Index Czarna Legenda DziejĂłw Polski â Jerzy Robert Nowak Jerzy Kostowski Kod raka GĹowacki Jerzy Bryg Erotica 00000181 śąeromski Syzyfowe prace Leszek Olejnik Polityka narodowośÂciowa History_of_American_Literatu Patsy Brooks Za jakie grzechy Wszystkie odcienie czerni Rachel Morgan 4 A Fistfull of Charms Nora Roberts Tajemnicza gwiazda |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] twierdzisz, że Hilton jest niewinny... Jeżeli jest tak, jak mówisz, to znaczy, że pannę Stocker zamordował ktoś inny... Być może ktoś tutejszy. Tymczasem to brednia. Znamy się wszyscy od lat. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Nikt z nas nie mógłby zrobić czegoś aż tak potwornego. Jestem tego pewny. 1 dlatego, synu, nie dopuszczę, abyś swoim węszeniem rzucił cień podejrzenia na kogokolwiek z nas... Tutejsi ludzie wybrali mnie szeryfem, bym bronił ich spokoju. Zaufali mi. I ja ich nie zawiodę, choćbym musiał trochę upaćkać sobie łapy... Skończyłem. To była nasza ostatnia rozmowa. Chcę ci dać jeszcze jedną szansę. Jeżeli w ciągu godziny opuścisz Holiday Beach, skardze panny Malory nie nadam dalszego biegu, ale jeżeli kiedykolwiek ośmielisz się tu wrócić... _ w wyblakłych oczach szeryfa zapaliły się zimne błyski. Z pewnością nie żartował. Co więcej: odniosłem wrażenie, że szczerze wierzy w to, co mówi... Panna Bessie Carter, sekretarka i asystentka doktor Fletcher, przywitała ich zawodowym, uprzejmym uśmiechem. Wyszczerzyła swe końskie zębiska i powiedziała: - O, pan Halifax! Pani doktor za chwilę pana przyjmie... Proszę na razie poczekać... - wskazała im fotele. Poczekalnia urządzona była z dyskretnym smakiem. Zciany pomalowane były na różowo, wisiały na nich kolorowe, pogodne obrazy. Wyściełane, nieco staroświeckie fotele, niewielki dekoracyjny kominek wyłożony okładziną imitującą marmur i niski stylowy stolik, na którym rozrzucono kolorowe czasopisma i ustawiono wazon z pękiem pokrytych jeszcze rosą róż, nadawały całemu wnętrzu atmosferę przytulności. Nic tu nie nasuwało skojarzeń z cierpieniem i chorobą. Stan Oliver Halifax przysiadł na jednym z foteli, Lucille zrobiła to samo. Bessie Carter wyszła z poczekalni. Lucille sięgnęła po jedno z czasopism leżących na stoliku. Musiała uzbroić się w cierpliwość. Przed nią były co najmniej dwie godziny oczekiwania. Potem trzeba! będzie odwiezć szefa do domu... - Lucille... - powiedział nagle Stan Oliver Halifax - zabieraj wóz i wracaj do domu... Spojrzała na niego ze zdumieniem. To, że odwoziła go do domu po wizycie u doktor Fletcher, stało się już zwyczajem. Choć Halifax opuszczał gabinet w stanie nieskończenie lepszym, niż doń wchodził, nigdy dotąd nie kwapił się do prowadzenia. Bywał piekielnie zmęczony i nie ryzykował siadania za kierownicą. - Jak to, szefie? - Normalnie. Od doktor Fletcher muszę wpaść do mecenasa Forda. Nie dodzwoniłem się do niego... Zamówię taksówkę i wrócę nią do Holiday Beach. Rano wspominałaś, że wybierasz się do kina. Lucille zrobiło się przyjemnie, że stary to zapamiętał. . Uznała jednak za wskazane zaprotestować: - Nie ma mowy, szefie! Muszę cię odtransportować do domu. Starał się do niej uśmiechnąć. - Jesteś dobre dziecko, Lucille... Ale nie czekaj na mnie. Wizyta u mecenasa Forda zajmie mi trochę czasu, i nie wiem, o której wszystko załatwię. To się może przeciągnąć. - Jak szef uważa - zgodziła się posłusznie - mogę jednak poczekać... - Jesteś dobre dziecko - wymamrotał Stan Oliver Halifax - ale zmykaj już do domu... albo do kina. Jak wolisz. Poderwała się z fotela. Miała dziś stanowczo szczęśliwy dzień. Nie tylko potrafiła przełamać obojętność Patricka, ale także nie straci spotkania z Drakulą. Stary okazał się cholernie poczciwym facetem. Mimo okropnego bólu pamiętał, że wybierała się do kina. . Drzwi od gabinetu uchyliły się i panna Bessie Carter zawołała: - Panie Halifax, pani doktor prosi! Podniósł się z fotela i wszedł do gabinetu. Pokój doktor Fletcher miał już bardziej oficjalny wygląd. Białe, surowe ściany pozbawione jakichkolwiek ozdób, nowoczesne biurko, na którym stała kartoteka w wielkim plastykowym pojemniku, wyściełana ceratą leżanka, pokryta prześcieradłem, i kręcony stołek na jednej nodze nie stwarzały złudzeń. To był gabinet lekarski. Doktor Fletcher, pulchna blondynka w średnim wieku, nosiła wielkie okulary w rogowej oprawie i długi biały kitel - A, pan Halifax, proszę, niech pan spocznie... Usiadł na kręconym stołku i poczuł, jak łydki zaczynają mu dygotać, a głowa opada. Panna Bessie podeszła i wymierzyła mu silnego kuksańca w plecy. - Wyprostuj się, stara purchawko! - powiedziała. -Siedz porządnie. Nie jesteś u siebie w domu! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||