Index Jordan Penny Francuski pocałunek (Francuskie wakacje) McComas_Mary_Kay_ _Pocałuj_mnie GR470. Greene Jennifer Pocałunek księcia Amy Bryant Polly (pdf) 0886. Jameson Bronwyn W poszukiwaniu wspomnień Fetzer Amy J. Nie boję się ciebie Mathers Kabbalah Unveiled Jerzy Kostowski Kod raka 720 a Alan Dean Foster Into the Out Of |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] ło, oczy piekły... - Niech cię diabli porwą, Ben! - jęknęła. - To nie mu siało się tak skończyć. Jej łzy go zabijały, każda z nich wcinała się głęboko w duszę. Chciał, żeby to się skończyło inaczej, serdecznie żałował, że dziewięć lat temu posłuchał rozumu, nie po szedł za głosem serca. Teraz, patrząc w oczy Julie, czuł, jak rozdziera mu się serce. Udrapowała prześcieradło jak togę, boso szła w stro nę drzwi. - Julie! - zawołał za nią Ben. - Niech cię diabli porwą, Ben - powtórzyła. Wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Już mnie porwali, pomyślał. Na moją własną prośbę. Julie biegła korytarzem, zakrywając dłonią usta. Chcia ło jej się wyć. Wpadła do swego pokoju, zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie plecami. Azy ciekły strumieniem, i nawet ich nie ocie rała. Padła na podłogę, łkała. Płakała za człowiekiem, jakim był kiedyś Ben, za tym, którego miała w ramionach, z któ rym spędziła minioną noc. Płakała za namiętnością, jakiej doświadczyła i jakiej pewnie już nigdy nie doświadczy. Musiała pogodzić się z tym, że miniony tydzień był tyl ko wakacjami od rzeczywistości, że Ben już na zawsze zo stanie w tej swojej przeklętej jaskini. scandalous Ben usłyszał brzęk porcelany, podniósł głowę znad dokumentów. Benson postawił na jego biurku tacę. Ze znacznie większym impetem, niż by należało. - Czy życzy pan sobie coś jeszcze, sir? - zapytał swym zwykłym służbowym tonem, od którego Ben już zdążył się odzwyczaić. - Nie, Benson, dziękuję. - A ponieważ Benson nie od chodził, tylko patrzył na niego jakby z obrzydzeniem, za pytał: - Masz mi coś do powiedzenia? - Tak, sir - odparł Benson. - Słucham - zachęcał go Ben. - Jest pan dupkiem, sir - oświadczył Benson tym sa mym służbowym tonem. Ben spojrzał na niego zdumiony. - Pozwolił pan tej przeklętej Lily ponownie zrujnować sobie życie - mówił Benson, ale tym razem normalnie, jak bardzo zdenerwowany przyjaciel. - A teraz jeszcze po zwolił jej pan zrujnować życie panny Julie. - Widziałeś ją? - Ben nie widział Julie od dwóch dni. Uni kali się, choć jedyne, czego Ben naprawdę pragnął, to być bli sko niej. Niestety, nie miał jej nic nowego do powiedzenia. - Owszem, widziałem - miotał się Benson. - Przed chwilą była w sali gimnastycznej. Rozbijała w proch wo rek treningowy. - Jeszcze coś, Benson? - Ben spojrzał spode łba na sta rego lokaja. - Bo coś mi się zdaje, że masz dzisiaj dzień wyrażania uczuć. - Nic, co mógłbym powiedzieć w eleganckim towarzy- scandalous stwie, sir - odparł Benson i wyszedł, głośno zamykając za sobą drzwi. Ben rzucił pióro, schował twarz w dłoniach. Zwietnie, pomyślał. Wyszedł z gabinetu, pomaszerował prosto do sali gim nastycznej, gdzie, jak to określił Benson, Julie rozbijała w proch worek treningowy. Kiedy wszedł, na chwilę przerwała obijanie worka, spojrzała na Bena i zaraz wróciła do bicia. - Julie - zaczął niepewnie Ben. Nadal nie miał pojęcia, co właściwie powinien jej powiedzieć. - Na twoim miejscu bym się nie zbliżała - ostrzegła go Julie. - Wykorzystałem