Index
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 06 Księżniczka uczy się rządzić
Shaw Chantelle Greek Husbands Szafirowy naszyjnik (Światowe Życie Duo 417)
Antologia SF Stało się jutro 23 Mistyfikacje
1029. DUO McKay Emily Najlepszy w świecie seks
GR820. (Duo) Lewis Jennifer Przełomowa noc
M267. (Duo) Webber Meredith Przyjaciółki z Wests
Co się wydarzyło w Springtown Scott DeLoras
Fetzer Amy J. Nie boję się ciebie
Catherine Spencer Lato w Prowansji
Bass, T. J La Ballena Dios
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mangustowo.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    dzie lepiej bez dwojga rodziców.
    - Nie, nie uważam - przyznała po chwili wahania. - I jeżeli zechcesz uczestniczyć
    w życiu naszego dziecka, nie będę ci w tym przeszkadzać.
    - Co za niezwykła hojność - odparł sucho. - Tylko ciekawe, jak to sobie wyobra-
    żasz, skoro wy mieszkacie tu, a ja we Włoszech? Dziecko to nie paczka, którą można so-
    bie przesyłać tam i z powrotem.
    - Masz lepszy pomysł?
    - Oczywiście. Pobierzemy się.
    - Wolałabym, żebyś już stąd wyszedł, a najlepiej wyleciał przez balkon.
    - To honorowa propozycja.
    - A ja odmawiam. Nie jestem zainteresowana związkiem z mężczyzną, który nigdy
    nie chciał mieć żony.
    R
    L
    T
    Popatrzył na nią. Na długie smukłe nogi, lśniące jasne włosy, jedwabistą skórę i
    błękitne oczy. Była taka piękna, godna pożądania... Ale też wiele było podobnych kobiet,
    z których żadna nie wymagałaby od niego złożenia uroków kawalerstwa na ołtarzu mał-
    żeństwa. Różniła ją od nich tylko wypukłość brzucha, za którą był odpowiedzialny. A to,
    zgodnie z jego poczuciem przyzwoitości, mogło oznaczać tylko jedno.
    - Nie chodzi tylko o nas - powiedział. - Będziemy rodziną, a dla każdego Włocha
    rodzina jest wszystkim.
    - No cóż, ja nie jestem Włoszką, tylko wyzwoloną Kanadyjką. Doskonale rozu-
    miem, że nawet w sprzyjających okolicznościach małżeństwo to niełatwe zadanie, a te
    okoliczności trudno nazwać sprzyjającymi.
    - To wszystko jest niespodziewane, ale nie niemożliwe.
    Takie słowne przepychanki trwały przez następną godzinę, aż w końcu, znużona,
    przyjęła jego propozycję.
    %7łeby to uczcić, zaprosił ją na kolację. Zjadła niewiele, bo pózne posiłki przypra-
    wiały ją o zgagę. On wcale nie więcej, bo to, co wziął na siebie, okazało się przytłaczają-
    ce.
    Szelest jej sukni i delikatny zapach perfum przywołały go do rzeczywistości.
    - Dario? - Podeszła bliżej i położyła mu dłoń na ramieniu. - Co się dzieje?
    Westchnął ciężko. Jak miał jej to wszystko opowiedzieć?
    R
    L
    T
    ROZDZIAA DWUNASTY
    Nie odpowiedział, tylko stał nieporuszony, unikając jej wzroku. Doprowadzona na
    skraj wytrzymałości, szarpnęła go za ramię.
    - Przestań mnie ignorować! - krzyknęła. - Zadałam ci proste pytanie: Co się dzieje?
    Dario drgnął. Wziął głęboki oddech, otworzył usta i znowu je zamknął.
    Jeszcze nigdy tak na nikogo nie napadła i teraz zrobiło jej się głupio. Jednocześnie
    była straszliwie sfrustrowana.
    - Posłuchaj - usiłowała mówić spokojnie - nie zniosę tego dłużej.
    - Dobrze - odpowiedział w końcu. - Poczekaj jeszcze chwilę.
    Bardzo chciała mieć to już za sobą, choć oczywiście bała się tego, co miała usły-
    szeć. Jednak taka ciągła niepewność była nie do wytrzymania.
