysz radośnie. Tańczysz z miłością. Tańczysz jak nildor, czy wiesz o tym? Niełatwo mi pojąć, co stało się ze mną zeszłej nocy odparł Gundersen. Dowiodłeś, że nasz świat usidlił twego ducha. Czy to, że Ziemianin tańczył pomiędzy wami, było dla was obrazliwe? Gdyby tak było rzekł Vol himyor dobitnie to byś z nami nie tańczył. Zapadło długie milczenie. Zawrzemy umowę, my dwaj odezwał się nildor. Dam ci zezwolenie na podróż do Krainy Mgieł. Będziesz mógł tam pozostać, jak długo zechcesz. Ale kiedy wrócisz, przyprowadzisz ze sobą Ziemianina znanego jako Cullen i przeka- żesz go pierwszym nildorom, których spotkasz. Zgadzasz się? Cullen? spytał Gundersen. W pamięci pojawił mu się obraz niskiego mężczyzny o szerokiej twarzy, z gęstymi, jasnymi włosami, o łagodnych, zielo- 42 nych oczach. Cedric Cullen, ten, który był tutaj, kiedy i ja byłem? Ten sam. Pracował razem ze mną w stacji na Morzu Piasku. Obecnie żyje w Krainie Mgieł powiedział Vol himyor. Udał się tam bez zezwolenia. Chcemy go mieć. Co takiego zrobił? Popełnił poważne przestępstwo, a teraz poszukał azylu wśród sulidorów, tam bowiem nie mamy do niego dostępu. Byłoby pogwałceniem przymierza, gdy- byśmy go sami stamtąd wyciągnęli. Ale możemy poprosić ciebie, abyś ty to zro- bił. Gundersen zmarszczył brwi. Nie chcesz mi powiedzieć, jakiego rodzaju było to przestępstwo? A czy to ma znaczenie? Chcemy go mieć. Powody nasze nie są błahe. Prosimy, żebyś go nam sprowadził. %7łądacie, aby jeden Ziemianin pochwycił drugiego i przekazał go wam, by został ukarany? zdumiał się Gundersen. Skąd mogę wiedzieć po czyjej stronie jest sprawiedliwość? Czy zgodnie z postanowieniami traktatu o przekazaniu władzy nie jesteśmy jedynymi sędziami na tym świecie? Gundersen przyznał mu rację. W takim razie mamy prawo rozprawić się z Cullenem tak, jak na to zasłużył stwierdził Vol himyor. To oczywiście nie przekonało Gundersena, że powinien stać się narzędziem w rękach nildorów i wydać im swego starego kumpla. Pogróżka Vol himyora była jednak zupełnie jasna: rób, co każemy, albo nie spodziewaj się żadnych grzeczno- ści. Toteż Gundersen zapytał: Jaka kara czeka Cullena? Kara? Kara? Kto mówi o karze? Jeśli ten człowiek jest kryminalistą. . . Pragniemy go tylko oczyścić rzekł wielokrotnie narodzony. Chcemy uwolnić jego ducha od zmazy. Nie uważamy tego za karę. Czy poniesie jakiekolwiek obrażenia fizyczne? To nawet nie do pomyślenia. Odbierzecie mu życie? Skąd ci to przyszło do głowy? Oczywiście, że nie. Uwięzicie go? Będzie trzymany pod strażą odparł Vol himyor przez czas trwania rytuału oczyszczającego. Potem natychmiast zostanie uwolniony i będzie nam wdzięczny. Proszę cię jeszcze raz, byś mi powiedział, jaką popełnił zbrodnię? 43 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||