Index Charlotte Lamb Circle of Fate [HP 1025, MB 2706] (pdf) Zima lwów Jan Costin Wagner Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Pruska korona Jo Clayton Drinker 01 Drinker Of Souls Bukowski Charles Hollywood 2==01==Calamity Janes Woods Sherryl ZAPOMNIJ I WYBACZ GśÂowacki Jerzy Bryg Erotica Banks T. Matrix Theory [jnl article] Agata Christie Bośźe Narodzenie Herkulesa Poirot Samson Hanna PuśÂapka na motyla |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Nic dodać, nic ująć - powiedziała Freddie. - Ciekawe, czy twoja mama pochwala sposób, w jaki wychowujesz syna. - Mama nie żyje. Zmarła niecałe trzy lata temu, parę miesięcy po Robie. Freddie popatrzyła na nią z serdecznym współczuciem. - Moje ty biedactwo... Musiałaś przeżyć dwie śmierci, jedna po drugiej. Jakie to straszne... - Właściwie to trzy, bo zaraz potem odszedł ojciec. Przez pewien czas śmierć nie chciała się ode mnie odczepić. Tato miał ponad siedemdziesiąt lat, był jeszcze bardzo żywotny, lecz kiedy zabrakło mamy, załamał się. Byli małżeństwem przez ponad czterdzieści lat. Po jej śmierci zmienił się nie do poznania. Przestał wychodzić z domu, nie chciał się do mnie przeprowadzić, chociaż bardzo go o to prosiłam, prawie nic nie jadł, aż w końcu umarł we śnie. Lekarz powiedział, że to był atak serca. Nie wytrzymało... - Ale przynajmniej twoi rodzice byli ze sobą szczęśliwi. Tyle się słyszy o nieudanych małżeństwach; dobrze, że choć to jedno było udane. 106 R S - Tak. - Oczy Bianki rozświetlił uśmiech. - Byli szczęśliwi. Tak jak ja z Robem. Twoje małżeństwo też chyba jest udane? - O tak! Jest nam ze sobą dobrze, mamy piękny dom i wspaniałe dzieciaki. Ale, ale... - Zerknęła na zegarek. - Czas leci. Powinnam już iść. Czy możemy się spotkać za... - spojrzała na nie dojedzone śniadanie Bianki i nie dopitą kawę - no, powiedzmy za dwadzieścia minut? - Jak najbardziej. Będę na was czekała. Dopiła kawę i parę minut pózniej wróciła do siebie. Uczesała się, umalowała i z torbą na zakupy podeszła o umówionym czasie przed główne wejście, ale Schwarzów jeszcze nie było. Spacerowała alejką między brzozami, gdy nagle zelektryzował ją głos Gila. - Co ty tutaj robisz? Odwróciła się gwałtownie, zaczerwieniona i zmieszana. Patrzył jej prosto w oczy, uśmiechając się. - Och, to ty. - Natychmiast odwróciła wzrok. - Bardzo jesteś elegancka... Mam nadzieję, że nigdzie się nie wybierasz. Umówiliśmy się przecież... - Jadę po zakupy do miasta... - zaczęła. Gil aż zawrzał z gniewu. - Nigdzie nie jedziesz! - Z twoją szwagierką - dokończyła, podnosząc głos. - Z Freddie? - A masz inną? 107 R S - Ale po co u licha pchać się do centrum w taki upał?! Nie lepiej siedzieć na plaży? - Mam coś do kupienia, a poza tym tamtego wieczoru ledwie zdążyłam rzucić okiem na miasto. Podobało mi się i chcę zobaczyć, jak wygląda za dnia. - Gdybyś mi powiedziała, tobym cię zabrał. Spojrzała na niego szybko i spłoszona opuściła oczy. - Jesteś ciągle zajęty... - Jakoś bym to urządził. Nie musiała na szczęście odpowiadać, bo oboje zauważyli dużego białego mercedesa. - To Karl - mruknął Gil, przytrzymując Biankę za rękę. - Uważaj na siebie, słyszysz? Pilnuj się przez cały czas. Nie chcę się dowiedzieć, że wpadłaś pod jakiś motocykl. - Muszę iść... Czekają na mnie. - No to poczekają - wycedził zirytowany. - Bianka... Nie podoba mi się ten twój samotny wyjazd. - Nie będę sama! - Ale beze mnie. Nagle zabrakło jej powietrza. - Jestem pewna, że nic się nie stanie. Do widzenia! - Wyrwała rękę i nie oglądając się, pobiegła w kierunku samochodu. Karl i dzieci zajęli tylne siedzenie, za kierownicą zaś siedziała Freddie. 