cię, przepraszam. Ja... - Jeśli znów zaczniesz mnie przepraszać za to, że się ze mną kochałeś, to stłukę coś bardzo kosztownego - wark nęła. - A jeśli chodzi o ścisłość, to wykorzystaliśmy się na wzajem. I wiesz co? - Podeszła do niego, zgrzana, zdysza na. Benowi przyszło do głowy, że bezpieczniej byłoby się uchylić. - Bardzo mi się to podobało. Każda pojedyncza chwila. Niczego nie żałuję. - Ja też nie! - Więc dlaczego przepraszasz? - Bo uważam, że zrobiłem ci krzywdę - powiedział bardzo cicho. - Sam sobie robisz krzywdę i sam siebie okłamujesz. Wielki, silny, bogaty i potężny Ben Blackmon pozwala się prześladować duchowi. scandalous - A ty pozwalasz się prześladować Kreegowi - odpa rował Ben. - Kreeg nie przeszkadza mi cieszyć się życiem - zawo łała Julie - tylko nie pozwala mi spać spokojnie. Podniosła dłoń w bokserskiej rękawicy, rozsznurowała ją zębami. Ben podszedł całkiem blisko, pqmógł jej zdjąć rękawicę. - Marnujesz sobie życie - prychnęła Julie. - To moje życie - burknął. - Mogę z nim zrobić, co zechcę. - A co będzie ze mną, Ben? - Patrzyła na niego ze łzami w oczach. - Czy ja naprawdę nic dla ciebie nie znaczę? - Jesteś dla mnie wszystkim. W sercu Julie zabłysła iskierka nadziei. - Więc opowiedz mi o Lily i o tej spróchniałej łodzi na brzegu rzeki. Ben zamarł. Patrzył na Julie niewidzącymi oczami. - Nigdy! - Dlaczego? - Bo nie! - Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Julie opadły ręce, rzuciła rękawicami o ścianę, wytar ła twarz ręcznikiem. Mimo wszystko nie chciała dać za wygraną. Wyszła z sali gimnastycznej, nasłuchując głosu Bena albo choć jego kroków. Znalazła go na werandzie. Stał z dłońmi zaciśniętymi na kamiennej poręczy, z głową wtuloną w ramiona, jakby jakiś wielki ciężar przygniatał go do ziemi. scandalous - Rozumiem, że musiałeś się odciąć od świata - ode zwała się Julie. - Ja zrobiłam to samo. Ale chyba już czas wrócić i stanąć do walki. - Proszę cię, Julie, daj spokój - jęknął zbolały Ben. - Nie zostawiaj mnie samej - poprosiła cichutko. Azy nie pozwalały jej mówić głośniej. - Zostawiłeś mnie dzie więć lat temu. Nie rób tego po raz drugi. Kochała go. W tej chwili była tego absolutnie pewna. - Nie mogę, Julie - tłumaczył Ben. - Nawet sobie nie wyobrażasz, co zrobiłem. - Więc mi o tym opowiedz - nie ustępowała Julie. - Na wszystko jest jakiś sposób, więc i z tym jakoś sobie pora dzimy. Nie wiesz, że co dwie głowy, to nie jedna? Paskudna przeszłość ciągnęła go z powrotem do gabi netu, żądała, by wrócił do trybu życia, jaki prowadził, nim Julie ponownie zjawiła się w jego domu. Nie chciał tego. Pragnął, by Julie z nim została. Była dla niego oddechem, pozwalającym przeżyć kolejny dzień. - Odezwij się do mnie, Ben - poprosiła. - To nie ma sensu, Julie. - Ben pokręcił głową. I tak odej dzie, pomyślał. A jeśli jej powiem, odejdzie i będzie mną po gardzać. - Nie mogę ci dać tego, czego pragniesz. Nie opusz czę Nine Oaks, a nie mogę cię prosić, żebyś tu została. - A gdybyś mnie jednak poprosił? Jak myślisz, co bym odpowiedziała? - To byłoby zbyt okrutne, kochanie. - Pogłaskał ją po głowie. - Jesteś taka energiczna, taka żywa. - Tamtej nocy ty też taki byłeś - wypaliła bez namysłu. scandalous Uśmiechnął się leciutko, popatrzył w smutne oczy Julie i zapragnął skończyć z pustelniczym trybem życia. - Ja stąd nie wyjadę - oświadczył stanowczo, wbrew [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||