Index Collins_Eileen_Pod_wiatr_RPP048 Deveraux Jude cykl Montgomery 10 Aktorzy (Miasteczko Eternity) Candace Sams Darkstar Guardian (pdf) jps.21722 Carol A Freeman As The Eagle Cries Sharon's Journey Home (pdf) Gretkowska Manuela Dom dzienny Kushner, Ellen Los Mejores Relatos de Fantasia II Anton Shari 02 Tajemniczy minstrel Wilhelm, Kate Casa Inteligente Lennox_Marion_ _Na_chwilÄÂâÂË_czy_na_zawsze |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Przetrwała kilka tygodni plotek, a kiedy pojawiła się szansa wyjazdu do Hollywood, natychmiast z niej skorzystała. Rzym nie miał już dla niej dawnego uroku. - Słuchaj, naprawdę uważam, że powinnaś pójść na przyjęcie Jacka - po raz drugi powtórzyła Carey. Sunday gapiła się przez okno, tuląc swojego pieska. - Czy wiesz, że mój mąż się zabił? - zapytała. - Co? - Carey spojrzała z osłupieniem. Nigdy przedtem nie rozmawiały o życiu Sunday w przeszłości, chociaż Carey wiedziała o nim wszystko z wycinków prasowych. - No, właśnie - sennie dodała Sunday. - Ciekawe jak by to pasowało do całej tej kampanii reklamowej? - Posłuchaj, moja droga - Carey delikatnie położyła rękę na jej ramieniu - znana mi jest twoja przeszłość, ale ona jest dokładnie tym, przeszłością. To zamykanie się w domu nic ci nie pomoże. Jesteś piękna, powinnaś bywać i cieszyć się życiem. A ponadto nie zaszkodzi, jeżeli zaczniesz się pokazywać. Czemu by nie zacząć od bankietu u Jacka, co? - Pewnie masz rację - powiedziała Sunday. - Dobrze, pójdę. - Zwietnie! To rozumiem. A więc jak się ubierzesz, żeby wszyscy zamarli z wrażenia? 7 Herbert Lincoln Jefferson pucował spłowiałą, popękaną skórę swoich najlepszych brązowych butów. Chodził w nich od ośmiu lat, ale nadal dobrze mu służyły. Marge wpadła do kuchni po puszkę piwa z lodówki. Przeżuwała udko kurczaka. - Chcesz, żebym ja to zrobiła? - zapytała z pełnymi ustami. Herbert pokręcił głową. Pytała go o to każdego wieczoru i każdego wieczoru mówił jej, że nie chce. Marge szarpnęła pokrywkę puszki i trochę płynu chlapnęło na buty, które Herbert czyścił na stole. - Och, przepraszam, Herbie - powiedziała nerwowo, chwytając brzeg sukienki i usiłując wytrzeć zachlapane buty. Odepchnął ją. Spojrzała na niego z urazą. - Przepraszam, Herbie. Przecież powiedziałam, że przepraszam... - wzięła swoją puszkę piwa i wyszła z kuchni. Herbert skończył pucowanie butów mrucząc coś pod nosem. Włożył je i kolejno przyglądał im się z podziwem. Następnie włożył marynarkę, poklepał list, który miał w wewnętrznej kieszeni i wyszedł z domu, kierując się ku przystankowi autobusowemu. Lubił nocną pracę dla "Luksusowych Usług Szoferskich". Nienawidził pracy w dzień, tych nudnych kursów na lotnisko i z powrotem. Zastanawiał się kogo przyjdzie mu wozić tej nocy. Miniony tydzień był nieciekawy, same starsze małżeństwa. Lubił, kiedy trafiali mu się nieżonaci aktorzy na randkach. Ci byli interesujący, pod koniec wieczoru kazali czekać pod domem dziewczyny, podczas gdy sami się z nią pieprzyli. Raz udało mu się podpatrzeć. Dziewczyna mieszkała na bezludnym wzgórzu, w dużym, szklanym domu. Weszli i od razu zabrali się do rzeczy na środku podłogi. Herbert podczołgał się pod szklaną ścianę i wszystko widział. Pisał do tej dziewczyny regularnie co tydzień. Wsiadł do autobusu, który właśnie podjechał. Wewnątrz było duszno i pocił się z gorąca, więc odczuł ulgę kiedy wysiadł. Pośpiesznie ruszył do biura, a po drodze wysłał list. - Cześć, Jefferson - przywitał go urzędnik za biurkiem. Dzisiaj jezdzisz z Sunday Simmons. Masz podjechać pod Chateau Marmont o ósmej i zawiezć ją na przyjęcie do Jacka Milana. Znasz jego dom w Bel Air? Herbert przytaknął. - Poczekaj chwilę. Wezmiesz czwórkę, czarnego cadillaca. Trzeba go zatankować i umyć. Znowu przytaknął, zadowolony z przydziału. Czytał o Sunday Simmons. To ta, która odmówiła pokazania sutków czy czegoś tam. Będzie miał okazję przyjrzeć się jej i zdecydować, czy warto do niej napisać. 8 Charlie wrócił do hotelu tuż po trzeciej. Natalie Allen czekała na niego w hallu. - Przepraszam, kochanie - powiedział. - Wiesz jak wygląda taki lunch, jak spotkanie z całym związkiem zawodowym. Chodz na górę. Natalie była tego dnia u fryzjera i jej krótkie, ciemne włosy przykrywały głowę jak czapeczka. Miała na sobie żółty, lniany kostium i Charlie musiał przyznać, że była bardzo atrakcyjna. Szczęśliwiec z tego Claya. - Masz pewnie mnóstwo rzeczy do zrobienia przed wyjazdem - zauważyła. - Właściwie nie. Jestem gotów. George mnie spakuje. - A, tak, niezawodny George. Zabierasz go ze sobą? - Oczywiście. Nie wiem co bym bez niego zrobił. - Wiesz, że Lorna go nie lubiła? - Nie? - spojrzał zaskoczony. Jak można było nie lubić George'a? A poza tym Lorna nigdy nawet nie napomknęła, że go nie lubi. - Tak, była zazdrosna. Nie podobało jej się, że traktowałeś go bardziej jak przyjaciela niż służącego. Skrzywił się na słowo służący. Nie lubił go. Jeśli o niego chodziło, George pracował dla niego dlatego, że chciał, a nie dlatego, że musiał. - Masz ochotę na herbatę czy na coś mocniejszego, w ogóle na coś? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||