Index Fred Saberhagen Berserker Throne 005. Rubinowa Walentynka Sher Honderich_Ted_ _Ile_mamy_wolnosci.BLACK Poematy Niziurski_Edmund_ _Nowe_przygody_Marka_Piegusa.BLACK Jack Vance To Live Forever (v5.0) (pdf) śąyczenie Dirie Waris List do matki. Wyznanie miśÂośÂci Jack L. Chalker Soul R Co warto wiedzieć o radiestezji |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Zamierzałem się co prawda z nią zobaczyć, ale wciąż odkładałem to na pózniej. Jej telefon położył kres rozterce. Panie inspektorze, chciałam po prostu serdecznie panu podziękować. Matka Bernarda zaprosiła mnie wczoraj wieczorem, żeby opowiedzieć mi o pańskiej wizycie. Nie wiem, czy spotkanie z nią przyda się panu w śledztwie, czego szczerze panu życzę, ale już sam fakt, że naprawdę chce się pan dowiedzieć, dlaczego zamordowano Bernarda, bardzo nas pokrzepił na duchu. Wybąkałem coś pod nosem i pozwoliłem jej przejąć inicjatywę. Podobno wraca pan do Tuluzy dziś wieczorem? Czy to prawda? Wydało mi się, że słyszę w jej głosie nutkę zawodu, niemal żalu. Tak, wyjeżdżam dziś pociągiem o szesnastej. Czy moglibyśmy się przedtem spotkać? Nieważne gdzie, ale koniecznie... Muszę zadać pani jeszcze kilka pytań. Co pani robi o dwunastej? Zlęczę nad swoją pracą. A ja myślałem, że studenci zawsze mają wakacje! Znowu palnąłem gafę. Klaudyna odpowiedziała mi jednak spokojnym tonem. W moim przypadku są to bardzo smutne wakacje... Wolę pracować, odpędzam w ten sposób czarne myśli. Temat mojego doktoratu jest zresztą pociągający. Pańską propozycję przyjmuję. Zbieram dziś materiały w terenie, od Porte d Italie do Porte de Gentilly. Na bulwarze Kellermana, zaraz za wejściem na stadion Charlety, jest restauracyjka, nazywa się Le Stadium . Może spotkamy się tam koło pierwszej? Zgodziłem się na godzinę i miejsce spotkania, po czym odłożyłem słuchawkę. W ciągu kilku minut spakowałem manatki i zszedłem na dół do saloniku hotelowego, gdzie dwóch gości, nie mając widocznie nic lepszego do roboty, oglądało dziennik telewizyjny w programie pierwszym. Yann Marousi obwieszczał właśnie śmierć jednego z twórców i założycieli video, który zginął w tragicznych okolicznościach. Zakończył swój natchniony dytyramb zapowiedzią rozmowy z nieboszczykiem. ...tak więc, z okazji zgonu dostojnego prekursora naszego zawodu, z prawdziwą przyjemnością prezentujemy telewidzom wywiad z nim, nagrany zaledwie przed tygodniem... Technicy w studiu dawali mu z pewnością znaki, że owa przyjemność nie licuje z charakterem wydarzenia, bo Marousi zmienił wyraz twarzy i bez zająknięcia zasuwał dalej. Oto wspomniana rozmowa, którą nasza redakcja korzystając z bolesnego przywileju poświęca pamięci pioniera nowoczesnej techniki . Nie mogłem tego dłużej słuchać. Zapłaciłem za hotel, pieczołowicie schowałem rachunek, niezbędny przy rozliczeniu kosztów podróży, i poszedłem piechotą do najbliższej stacji metra. Wysiadłem na Maison Blanche , skąd dotarłem do bulwaru Kellermana okrążając koszary Gwardii Republikańskiej. Klaudyna czekała na mnie w głębi knajpki. Bliższe stoliki już dawno zdobyli szturmem kibice jakiejś drużyny rugby, którzy oblewali zawczasu zwycięstwo swoich pupili w wieczornym meczu. Zjadłem rano obfite śniadanie, poprzestałem więc na szklance wody mineralnej. Przystępujemy do przesłuchania, panie inspektorze? Jestem gotowa. Powiedziała to z takim przejęciem, jakby