Index
Han_Jenny_ _Lato_#2
332. DUO Spencer Catherine Zaczęło się w Portofino
Farkas Victor Ukryte rzeczywistoÂści
Collins_Eileen_Pod_wiatr_RPP048
GR470. Greene Jennifer PocaśÂ‚unek ksić™cia
Billionaires in the City 3 Tempting The Boss Mallory Crowe
C Howard Robert Conan i Bogowie Bal Sagoth
Condon Richard Kandydat
Heisenberg Werner Carl Fizyka a filozofia
William Faulkner Intruder in the Dust
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stardollblog.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    wyrzucała Antonowi Josette.
    - Czy wezwałeś doktora Savarda?
    - Masz gorączkę, Diano?
    - Czy coś cię boli?
    - Może powinnaś się położyć?
    - Dosyć - przerwał im Anton. - Diana gotowa naprawdę się
    rozchorować od całego tego zamieszania.
    93
    R S
    - Aatwo ci mówić - ofuknęła go Josette. - Jak większość
    mężczyzn widzisz tylko to, co masz przed sobą. My z Hortensją już
    kilka dni temu zauważyłyśmy, że Diana marnie wygląda. Poza tym
    mamy prawo o wszystkim wiedzieć, mój drogi. Ktoś przecież musi
    zadbać o to biedne dziecko.
    - Ja o nią zadbałem!
    - Sama mogę się sobą zająć - zaczęła Diana, która miała
    serdecznie dosyć tego, że traktowano ją jak niemowę, kiedy drzwi
    frontowe się otworzyły i weszła Sophie.
    - Czy ktoś mi potrafi wyjaśnić, czemu uznaliście za stosowne
    zostawić mnie samą z bandą wieśniaków, dla których najlepsza
    zabawa to zawody w pluciu na odległość?! - wrzasnęła oburzona.
    - Diana zle się poczuła - wyjaśnił Anton.
    - No tak, to rzeczywiście wszystko tłumaczy! - prychnęła
    Sophie. - Czy to śmiertelna choroba?
    - Bardzo mi przykro, Sophie - odparła Diana już bardzo
    zmęczona - obawiam się, że przeżyję.
    - Szybciej wrócisz do zdrowia, jak przestaniemy jazgotać ci nad
    głową - stwierdziła Hortensja.
    - Josette, Sophie, chodzcie. Nie jesteśmy potrzebne. Anton sobie
    poradzi.
    - Ciekawe, co wy kombinujecie? - warknęła Sophie, bo już
    zdążyła zauważyć, że Anton obejmuje Dianę ramieniem.
    - Cokolwiek by to było, to nasza sprawa, nie twoja - odparł
    Anton.
    94
    R S
    - Nie na długo - mruknęła Diana. - Jak tak dalej pójdzie, prędko
    dodadzą dwa do dwóch i wyjdzie im cztery.
    - Raczej trzy - poprawił ją. - Trzeba jak najszybciej opanować
    sytuację.
    Opanowanie sytuacji polegało na tym, że Anton zapisał Dianę
    do najlepszego położnika w Aix na dziesiątą rano w najbliższy
    poniedziałek. Diana pomyślała o ironii losu. Spotkało ją to samo, co
    jej matkę, tyle że ona nie była ani sama, ani bezradna. W najgorszym
    razie było ją stać na utrzymanie siebie i dziecka.
    - Gratuluję państwu - powiedział lekarz, zbadawszy Dianę. -
    Przy dzisiejszych metodach diagnozowania mogę z całą pewnością
    potwierdzić, że jest pani w ciąży.
    - A te mdłości, panie doktorze? - zapytał Anton.
    - Zupełnie normalne, panie hrabio. Wręcz pożądane. Oznaczają,
    że embrion się implantował i możemy oczekiwać zdrowego dziecka w
    normalnym terminie.
    Anton odetchnął z ulgą, uśmiechnął się i wziął Dianę za rękę.
    - Czyli kiedy? - zapytał.
    - Siedemnastego marca. Mniej więcej.
    - Jakieś zalecenia? - wypytywał Anton. - Specjalna dieta,
    ograniczenia...
