Index Antologia BarbarzyĹcy [Rebis] 01 BarbarzyĹcy_ Tom 1 (1991) Carpenter Leonard Conan Tom 50 Conan Gladiator Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa (27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generaĹa Samsonowa tom 1 Lowell Elizabeth Bracia Maxwell Jesienny kochanek tom 1 Korman Gordon 39 wskazĂłwek tom 2 FaĹszywa nuta (30) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i... Arsen Lupin tom 1 Anderson Poul Liga Polezotechniczna Tom 1 Wojna Skrzydlatych Pan Samochodzik i Arsen Lupin tom 30 częć 2 Maxwell L.Gina Ucieczka do MiĹoĹci Tom 1 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] mundurze przystanął, zdjął hełm jak czapkę. ! Jeszcze ostatni wchodzili do pokoju, gdy ci, którzy pierwsi przekroczyli próg, już spali zwinięci na tapczanie, fotelu, podłodze; dwaj siedli przy stole i natychmiast, gestem równoczesnym, jakby ćwiczonym na stu próbach komedianckiego baletu, cisnęli głowy przed siebie, na blat, jak niepotrzebny balast. - Zwalili się w sześciu, jak Kałmuki na kobietę... - zaklął ktoś w kącie nad przepełnionym tapczanem. - Jagiełło! - strofował ociężale Kolumb. Zapadło milczenie, męczące, pełne chrapania i jęków łapczywego snu. Kolumb wyciągnął nogi przed siebie na całą długość. Więc i tu nikt nie wie, gdzie jest Kwatera Główna? - Wyszliśmy o czwartej rano... - zaczął cicho, jakby namyślał się jeszcze, czy warto mówić. - Pułkownik wiedział tylko, że KG jest w rejonie staromiejskim. I jest. Byliśmy na ratuszu: flaga... Urzęduje wojewoda warszawski, władze cywilne. Przyczepił się tam do nas taki major z PKB, o małośmy się nie postrzelali z jego ludzmi. Chciał nas rozbrajać: jesteśmy luzną grupą uchodzącą z Woli ... - Jaki on tam major - wymruczał ktoś z ciemności. Kolumb poruszył się gwałtownie. - Mówi Jagiełło, Władysław. Ja, panie podchorąży, wypiłem sobie z jednym jego sierżantem. Na ratuszu. Miałem coś niecoś ze sobą. Ten major Texas to był plutonowy nadterminowy, w NSZ dostał porucznika. A teraz, jak była odprawa przed powstaniem, to podobno klęknął przed ichnim generałem za pięć piąta i tylko zawołał: Wodzu, prowadz! - a tamten na to: Majorze, wstań. I gotów major... Kolumb błysnął zębami. - Czemu nie śpisz, co? 47 Milczenie. Coś się poruszyło. Jagiełło chrząknął: - Bo ja kombinuję, panie podchorąży, że pan jeszcze pójdzie szukać tej Komendy Głównej, i jakże tak, bez obstawy, a chłopaczki posnęły jak dzieci. - Spijcie, Jagiełło, jakbym szedł, to was zbudzę - mruknął Kolumb. Dębowy spostrzegł, że Kolumb obejmuje za szyję Niteczkę, która przycupnęła na poręczy krzesła. - A co do tego plutonowego... Generał SS Reinefahrt, co nas tak teraz leje, w trzydziestym dziewiątym roku był feldfeblem, zrozumiałeś? Gdzieś za oknem rozkrzyczała się znowu harmonia. Wysoki, drażniący śmiech kobiecy. - Aha - uzupełnia półgłosem Kolumb - na ratuszu poległ wczoraj podchorąży Krzysztof, ten poetą, Bugaj, znaliście go pewnie? Dębowy słucha z otwartymi ustami. Wciąga głośno powietrze. - Kolumb - mówi szeptem. - Zostaniemy w twoim plutonie... Niteczka skinęła, jakby do niej skierował prośbę. - Skoro tak, prowadzcie mnie, strzelec, do Dowództwa Zgrupowania - podnosi się Kolumb. - Mam ustalić szlaki odwrotu z Woli i rozmieszczenie oddziałów tutaj, na Starówce... Nie zauważył, że jego ramię zastępowało. Niteczce poduszkę. Była już głęboka noc. Powiał zły wiatr, zamilkły głosy wieczoru. Ulicami ciągnęły w ciemnościach coraz częstsze karawany objuczonych ludzi. Po godzinnym kluczeniu wśród barykad Kolumb dotarł do Dowództwa Zgrupowania. Zaspany adiutant obejrzał go ciekawie: brudna, nie golona twarz, podarta panterka, bergmarin na szyi, z której w dodatku zwisa smycz od wyglądającej z kabury parabelki. - Dobra - mruknął z szacunkiem, nie pytając nawet, skąd przychodzi - tylko że komendanta nie ma, jest zastępca... A ci? - zwrócił głowę w stronę Dębowego i Niteczki, ubranych, jak on sam, z zadzierzystą elegancją. - Moi ludzie. Zaczekają..., - mruknął Kolumb obojętnie, odwracając się od progu. W dużym pokoju panował półmrok. Paliła się tylko lampa stojąca na biurku. Jakiś ubrany po cywilnemu oficer podniósł głowę znad planu miasta. Kolumb ściągnął obcasy i zameldował się służbiście. - Chodzcie no tu bliżej - usłyszał ostry głos. Zrobił krok i zdumiony, zobaczył przed oczami dowódcę, na plecach czuł jego dłonie, szorstki dotyk wełny na policzku. 48 - Kolumb! - wysoki oficer potrząsał nim raz za razem. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||