Index Dr med. G. A. Wojtowicz Ulecz sam siebie! James White Cykl Szpital kosmiczny (02) Gwiezdny chirurg Collins Jackie Grzesznicy Dumas Aleksander D`Artagnan 102 Pan Samochodzik i tajemnica Araratu Brown, Fredric La Mente Asesina de Andromeda Amanda S 0829. Gold Kristi SśÂodka pokusa Schopenhauer Artur Metafizyka śźycia i śÂmierci Bass, T. J La Ballena Dios |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] konkretnego wroga. Saliankę. - O co tu chodzi? - Jonas podniósł lekko głos. Nic nie rozumiał z całego zajścia, za to doskonale czuł dłoń jasnowłosej, coraz mocniej zaciskającą się na jego ramieniu. Jak imadło. - O nic. - Smoczyca podniosła na niego swoje błękitne, porcelanowe oczy. - Musimy iść - rzekła błagalnie. - Lękam się o bezpieczeństwo Waszej Wysokości. - To jest smok - oznajmiła jednocześnie nonszalancko Salianka. - Smoki nie lubią ludzi. Można powiedzieć, że egzorcyści mają całkowitą rację, oskarżając was o szkodzenie ludzkości. W końcu sprzymierzyliście się z gadzinami. - Co? - Mężczyzna osłupiał. - Kłamstwo - Esa mówiła spokojnie, jak ktoś, kto rzeczywiście nie ma nic na sumieniu. - Chyba nie sądzisz, że nasz przyszły król uwierzy w te twoje bajki? Królewna wzruszyła ramionami. - To akurat nie jest ważne, prawda? - Spojrzała wyzywająco na smoczycę. - Ważne jest, że już nie będzie w pełni wierzył tobie. Przez chwilę mierzyły się wzrokiem: ciemnowłosa Salianka w sukni zbroczonej cudzą krwią i delikatna, niemal anielska smoczyca w ludzkiej postaci. %7ładna nie miała zamiaru pierwsza odwrócić wzroku. Kompletnie zdezorientowany Jonas już, już miał się wtrącić, spróbować jakoś uładzić ten spór, domagać się wyjaśnień, ale nagle potężne szarpnięcie zwaliło go z nóg i rzuciło w głąb sali na posadzkę, tak że przejechał po niej kawałek na plecach. Kiedy otrząsnął się z oszołomienia, stwierdził, że to królewna tak bezceremonialnie go potraktowała, tym samym ratując mu życie. W ścianie, w miejscu gdzie niedawno miał głowę, tkwiła pięść Esy. Kamienny mur pękł pod naporem straszliwej siły. - Znajdziemy innego kandydata na króla - powiedziała smoczyca. W jej głosie nie było już śladu troski czy wyrozumiałości. Tylko nienawiść. Pazur, dotychczas ukryty za Salianką, zaskamlał ze strachu i uciekł na drugi koniec sali. Królewna zaczęła się cofać, najpierw povoli, potem coraz szybciej. Po drodze złapała za ramię Jonasa i pociągnęła go za sobą w bezpieczne miejsce. Na ich oczach drobna kobieta zmieniała się w ogromnego smoka, rozrastając się, promieniejąc swoją potęgą, burząc ściany i sufit, ograniczające przestrzeń zbyt małą, by pomieścić jej majestat. W mgnieniu oka pół pałacyku zmieniło się w ruinę. Posiadłość hrabiego nie była przystosowana do goszczenia takiej bestii. Wreszcie przemiana się zakończyła. Po budowli zostały tylko resztki ścian, runęły piętra i wieżyczki, zasypując ogród i ulicę gruzem. Auk, pod którym ukryli się Salianka, Jonas i Pazur, ocalał niemal cudem... A kiedy już opadł gruz i pył, ich oczom ukazała się smoczyca w całej swej krasie. Yan w swojej smoczej postaci był wspaniały. Za to Esa... Esa była prawdopodobnie najpiękniejszym stworzeniem, jakie królewnie i Jonasowi zdarzyło się kiedykolwiek widzieć. Jej ciało było pełne gracji i wdzięku, zaskakujących u takiego kolosa. Złota łuska przy każdym poruszeniu lśniła delikatnie, tak że smoczyca zdawała się otoczona złotawym blaskiem. Błękitne oczy przypominały dwa głębokie lustra jezior. - Jest... piękna - szepnął niedoszły władca Konwentu. - Jest zła - sprostowała Salianka. - Wierz mi, swój pozna swego. - Oszukała nas... oni wszyscy nas oszukali... Królewna wzruszyła ramionami. - Bywa. Postarajcie się być mądrzejsi na przyszłość. - Nie mogę tego tak zostawić - oznajmił gorączkowo Jonas. Rozejrzał się po sali, podniósł porzucony wcześniej miecz, z