Index
Inne Anioły Czas Odwetu Lili St Crow
Dussler Barbara Anioły naprawdę istnieją
Stuart Anne Upadły anioł
Mroczny Anioł Balogh Mary
Christopher Moore Najgłupszy Anioł (2)
Hailey Lind [Annie Kinca
Annmarie Ortega Dead Girl Talking
Redwood Pack 3 Trinity Bound Carrie Ann Ryan
41 Pan Samochodzik i Operacja Królewiec Sebastian Miernicki
Braun Lilian Jackson Kot, który... 08 Kot, który wć…chaśÂ‚ klej
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alter.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Zciągnęłam okulary i pulsujące światła zniknęły.
    Na ich miejsce pojawił się Dom, jegopiegowata przyjaciółka i nowa grupka rozglądających się
    ciekawie czasoturystów.
    - Czy to nie wspaniałe? - usłyszałam głos Dominika. - Czy to nie jest warte waszych pieniędzy
    do ostatniego pensa?
    - No to co mamy robić? - zapytał trochę zdenerwowany chłopiec.
    Dom uśmiechnął się uspokajająco.
    - Wmieszać się w tłum tubylców, oczywiście! I starać się nie przyciągać niczyjej uwagi.
    Na było już jednak za pózno. Starszy kupiec zauważył nowe, zdrowo wyglądające okazy.
    Zawołał coś, co brzmiało jak:
    - Kerching!
    Potem zdarzyło się coś naprawdę niesamowitego. Dom podchwycił wzrok kupca i w jego
    oczach zobaczyłam błysk przerażenia  jakby go znał. Opanował się jednak błyskawicznie.
    - Nie rozglądajcie się  syknął. - Zachowujcie się tak, jakbyście szli w jakieś konkretne miejsce.
    Za mną!
    Cała siódemka pobiegła boczną uliczką.
    Kupiec strzelił palcami. Z tłumu wyskoczyło czterech średniowiecznych osiłków i rzuciło się w
    ślad za nimi.
    Sprawy przybierały zły obrót
    - Zajmę się dziećmy! - zawołałam. - Sprowadzcie Orlanda.
    Pognałam ulicą.
    To był kosmiczny pości do kwadratu. Zredniowieczne goryle usiłujące złapać nielegalnych
    czasoturystów z dyszącym im w kark aniołem o fryzurze Zulusa!
    Dzieci i ja oddaliliśmy się znacząco od pędzących drabów. Dom wyciągnął urządzenie i
    niezwłocznie zaczął naciskać maleńkie guziczki. W powietrzu zawirowały barwne esy-floresy.
    Dom czekał w napięciu, licząc pod nosem. Zwietliste pasma zlały się w chmurkę technikoloru.
    Pościg wypadł zza rogu.
    - Teraz! - ryknął Dominik.
    Dzieciaki zanurkowały jednocześnie.
    Musiałam być niesamowicie przejęta, bo nie zastanawiałam się ani sekundy. Wydawało się
    oczywiste, że powinnam iść za nimi. Ktoś za mną krzyknął:
    - Melanio, nie!
    Zignorowałam wezwanie Orlanda. Odetchnąwszy głęboko, skoczyłam nogami naprzód. W
    przyszłość.
    Rozdział VII
    Pędziłam w ciemności, rozświetlanej od czasu do czasu czymś w rodzaju wyładowań
    elektrycznych i pełnej dzwięków sprzed wieków  urywków rozmów, dzikich okrzyków
    wojennych, stłumionego łkania i dawno zapomnianych pieśni miłosnych.
    Gdybym wiedziała, że urządzenie Doma jest tak prymitywne, nie podjęłabym takiego ryzyka. W
    porównaniu z tą przypominającą jazdę drewnianym wozem po bruku wyprawą, anielskie
    podróżowanie w czasie to spacer po parku.
    W pewnym momencie miałam wrażenie, że wywracam się na lewą stronę. To nastąpiło tuż
    przedtem, jak straciłam czucie w rękach i nogach. Nie byłam pewna, czy moje ciało nadal jest w
    jednym kawałku ani czy w ogóle mam ciało. Byłam kompletnie odrętwiała.
    Kiedy tak gnałam w stronę nieznanego przyszłego wieku, poraziła mnie nagle eksplozja nowych
    dzwięków. Wybuchy, wycie syren we wściekłej mieszance z telewizyjnym chchotem, reklamami
    karmy dla psów i szaleńczym rytmem hiphopu. A mnie sie wydało, że to mój wiek był
    zwariowany!
    Potem hałas ustał jak nożem uciąć.
    Zapanowała cisza tak dojmująca, że zaczęłam podejrzewać, iż ogłuchłam. Po chwili zdałam
    sobie sprawę, że słyszę swój własny, urywany ze strachu, oddech.
    - O, rety! - jęknęłam. - Czy to koniec?
    Czy jakimś cudem przebniosłam się w czasy końca świata? Czy w jakimś koszmarze przyszłości
    zginęli wszyscy ludzie na Ziemi? Czy ta cisza oznaczała nicość?
    Otóż, nie. Po chwili coś usłyszałam. Zpiew ptaków. Szelest wiatru w liściach i, gdzieś w oddali,
    radosny śmiech małego dziecka.
    Miałam łzy w oczach. Rodzaj ludzki ocalał! To nie była złowieszcza cisza. Oznaczała pokój na
    świecie. I co wy na to?
    Nagle odzyskałam czucie. W życiu nie czułąm takiego mrowienia. Przy akompaniamencie
    okropnego szumu wylądowałam na twardej ziemi. Parę sekund pózniej, zwalili się na mnie reuben i
    Lola.
    - Au! Co wy tu robicie, głupki? - syknęłam.
    - Nie sądziłaś chyba, że pozwolimy ci samej rozpłynąć się gdzieś w przyszłości! - wysapał
    Reuben.
    Lola pojękiwałacicho.
    - Tylko nie mówcie, że będziemy musieli to powtórzyć  pisnęła rozpaczliwie.
    Leżeliśmy jedni na drugich, usiłując złapać oddech.
    Zapadał wieczór i czułam słodki świeży zapach, taki, jaki spotyka się w drogich kawiarniach.
    Spadliśmy na teren czyjejś letniej rezydencji. Dostrzegłam w trawie jaskrawoniebieskie kwiaty w
    kształcie dzwonków i drzewko pomarańczowe obwieszone owocami jak z kolorowego magazynu.
    Poczułam zazdrość. U mnie w pokoju też rośnie malutkie drzewko pomarańczowe. Urosło w
    dziesięć minut, kiedy pomagałam pani Gołębicy w przedszkolu. Chociaż podlewam je codziennie,
    nie urodziło dotąd ani jednej pomarańczy.
    Nie mogłam się ruszyć. Lola westchnęła lekko, więc podniosłam głowę. Dom i jego piegowata
    przyjaciółka przyglądali nam się z góry ze zdumionymi oczami.
    Byłam w szoku, prawie przestałam oddychać. Widzieli nas!
    Urządzenie musiało coś pomieszać w naszych molekułach, powodując, że się zmaterizowaliśmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.