Index
Christopher Moore The Lust Lizard of Melancholy Cove (v5.0) (pdf)
Chittenden Margaret Przyjmij tę obrączkę Zaczarowana panna młoda
GRD1104.Way_Margaret_Koło_fortuny
Christopher Moore Najgłupszy Anioł (2)
Norton Andre Gwiezdny Krag
Honderich_Ted_ _Ile_mamy_wolnosci.BLACK
Bohumil Hrabal Pocić…gi pod specjalnym nadzorem
Hoover Colleen Hopeless 02 Losing Hope
Harlan Ellison Troublemakers
Dav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hardox.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    swojej próżności. Potrzebuję pańskiej pomocy. Ktoś musi trzymać
    chłopca, kiedy będę składać mu nogę. Młodszy syn Billa ma dopiero
    osiem lat, on sam nie da rady...
    Twarz hrabiego pozostała nieprzenikniona. Przez chwilę Gwen
    obawiała się, że hrabia ma zamiar odmówić. Ale nie, hrabia w końcu
    skinął głową.
    - Dobrze. Odprowadzę tylko konie do szopy.
    - Dziękuję.
    Gwen też skinęła głową, odwróciła się i ruszyła z powrotem przez
    śnieg. Zanim dobrnęła do domu, drzwi otwarły się i stanął w nich
    niewysoki William Mervyn. Ośmiolatek odziedziczył po ojcu czarne
    kręcone włosy i okrągłą twarz. Teraz jego buzia była blada,
    jasnoniebieskie oczy podkrążone. Dziecko prawdopodobnie miało za
    sobą bezsenną noc.
    - Pamiętasz mnie, Williamie? - spytała Gwen, kiedy ciężko
    dysząc, podchodziła do drzwi. - Jestem panna Davies z Sierocińca
    Zwiętej Brygidy. Przychodzisz do nas czasami razem ze swoim tatą,
    żeby nam pomóc.
    - A gdzie jest tato? - spytał chłopiec, spoglądając bojazliwie
    gdzieś ponad jej ramieniem. - Czy tata też upadł? Coś mu się stało?
    Gwen uśmiechnęła się serdecznie, wzięła chłopca za rękę i razem
    weszli do izby.
    - Nie martw się, Williamie, twojemu tacie nic nie jest. Ale był
    bardzo zmęczony i zziębnięty, poprosiłam więc, żeby został w
    zamku. I chyba dobrze zrobiłam, prawda? Chyba nie chcesz, żeby
    tata się rozchorował i to tuż przed świętami"?
    Chłopiec energicznie pokręcił głową. Gwen zdjęła mokrą od
    śniegu pelerynę i powiesiła na wolnym kołku koło drzwi. Na
    str. 38
    RS
    pozostałych wisiały szaliki, czapki i części końskiej uprzęży.
    - Na szczęście dzięki panu hrabiemu mogłam tu przyjechać.
    Pomogę twojemu bratu. Wiele razy składałam już złamane nogi i
    ręce.
    - W kto to jest tamten pan?
    - To jest właśnie hrabia Griffin - powiedziała, rozglądając się
    dookoła w poszukiwaniu chorego chłopca. Jej wzrok przemknął
    szybko po izbie niewiele większej od hrabiowskiej kuchni. Zauwa-
    żyła wejście na stryszek, gdzie na pewno spali chłopcy. Kominek i
    duży solidny dębowy kredens udekorowane były gałęziami sosny i
    ostrokrzewu, nieopodal stał stół, zastawiony brudnymi naczyniami.
    A koło pieca kuchennego na wąskim łóżku leżał dwunastoletni
    Teddy, czarnowłosy, jak ojciec i brat. Jego twarz, ledwo widoczna
    wśród poduszek i wystrzępionych kocy, była przerazliwie blada.
    Gwen postawiła swoje rzeczy na stole i pośpieszyła do chorego.
    Położyła rękę na jego czole. Rozpalone, czyli stało się to, czego się
    obawiała najbardziej. Chłopiec miał wysoką gorączkę.
    Ostrożnie odsunęła koce i jak najdelikatniej zaczęła odwijać z
    chorej nogi bandaż, na szczęście, czysty. Teddy poruszył się
    niespokojnie. Krzyknął i otworzył nieprzytomne od gorączki oczy.
    - Zabolało? - spytała cicho Gwen. - Przepraszam, kochanie, ale
    muszę to zrobić. A wiesz, kto ja jestem? Panna Davies z Sierocińca
    Zwiętej Brygidy. Pamiętasz mnie?
    Chłopiec, zaciskając mocno zęby, skinął głową.
    - Obejrzę twoją złamaną nogę, Teddy, i potem ją usztywnię.
    Złamanie było paskudne, takie złamanie, przy którym Gwen
    musiała wykorzystać wszystkie swoje umiejętności i doświadczenie.
    Odgarnęła pieszczotliwie chłopcu włosy z czoła i pogłaskała go po
    głowie.
    - Zamknij oczy, kochanie, i polez sobie spokojnie, a ja zaraz
    podam ci coś, co uśmierzy twój ból.
    Chłopiec skinął głową i posłusznie zamknął oczy.
    - Jakiż to dzielny, grzeczny chłopiec - powiedziała Gwen.
    Podeszła do stołu i zaczęła odwijać ze ściereczek butelkę z tynkturą,
    str. 39
    RS
    a następnie butelkę whisky. William przycupnął obok na stołku i sze-
    roko otwartymi oczami, w których widać było wielki niepokój,
    śledził jej każdy ruch.
    - Williamie? Jest tu jakaś woda do mycia?
    - Tam... - William wskazał rączką na spory cebrzyk, stojący koło
    kuchennego pieca. - Tato przyniósł wczoraj wodę ze zródła.
    Drzwi otwarły się, wpuszczając do izby mrozne powietrze. I
    hrabiego. Wszedł, pochylając głowę pod niskim nadprożem. Mały
    William nie odrywał teraz oczu od hrabiego.
    Hrabia zatrzymał się tuż za progiemi i odwrócił głowę w bok,
    jakby chciał ukryć blizny. Wyglądał tak bezradnie... Pełne ciekawości
    spojrzenie dziecka na pewno sprawiało mu ból. Gwen w pierwszej
    chwili pożałowała ostrych słów, których nie szczędziła hrabiemu. Z
    drugiej jednak strony doskonale zdawała sobie sprawę, że litość na
    nic tu się nie przyda. Im dłużej hrabia będzie się ukrywał, tym
    bardziej będzie się bał ludzkich spojrzeń. Dlatego trzeba go
    traktować jak pociągającego mężczyznę w pełni sił, a takim przecież
    był.
    - Milordzie, proszę, niech pan zamknie drzwi. Mrozne powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.