jej rzeczywiście zależało na rozmowie ze mną. Jeżeli o mnie chodzi, miałem jeszcze w pamięci naszą milczącą podróż samochodową i niemal przymusową wysiadkę przed postojem taksówek. Jak na mój gust, wypadki rozwijały się zbyt szybko, nawet jeśli toczyły się we właściwym kierunku. Pospiesznie przemodelowałem swoje oblicze na kamienną twarz zawodowca. Czy naprawdę wyglądam na bestię w ludzkim ciele? Chciałem tylko uściślić kilka szczegółów. Nadal nie znamy powodów zamordowania pani narzeczonego. Nie natrafiliśmy na żadne nowe poszlaki, z wyjątkiem, być może, zagadkowej śmierci jego ojca. Nawiasem mówiąc, pogmatwało nam to do reszty całe dochodzenie. Klaudyna przerwała mi. Przecież jest pan na tropie, teściowa wspominała mi o fotografii... Mam nadzieję, że kiedyś nakryję tego CRS-owca. Nie ulega wątpliwości, że to on zastrzelił Rogera Thiraud w 1961 roku. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że szansę odnalezienia zabójcy na podstawie samej fotografii są znikome. Jedyna godna uwagi hipoteza robocza polega na założeniu, że oba morderstwa są ze sobą powiązane. Ale z kolei okoliczności śmierci Bernarda Thiraud w Tuluzie przeczą temu wyraznie. Dlaczego zabójca poszedł na tak wielkie ryzyko? Ująłem w dłonie rękę Klaudyny w chwili, gdy sięgała po filiżankę kawy. Nie żachnęła się, przeciwnie, odwzajemniła uścisk. Nasze palce się splotły. Usiłowałem kontynuować swoje wywody, ale rzeczowe pytania i odpowiedzi straciły naraz sens. Przesłuchanie nieuchronnie zamieniło się w zwierzenia. Czy zastanawiała się pani nad sprawą z tego punktu widzenia?... Proszę się skupić... A może Bernard, zwłaszcza w ostatnich dniach, napomykał o wydarzeniach z okresu wojny algierskiej? Mówiłam już panu, że nie. Bernard nigdy mi się nie zwierzał. Rozmawialiśmy o naszych studiach, o przyszłej pracy zawodowej. Jeżeli chodzi o sprawy rodzinne, jakoś się dogadywaliśmy, chociaż nie było to łatwe... Jego matka, widział ją pan, odcięła się od całego świata. Nie rusza się z domu ani na krok. Na szczęście Bernard utrzymywał wyjątkowo serdeczne stosunki z dziadkami. Bardzo lubiłam do nich jezdzić, świetnie tam wypoczywałam. Mieszkają w starym domu na przedmieściu, w Drancy... Niby to jeszcze Seine-Saint-Denis, ale człowiek czuje się w tamtych okolicach jak na wsi, o kilkaset kilometrów od Paryża. Mają piękny sad owocowy. Z tego, co zdołałam się od nich dowiedzieć, wynika, że śmierć męża była dla matki Bernarda straszliwym ciosem. Wpadła w prostrację i przestała się interesować losem syna. Zaopiekowali się nim dziadkowie... Powinien pan ich poznać, to niezwykle serdeczni i gościnni ludzie... Z biegiem czasu uwierzyli, że odnalezli w Bernardzie utraconego Rogera. Pokierowali wychowaniem wnuka tak starannie jak niegdyś własnego syna. Nigdy nie próbowali nawiązać bliższego kontaktu z synową w obawie przed utratą Bernarda. Rozumiem ich... w pewnym sensie... Wyrzucała z siebie zdania szybko, z opuszczoną głową, unikając mojego wzroku. Czułem, że usiłuje wprowadzić mnie w swoje sprawy nie rozdrapując zabliznionych ran. Raptem wstała od stolika i powiedziała zupełnie innym, znacznie weselszym tonem. Dzisiaj ja płacę. Jestem pańską dłużniczką, niech pan nie udaje, że nie wie o co chodzi. A tamten napiwek, dla portiera w hotelu?... Muszę go nareszcie panu zwrócić! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||