jednej z ocalałych ścian zdjął ozdobną tarczę. - Co robisz? - osłupiała Salianka. - Nie mogę tego tak zostawić - powtórzył mężczyzna. - Przez nich staliśmy się wrogami Konwentu... Zbrukali to, w co wierzyliśmy. Muszę stanąć przeciw niej. Muszę spróbować ocalić spisek. - Oszalałeś? - popukała się w czoło królewna. - To jest smok! Wielki, zębaty, ziejący ogniem smok! Nie masz szans! Wyglądało na to, że Jonas się zawahał. Wbił wzrok w podłogę, opuścił ramiona, zamyślił się. Ale tylko na chwilę. - Wiem - powiedział, podnosząc głowę. - Ale muszę. Ktoś musi przeciw niej stanąć. I tym kimś powinien być niedoszły król Konwentu. - Zginiesz - przypomniała Salianka. - Zginę - zgodził się. Uśmiechnął się smutno i ruszył na środek sali, do rozwścieczonej Esy. Siedzący obok królewny Pazur zaskamlał. - Szaleniec - oceniła jego pani. - Kompletny szaleniec. Powinna zabierać się z pałacu, ruszać do Trzech Wież i szukać egzorcystów, ale zamiast tego trwoniła swój cenny czas, obserwując, jak mężczyzna podchodzi do smoka. Jak na razie szło mu całkiem niezle, o ile można tak określić fakt, że wciąż mógł stawiać kroki, a nawet trzymać miecz. Smoczyca widać chciała się pobawić. Jonas stał naprzeciw bestii z mieczem, tarczą i mężnym wyrazem twarzy, za to kompletnie bez szans. Królewna przez chwilę przytupywała nerwowo nogą, aż nie wytrzymała. Wyglądało na to, że jeśli chodzi o patronowanie urodzonym bohaterom, to ma w życiu zwyczajnie przerąbane. - Siedz - poleciła Pazurowi. - A potem idz z tym głupkiem. Idz z Jonasem, jasne? Nie czekając na reakcję psa, energicznym krokiem przemierzyła salę, aż znalazła się tuż przy niedoszłym władcy Konwentu. - Dawaj. - Bezceremonialnie wyrwała mu miecz i tarczę. - Ale... to ja jestem królem! - zaprotestował Jonas, któremu z zaskoczenia żaden lepszy argument nie przyszedł do głowy. - A ja królewną - odparła gniewnie Salianka. - Znikaj stąd i zabierz ze sobą mojego psa! - Nie mogę! - Możesz. Nie masz z nią szans. Jeśli ktoś może jej skopać ten wielki gadzi tyłek, to tylko ja! Idz! - Ale... - nie ustępował mężczyzna. - Zabieraj się stąd, zanim zacznę się zastanawiać, co ja, do stu demonów, robię! - zdenerwowała się królewna. - Ale już! Posłuchał jej wreszcie, chwycił Pazura na ręce i wybiegł z ruin sali. Pies wył mu nad uchem, oglądając się za swoją panią. Zupełnie jakby miał jakieś złe przeczucia. Za to Salianka nie miała żadnych przeczuć. Miała za to miecz, tarczę, instynkt demona mordercy, a naprzeciw siebie ogromną, lśniącą smoczycę. Czegóż innego młoda arystokratka mogła chcieć od życia? Spróbowała zakręcić mieczem młynka. Już przy pierwszym obrocie broń wyślizgnęła jej się z dłoni i z brzękiem upadła na podłogę. Obie, Esa i królewna, spojrzały na upuszczone ostrze. A potem na siebie. - Chcesz ze mną walczyć? - zarechotała smoczyca. - Ty? Nawet miecza nie umiesz trzymać! Salianka obejrzała sobie swoją rękę i leżącą broń. Fakt, oba elementy nie pasowały do siebie. Mimo to schyliła się i podniosła miecz. - Nie dasz rady nim ciąć - stwierdziła z pełną satysfakcji pobłażliwością Esa. - A wiesz, że masz rację? - stwierdziła królewna. - Całe szczęście, że to jest broń wielofunkcyjna. Błyskawicznie uniosła w górę dłoń z mieczem i cisnęła nim w bestię. Esa nie zdążyła się uchylić, ostrze przebiło jej lewą łapę. Smoczyca ryknęła z bólu. Nim otrząsnęła się z zaskoczenia nagłym, niestandardowym atakiem, w ślad za mieczem poszybowała tarcza, trafiając ją w łeb. Trzasnął łamiący się kieł, trysnęła krew z rozciętej wargi. Tym razem Esa nawet nie jęknęła, uniosła tylko głowę i wbiła rozwścieczone, ale i podejrzliwe spojrzenie w swoją przeciwniczkę. Ludzie nie byli tacy silni. Ludziom fatalnie wychodziła walka ze smokiem. Ludzie nie mieli takiego blasku w oczach. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||