    - Ciąża nie jest chorobą, monsieur - lekarz się uśmiechnął. -
    Zalecam spokój, unikanie stresów, dużo życzliwości. Do tego
    95
    R S
    witaminy, zdrowe odżywianie, wypoczynek i lekka gimnastyka. Poza
    tym może pani prowadzić normalne życie.
    - Kiedy mamy się zgłosić na badanie? - dopytywał się Anton.
    - Za miesiąc, jeśli nie wystąpią komplikacje. I proszę się
    uspokoić, monsieur. Nie ma żadnych powodów do zmartwienia. Pani
    jest w doskonałej kondycji.
    ROZDZIAA DZIEWITY
    - Prawie nic dziś nie jadłaś - powiedział Anton, gdy wyszli od
    lekarza. - Zjemy sobie lunch na Cours Mirabeau.
    Cours Mirabeau była to szeroka ulica, gdzie na chodnikach
    mieściły się liczne kafejki i równie liczne fontanny. Duże, małe,
    bogato zdobione i całkiem zwyczajne napełniały otoczenie miłym
    szmerem przepływającej wody.
    - Tu będzie dobrze - stwierdził Anton, usadowiwszy Dianę na
    tarasie eleganckiej restauracji Le Grillon.
    Diana zamówiła solę gotowaną na parze i wodę mineralną z
    cytryną. Anton wybrał wędzonego łososia i pieróg ze szpinakiem,
    oraz kieliszek białego wina, które popijał powoli, czekając, aż kelner
    przyniesie im jedzenie.
    - Dlaczego nic nie mówisz? - spytała zaniepokojona Diana. -
    Chyba powinniśmy porozmawiać.
    - O dziecku?
    - Rozumiem, że to dla ciebie szok, ale...
    96
    R S
    - %7ładen szok - wpadł jej w słowo. - Właśnie sobie wszystko
    układam w głowie. Zostało sporo czasu.
    - Czasu? - zdziwiła się Diana.
    - Mamy czas, by przyzwyczaić ludzi do tego, że jesteśmy razem
    - wyjaśnił.
    - Nie rozumiem, o czym ty mówisz...
    - Przecież to oczywiste. - Spojrzał jej prosto w oczy. -
    Pobierzemy się jak najszybciej. O ile to możliwe jeszcze przed
    końcem sierpnia. I nawet nie próbuj się sprzeciwiać, bo to nie jest
    temat do dyskusji.
    - Nie mówisz tego poważnie! - wykrztusiła, gdy odzyskała głos.
    - Umówiliśmy się przecież, że nawet gdyby się okazało, że jestem w
    ciąży, to i tak małżeństwo nie wchodzi w rachubę.
    - Ustaliliśmy, że nie będziemy się martwili na zapas -
    przypomniał Anton. - W tej chwili już wiadomo, że jesteś w ciąży,
    zatem jedynym logicznym wyjściem jest małżeństwo.
    - W twoim starożytnym świecie owszem, ale na pewno nie w
    moim.
    - Nosisz moje dziecko, Diano.
    - Ale nie stałam się przez to częścią twego dobytku -
    odparowała.
    - Nie obrażaj się - poprosił. - Chodzi mi tylko o to, że człowiek
    ma obowiązek dbać o swoje dziecko, a nie przychodzi mi do głowy
    lepsze rozwiązanie od tego, żebyś została moją żoną.
    97
    R S
    - Nie ma mowy - oznajmiła stanowczo, zagłuszając cichutki
    głosik, który jej podpowiadał, żeby nie odrzucała propozycji Antona
    bez namysłu. Przecież śniła o nim po nocach, od dnia, w którym się
    poznali.
    - Dlaczego? Czyżbyś się mną brzydziła?
    - Nie, skąd - mruknęła, spuszczając wzrok.
    - Więc o co chodzi?
    - O nas! Jesteśmy obcymi ludzmi, różnimy się pochodzeniem,
    pozycją towarzyską. Ty jesteś arystokratą, a ja...
    Nieślubną córką twojej ochmistrzyni, pomyślała, ale nie
    powiedziała tego na głos.
    - Jestem zwyczajnym człowiekiem, Amerykanką. Nie rozumiem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.