108 R S - Wskakuj - powiedziała, wskazując jej miejsce obok siebie. Gil zdążył jedynie zatrzasnąć za nią drzwi, a następnie pochylił się, zaglądając do środka przez uchyloną szybę. - Jeśli coś jej się stanie - powiedział ponuro - to marne wasze widoki. - Możesz się nie obawiać - spokojnie zapewnił go Karl. - Nie będzie sama ani przez sekundę - dodała Freddie. Bianka spojrzała w bok i napotkała wpatrzone w nią, jarzące się oczy. - Masz na siebie uważać! Odsunął się od okna i Freddie ruszyła z piskiem opon. Chwilę pózniej jechali już ruchliwą szosą do miasta. Bianka odetchnęła z ulgą, tłumiąc westchnienie, które jej znajomym musiało się wydać aż nadto wymowne. Kilka godzin na Starym Mieście upłynęło bardzo przyjemnie. Karl z dziećmi poszli swoją drogą, natomiast panie udały się tylko we dwie na poszukiwanie sklepiku, w którego witrynie Bianka upatrzyła sobie sukienkę w stylu flamenco. - Mam nadzieję, że nikt jej jeszcze nie kupił. Naprawdę mi się spodobała, a obawiam się, że mieli taką tylko jedną. W labiryncie wąskich, krętych uliczek czuła się bardzo nieswojo. Bezustannie rozglądała się na boki, jakby w obawie, że zaraz zobaczy motocykl i młodego człowieka w skórzanej kurtce. Każde trzaśnięcie drzwi, szczekanie psa, pisk ruszającego samochodu napełniało ją lękiem. Kiedy wreszcie znalazły uliczkę, której szukały, 109 R S była całkowicie roztrzęsiona. Od tej nocy, kiedy została napadnięta, stało się tak wiele, że mogło się wydawać, iż dzieliły ją od tamtych wydarzeń nie tylko dni, ale i tygodnie, a mimo to na widok znajomego miejsca znów sparaliżował ją strach. - Czy to tutaj? - zapytała Freddie, widząc, że stoi bez ruchu. - Tak. - Uśmiechnęła się z wysiłkiem, lecz kiedy spojrzała na wystawę, zabłysły jej oczy. - Tak! Jest moja sukienka. To ta. Spójrz! - Ale cudo! - powiedziała z zachwytem Freddie. - Nie dla mnie, ale jest fantastyczna. I bardzo hiszpańska. Powinno ci w niej być bardzo dobrze. - Naprawdę tak myślisz? W dziennym świetle suknia wyglądała jeszcze efektowniej. Opięta górą i mocno wydekoltowana nie nadawała się z całą pewnością dla kobiety nieśmiałej czy też starszej. Biankę znowu opadły wątpliwości, ale Freddie entuzjazmowała się coraz bardziej. - Oj, chodz, nie marudz. Przymierzysz i zobaczymy. Przecież to nic nie kosztuje. Jeśli nie będzie ci w niej do twarzy, to ci to powiem wprost. Pociągnęła ją za rękę i po chwili były już w sklepie. Postawna, posągowa Hiszpanka w czarnej sukni z białym koronkowym kołnierzem natychmiast się nimi zajęła. Zdjęła sukienkę z wystawy i zaprowadziła swoją klientkę do przymierzalni. Szczerze mówiąc, Bianka miała przez cały czas nadzieję, że wymarzona kreacja okaże się za duża albo za mała i problem rozwiąże się sam. Sukienka jednak pasowała jak szyta na miarę. Mało tego! Dodawała jej urody i 110 R S wydobywała z niej coś, czego wcześniej w sobie nie zauważała. Jakąś nieposkromioną namiętność, wigor, intrygującą dojrzałość. Podłużne, wysokie lustra przymierzalni odbijały niemal nie znaną jej, zgrabną, elegancką kobietę o długich nogach i ładnej szyi. - Na pani jest ślicznie - powiedziała Hiszpanka łamaną angielszczyzną i poprawiając sukienkę, opuściła górę niżej. Bianka jednak podciągnęła ją na dawne miejsce. Nie zamierzała paradować półnaga! Właścicielka sklepu wydawała się jednak najzupełniej nie zrażona. - Bardzo hiszpańska... na tańce... flamenco - kusiła z uśmiechem. - Angielka, tak? A wygląda jak Hiszpanka... bardzo, bardzo, seniora. - Czy mogę wejść? - Do przymierzalni zapukała zaciekawiona Freddie. - Tak - powiedziała Bianka i w tej samej chwili wszystkie lustra odbiły zachwyconą twarz Niemki. - Ile to kosztuje? Bianka Wymieniła jakąś niedużą sumę. - No to nawet się nie zastanawiaj. Jest ci w niej wprost wspaniale. Z dużym, pięknie zapakowanym pudłem pomaszerowały na rynek. Przy jednej z uliczek kupiły owoce i warzywa, a potem jeszcze kozi ser z papryką, chleb i torbę churros - makaroników smażonych na oliwie. W jednym z kawiarnianych ogródków zauważyły Karla z dziećmi i przysiadły się do nich na gorącą czekoladę. Słońce 111 R S przypiekało coraz mocniej i miło było tak siedzieć w cieniu pod parasolem i popijać czekoladę. Nikomu nie chciało się ruszyć, toteż przez dłuższy czas okupowali stolik, przyglądając się przechodniom, kamienicom i odległym górom, majaczącym na horyzoncie. W pewnym momencie Bianka znieruchomiała. Najpierw usłyszała warkot, a potem zobaczyła motocykl ob- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||