Index Database Programming with Perl Jacinta Richardson (pta, 2005) Ian Fleming Bond 05 (1957) From Russia With Love Baxter Mary Lynn Najwaśźniejsza noc Radley Tessa To tylko seks Command and Contro Understand Deny Detect Nora Roberts W zaklćÂtym krćÂgu 045. Mortimer Carole Szansa na miśÂośÂć Heart , Diamond and Lankavatara Sutras Clark Mary Higgins Noc jest mojć porć Niziurski_Edmund_ _Nowe_przygody_Marka_Piegusa.BLACK |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] dolarów na tydzień, a dla gazety oszczędność w wysokości trzystu dolarów netto, ponieważ, co oczywiste, nie mieli zamiaru pozwolić, żeby Raymond zaczynał w punkcie, w którym Gaines, przez dwadzieścia sześć lat pełniący w redakcji funkcję komentatora politycznego, skończył. Zaoferowali także Raymondowi pięćdziesiąt procent honorariów za przedruki jego artykułów w innych gazetach, co z kolei dla redakcji było zyskiem stuprocentowym, gdyż zgodnie z poprzednimi ustaleniami całą sumę minus koszty sprzedaży, dystrybucji i reklamy dostawał Gaines. Właścicielom gazety Downey wytłumaczył, że Raymond jest człowiekiem nowym w redakcji i ogromnie niesympatycznym, można śmiało postawić pięć do jednego, że nikomu nawet do głowy nie przyjdzie uświadomić go, że powinien dostawać całe honoraria za przedruki. To było w porządku. Swoje artykuły w przeważającej części opierał na raportach 155 korespondentów zagranicznych i to redakcja, a nie on, musiała im płacić. Poza tym połowa honorariów za przedruki wynosiła pięćset sześć dolarów na tydzień, dzięki czemu pensja Raymonda wzrastała do siedmiuset sześciu dolarów. Downey uznał to za dobry interes, bo gazeta jako jedyna będzie miała w swoim gronie odznaczonego Medalem Honoru komentatora, co bez wątpienia powinno otworzyć drzwi do Pentagonu, szalony ojczym Raymonda może zmusić ludzi do rozmów z pasierbem, a matka - wprowadzić go wszędzie, nawet do jednego łóżka z prezydentem, jeśli przyjdzie mu na to ochota, no i wreszcie Raymond przez pięć lat uczył się fachu od Holborna Gainesa. Siedemset sześć dolarów na tydzień to ładna sumka, zwłaszcza dla młodego człowieka, który lubi pieniądze. Prawdę mówiąc, wzrost dochodów zmącił nieco radość Raymonda z awansu, ale biorąc pod uwagę sposób, w jaki zarządzał finansami, doszedł do wniosku, że pieniędzmi martwić się będzie bank, a nie on. Raymond rozpaczał z powodu morderstwa. Bardzo swojego szefa szanował i był do niego przywiązany, rzecz o tyle niezwykła, że przywiązaniem darzył jeszcze tylko dwie osoby na całym świecie - Bena Marco i Jocie, którą jednak należy wyłączyć z tej kategorii, ponieważ uczucie do niej było czymś zupełnie innym. Raymond nie potrafił pojąć, dlaczego ktoś chciał zamordować Gainesa. Był dobrym, łagodnym i nieszkodliwym staruszkiem, jak ktoś mógł taką rzecz zrobić? Downey powtórzył opinię policji, że sprawcą musiał być jakiś umysłowo niezrównoważony fanatyk polityczny. - Holly był jednym z moich najstarszych przyjaciół-powiedział Downey, współczując sobie. - Czy gazeta wyznaczy nagrodę? Downey potarł podbródek. - Hm... Chyba powinniśmy. Na pewno tak zrobimy Mogę to wpisać w koszty reklamy, jeśli trzeba ją będzie wypłacić. I 156 - Chcę dołożyć pięć tysięcy do tej nagrody - oznajmił Raymond żarliwie. - Nie musisz tego robić. - Ale chcę, cholera. - Dobrze. Ty dasz pięć tysięcy, my dziesięć, choć oczywiście zarząd będzie musiał wyrazić zgodę, a ja zaraz po powrocie do biura zadzwonię na Centrę Street, żeby mogli umieścić to w gazecie. Na Boga, zapłacimy też za informacje. Ohydny drań. Downey był podwójnie zmartwiony, bo nienawidził wydawania pieniędzy gazety i doskonale wiedział, że Holly Gaines, gdziekolwiek teraz jest, nie pochwalałby takiej cholernej skautowskiej sztuczki pod publiczkę, ale, do diabła, czasami człowiek udaje, że musi pewne rzeczy zrobić. Tego samego popołudnia Raymonda odwiedził Marco. - Chryste, wyglądasz strasznie - powiedział Raymond z głową zawiniętą w bandaż i z nogą na wyciągu. - Co się stało? Marco wyglądał jeszcze gorzej. Stare powiedzenia są najlepsze: Marco wyglądał jak podgrzany nieboszczyk. - Co niby miało się stać? - zapytał. - Przecież to nie ja leżę w szpitalu, no nie? - Chodziło mi tylko o to, że nigdy nie widziałem, żebyś tak parszywie wyglądał. - Dzięki. - Co się stało? Marco przesunął dłonią po twarzy - Nie mogę spać. - A nie możesz wziąć pigułek? - zapytał Raymond ostrożnie. Mając matkę narkomankę, nabrał awersji do leków Poza tym trudno mu było zrozumieć problemy ze snem, bo sam zasnąłby nawet wtedy, gdyby go powiesili za kostkę na wichurze. - Właściwie nie chodzi o to, że nie mogę spać, raczej 157 o to, że wolę nie spać. Chodzę przez całą noc po pokoju, bo się okropnie boję. Ciągle mam ten sam koszmar. Raymond, który leżał na plecach, strzelił palcami prawej dłoni. - Czy w tym koszmarze jest sowiecki generał, pełno Chińczyków, ja i reszta chłopców z patrolu? Marco poderwał się z krzesła jak tygrys. Stanął nad ^ayrciOTidem i •zfcajpa.l c,o obiema tekami za piżamę, wpatrując się w niego dzikim wzrokiem. - Skąd o tym wiesz? Skąd wiesz? - ]ego głos wznosił się w górę jak dziwaczne schody z plaży do letniego domku na szczycie klifu. - Zabierz ode mnie ręce. - Tym zdaniem Raymond wrócił do dawnej nieprzyjemnej maniery przeciągania zgłosek, do obrzydliwego, jątrzącego, wstrętnego tonu, służącego mu do trzymania reszty świata na drugim brzegu fosy otaczającej zamek, w którym więził go urok złej czarownicy. Odezwał się tak przerażająco nieprzyjaźnie, tak odpychająco, że Marco wrócił na krzesło, co z jego strony było słusznym posunięciem, ponieważ jego twarz przybrała niezdrową żółtą barwę, oddech zrobił się płytki, a oczy przesłonił cienki woal szaleństwa, kiedy przed chwilą wyciągnął ręce, żeby zgnieść swoją udrękę i ukarać ją za to, co zrobiła z jego godnością, która jest obrazem samego siebie, jaki człowiek nosi w swoim wnętrzu. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||