    Dario wrócił, gestem zaprosił ją do saloniku, zapalił lampę nad stołem i podał jej
    dużą, białą kopertę.
    - Zajrzyj - powiedział. - To powinno ci wiele wyjaśnić.
    Wewnątrz było zdjęcie. Zlubne zdjęcie ich dwojga. Wszystko było tak, jak to opi-
    sał Dario, a właściwie prawie tak. W tle rozpoznawała gmach sądu w Vancouver, swoją
    niebieską sukienkę, mały bukiecik z białych lilii i różyczek. Dario nie wspomniał o pew-
    nym detalu, który teraz wprawił ją w osłupienie. Zdjęcie drżało jej w dłoni jak szarpany
    wiatrem liść, ale tamten szczegół nie znikał.
    - Dario - spytała niepewnym głosem. - Czy mnie wzrok myli, czy ja byłam w cią-
    ży?
    - Nie myli - odparł.
    W takim razie... Nic dziwnego, że miała wtedy większe piersi, a niektóre rzeczy z
    garderoby wydawały się za duże...
    - To dlatego się ze mną ożeniłeś? Bo czułeś, że powinieneś?
    - Tak.
    Przez całe tygodnie błagała, by udzielił jej konkretnej odpowiedzi, teraz, kiedy to
    zrobił, bardzo ją to zabolało. Jeszcze raz zerknęła na zdjęcie.
    - To dlatego masz taką minę?
    R
    L
    T
    - Ty też nie byłaś specjalnie radosna. Nie planowaliśmy dziecka.
    Dziecko, dziecko, dziecko... Do tej pory nieobecne, to słowo raz wymówione zawi-
    sło w atmosferze jak destrukcyjne oskarżenie.
    - Co się z nim stało? - szepnęła przerażona. - Czy czuję taką wewnętrzną pustkę,
    dlatego że poroniłam?
    - Nie poroniłaś.
    Tym razem jego stanowcze zaprzeczenie przebiło otaczającą ją od tak dawna mgłę,
    odsłaniając przerażające fragmenty. Salonik nagle stał się ciemny i ponury, zamieszkały
    przez zagrażające jej duchy.
    W nagłym przebłysku świadomości zobaczyła samochód sunący ku brzegowi klifu.
    Mężczyzna za kierownicą zwisał bezwładnie, a ona sama walczyła rozpaczliwie, by od-
    piąć pas i przedostać się na tył, żeby uwolnić dziecko uwięzione w foteliku.
    Zobaczyła strużkę krwi spływającą po jego bladej, nieruchomej twarzyczce, ale
    najbardziej przerażające było rozdzierające serce milczenie. A potem świat przekręcił się
    do góry nogami, morze ruszyło jej na spotkanie, w końcu zapadła ciemność.
    Nagle potrzaskane kawałki wspomnień zaczęły się układać w całość. Zamknięte
    pokoje w willi należały do dziecka. Wypełniały je drobiazgi, które miały uczynić jego
    życie bezpieczne i szczęśliwe. Miękkie kocyki, maleńkie skarpeteczki i kapciuszki. Koł-
    derka, którą zrobiła jeszcze przed jego urodzeniem. Kołysanki, które mu śpiewała. Ksią-
    żeczki, które mu czytała, chociaż był jeszcze zbyt mały, by zrozumieć treść.
    Uświadomienie sobie tego wszystkiego okazało się zbyt wielkim wstrząsem i
    Maeve zemdlała.
    Jak przez mgłę widziała pochylonego nad nią Daria, próbującego przenieść ją na
    sofę i mówiącego coś głosem nabrzmiałym troską.
    - Jak to możliwe, że chcesz ze mną być? - szepnęła. - To przeze mnie zginęło nasze
    dziecko.
    - Nie - odpowiedział, gładząc ja po głowie.
    - Tak - załkała. - Wszystko mi się przypomniało.
    Położył jej dłonie na ramionach i potrząsnął mocno.
    - Sebastiano żyje. Słyszysz? %7łyje.
    R
    L
    T [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.