Index Le Guin Ursula K. Ekumena T. 6 SĹowo Las Znaczy Ĺwiat Angela Marsons Niemy Krzyk D074. Riggs Paula Detmer Czlowiek honoru Wszystkie odcienie czerni Heather Graham The Last Noel v5.1 (BD) Chesterton Pequena historia de Inglaterra Harrison Harry Stalowy Szczur 6 Narodziny Stalowego Szczura Anthology Shifting Steam Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (38) Urwany śÂlad Wakacje na Hawajach Jayne Ann Krentz |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Arha pamietala dobrze wszystkie drogi i trasy do róznych komnat, ale nawet ona zabierala na swe wyprawy klebek cienkiej wlóczki. Rozwijala go za soba i zwijala wracajac. Wystarczylo bowiem, by przeoczyla choc jeden zakret, który miala policzyc, a ona takze moglaby zgubic droge. Swiatlo nie pomagalo, poniewaz nie bylo zadnych znaków orientacyjnych. Wszystkie korytarze, przejscia i wyloty byly do siebie podobne. Zlodziej mógl wedrowac cale mile, a mimo to nie oddalic sie wiecej niz czterdziesci stóp od wrót, przez które tu wszedl. Pobiegla do Sali Tronu, do swiatyni Blizniaczych Bóstw i do kuchennej piwnicy. Gdy tylko zostawala sama, zagladala przez wizjery w chlodna, gesta ciemnosc. Kiedy nadeszla lodowata, lsniaca gwiazdami noc, odwiedzala pewne miejsca na wzgórzu, podnosila niektóre kamienie, zmiatala ziemie i zagladala znowu w bezgwiezdna ciemnosc podziemi. Byl tam. Musial byc. A jednak jej uciekl. Umrze z pragnienia, zanim go odnajdzie. Gdy tylko zyska pewnosc, ze nie zyje, bedzie musiala poslac do Labiryntu Manana, by go odszukal. Nie mogla zniesc tej mysli. Kleczala w swietle gwiazd na twardym zboczu wzgórza i czula pod powiekami lzy bezsilnej zlosci. Wrócila do sciezki biegnacej w dól zbocza do Swiatyni Boga-Króla. W blasku gwiazd rzezbione kolumny lsnily biela szronu niczym filary z kosci. Zastukala do tylnych drzwi i Kossil wpuscila ja do srodka. - Co sprowadza moja pania? - spytala zimno i nieufnie. - Kaplanko, w Labiryncie jest mezczyzna. Te slowa zaskoczyly Kossil zupelnie. Choc raz zdarzylo sie cos, czego nie oczekiwala. Stala bez ruchu, wytrzeszczajac oczy. Arha pomyslala, ze wyglada calkiem jak Penthe udajaca Kossil i poczula, ze wzbiera w niej histeryczny smiech. Stlumila go z wysilkiem. - Mezczyzna? W Labiryncie? - Mezczyzna. Obcy. - A kiedy Kossil nadal wpatrywala sie w nia z niedowierzaniem, dodala: - Potrafie rozpoznac mezczyzne, choc nie widzialam ich wielu. Kossil nie zwrócila uwagi na ironie. - Jak on sie tam dostal? - Sadze, ze z pomoca czarów. Ma ciemna skóre. Moze pochodzic z Wewnetrznych Krain. Przybyl, by okrasc Grobowce. Spotkalam go w Podgrobiu, pod samymi Kamieniami. Kiedy mnie zauwazyl, uciekl do Labiryntu... Zupelnie jakby znal droge. Zamknelam za nim zelazne wrota. Rzucal zaklecia, ale nie zdolal ich otworzyc. Rankiem wszedl w glab Labiryntu. Nie moge go znalezc. - Czy mial swiatlo? - Tak. - Wode? - Mala manierke, niepelna. - Swieca na pewno juz mu sie wypalila - zastanawiala sie Kossil. - Jeszcze cztery, piec dni. Moze szesc. Potem mozesz poslac moje slugi. Wyciagna cialo. Trzeba wylac jego krew przed Tronem, a jego... - Nie. - Arha przerwala jej z nieoczekiwana stanowczoscia. - Chce go odszukac zywego. Kaplanka spojrzala na nia z wysokosci swego wzrostu. - Dlaczego? - Zeby... zeby umieral dluzej. Popelnil swietokradztwo wobec Bezimiennych. Swiatlem skalal Podgrobie. Przybyl, by skrasc Grobowcom ich skarby. Samotna smierc w tunelu to zbyt malo. - Tak... - Kossil zastanowila sie. - Ale jak go schwytasz, pani? To ryzykowne. A w moim planie nie ma ryzyka. Czy nie trafilas w Labiryncie na komnate pelna kosci... kosci ludzi, którzy tam weszli i nigdy juz nie wyszli? Niech Bóstwa Ciemnosci ukarza go po swojemu, na swój sposób. Smierc z pragnienia jest okrutna. - Wiem - odparla dziewczyna. Odwrócila sie i wyszla w noc, naciagajac na glowe kaptur dla ochrony przed swiszczacym, lodowatym wiatrem. Czyz nie wiedziala? Przychodzac do Kossil postapila glupio i po dziecinnemu. Nie mogla liczyc na jej pomoc. Kossil sama nic nie wiedziala, znala tylko zimne wyczekiwanie i w koncu smierc. Nie rozumiala. Nie pojmowala, dlaczego trzeba koniecznie odszukac tego mezczyzne. On nie moze skonczyc jak tamci. Arha po raz drugi juz tego nie wytrzyma. Skoro on musi zginac, niech jego smierc bedzie szybka, w swietle dnia. Tak, to wlasciwe, by ten zlodziej zginal od miecza. Jako pierwszy od wieków mial dosc odwagi, by podjac próbe obrabowania Grobowców. Przeciez nie ma nawet duszy niesmiertelnej i juz sie nie odrodzi. Jego duch bedzie przez wieki jeczal w korytarzach. Nie mozna pozwolic, by umarl z pragnienia, samotny, w mroku. Tej nocy Arha prawie nie spala. Nastepnego dnia czekalo ja wiele obowiazków, wiele ceremonii, w których musiala uczestniczyc. Noc spedzila wedrujac od jednego otworu do drugiego we wszystkich ciemnych budowlach Miejsca i na smaganym wiatrem wzgórzu. Wrócila do Malego Domu i polozyla sie dwie, moze trzy godziny przed switem. Dlugo nie mogla zasnac. Póznym popoludniem trzeciego dnia wyszla na pustynie i skierowala sie ku niemal wyschnietej zima rzece. W trzcinach trzeszczal lód. Przypomniala sobie, ze kiedys, jesienia, dotarla do bardzo dalekich tuneli, za Poszóstne Skrzyzowanie, i wzdluz calej drogi dlugim, wygietym w luk korytarzem slyszala za sciana plynaca wode. Gdyby trafil tam czlowiek cierpiacy z pragnienia, czy nie pozostalby w tym miejscu? Tam takze byly wizjery, musiala tylko je odszukac. W zeszlym roku Thar pokazala jej wszystkie, wiec nie miala wiekszych problemów. Pamietala ich polozenie jak slepiec: wyczuwala raczej droge do kolejnych ukrytych otworów, niz rozgladala sie za nimi. W drugim z kolei, gdy naciagnela kaptur, by zaslonic swiatlo, i przysunela oko do dziury wywierconej w plaskim kamieniu, dostrzegla slabe migotanie magicznego ognika. Zlodziej tam byl, czesciowo tylko widoczny. Wizjer ukazywal sam koniec slepego tunelu. Widziala plecy obcego, zgiety kark i prawe ramie. Siedzial w rogu i dlubal miedzy kamieniami swym nozem, krótkim stalowym sztyletem z wysadzana klejnotami rekojescia. Ostrze peklo, odlamany koniec lezal wprost pod wizjerem. Skruszyl je, gdy próbowal podwazyc kamienie scian tunelu, by dostac sie do wody, której plusk slyszal cicho, lecz wyraznie w martwej ciszy podziemia, po drugiej stronie niedostepnego muru. Poruszal sie apatycznie. Po trzech nocach i dniach byl calkiem inny niz tamten czlowiek, który stal spokojnie u zelaznych wrót i smial sie z wlasnej porazki. Jego upór nie zniknal, lecz utracil moc. Nie umial rzucic zaklecia, by rozsunelo te kamienie. Musial uzywac zlamanego noza. Nawet magiczny plomyk [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||