Index
Bolesław Prus Placówka
Beaton M.C. Hamish Macbeth 08 Hamish Macbeth i śÂ›mierć‡ obśźartucha
Stephanie Rowe Immortally Sexy 4 Sex and the Immortal Bad Boy
Baum, L Frank Oz 34 The Wonder City of Oz
Diana Palmer Tu jest mój dom
298.Graham Lynne Podróśź do Grecji
Olivia Cunning One Night with Sole Regret 03 Take me(1)
Miecze śÂ›wietlne
Cartland_Barbara_ _Duch_cyrku
Creighton_Katleen_Opiekunka_czarnoksieznika_RPP125
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arsenalpage.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Więc niech kawaler zobaczy, czy czółno nie jest dziurawe.
     Nie jest.
     A skądże się tam wzięła woda?
     Z deszczu.
     Z deszczu?
    Rozmowa urwała się. Tyłem jednak zyskał, żem śmiało patrzył na
    Aonie, a ona, o ile dziś mi się ta rzecz przedstawia, nic sobie ze mnie
    nie robiła. Owszem, nie ruszając się z miejsca, zaczęła podskakiwać
    przez sznur, w odstępach rozmawiając ze mną.
     Dlaczego kawaler nie bawił się z nami?
     Bom był zajęty.
     Cóż kawaler robi?
     Uczę się.
     Przecież na wakacjach nikt się nie uczy.
     W naszej klasie trzeba się uczyć nawet przez wakacje. Lonia
    przeskoczyła sznur dwa razy i rzekła:
     Adaś jest w czwartej klasie, a jednak przez święta nie uczył się.
    Ach, prawda!... kawaler nie zna Adasia.
     Któż to pani powiedział, że nie znam?  zapytałem z dumą.
     Bo kawaler był w pierwszej klasie, a on w trzeciej... Znowu dwa
    skoki przez sznur... Myślałem, że mi się stanie coś dziwnego.
     Ze mną wdawała się nawet czwarta klasa  odparłem podrażniony.
     Wszystko jedno, bo Adaś chodzi do szkół w Warszawie, a kawa-
    ler... Gdzie to kawaler chodzi do szkół?... Gdzie?...
     W Siedlcach  ledwiem odrzekł zdławionym głosem.
     A ja pojadę także do Warszawy  objaśniła Lonia i dodała:
     Może kawaler powie Zosi, że już tu jestem...
    I nie czekając na moją zgodę lub odmowę, pobiegła ku altance
    wciąż skacząc.
    Byłem odurzony; nie mogło mi się w głowie pomieścić, jak mnie ta
    dziewczyna traktuje.
    NASK IFP UG
    Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
    51
    "A dajcie mi spokój z waszą zabawą  pomyślałem naprawdę roz-
    gniewany.  Lonia to niegrzeczna, niedelikatna, to  smarkacz!..."
    Powyższe jednak uwagi nie przeszkodziły mi spełnić natychmiast
    jej rozkazu. Poszedłem do domu bardzo prędko, może nawet za prędko,
    zapewne skutkiem wewnętrznego wzburzenia.
    Zosia brała już parasolkę, aby iść do ogrodu.
     No, wiesz  rzekłem rzucając czapkę w kąt  poznałem się z Lo-
    nia.
     I cóż?...  spytała siostra ciekawie.
     Nic... tak sobie!...  odparłem nie patrząc jej w oczy.
     Prawda, jaka ona dobra, jaka ładna?.  .
     Ach, nic mnie to nie obchodzi. Właśnie prosi cię, żebyś tam przy-
    szła.
     A ty nie pójdziesz?
     Nie.
     Dlaczego?  spytała Zosia zaglądając mi w oczy.
     Dajże mi spokój!...  odburknąłem.  Nie pójdę, bo mi się nie po-
    doba...
    Musiało być coś bardzo stanowczego w moim głosie, skoro siostra,
    już nie zadając mi dalszych pytań, wyszła. Widząc, że prawie biegnie,
    zawołałem ją przez okno:
     Zosiu, tylko proszę cię, nic tam nie mów... Powiedz, żem... że
    trochę boli mnie głowa.
     No, no, nie bój się. Ja ci nie zaszkodzę.
     Pamiętaj, Zosiu, jeżeli mnie choć trochę kochasz. Naturalnie, że-
    śmy się bardzo serdecznie ucałowali. Trudno dziś odgrzebać w pamięci
    uczucia, jakie mnie szarpały po odejściu Zosi. Jak ta Lonia śmiała roz-
    mawiać ze mną w podobny sposób?... Wprawdzie nauczyciele, a
    szczególniej inspektor, traktowali mnie dość familiarnie, no  ale to
    starzy ludzie. Lecz między kolegami w pierwszej (obecnie już w dru-
    giej klasie) cieszyłem się poważaniem. A tu na wsi  proszę posłuchać,
    jak rozmawiał ze mną ojciec, jak mi się kłaniali parobcy, ile razy mó-
    wił pisarz: "Panie Kazimierzu, może pozwoli pan do mnie na fajecz-
    kę?" Ja mu na to: "Dziękuję panu, nie chcę się przyzwyczajać." A on:
    "Jaki pan szczęśliwy, że pan ma taką moc nad sobą... Pan nie dałby się
    i guwernantce..."
    Odpowiednio do postępowania starszych, ja także byłem poważny.
    Przecie sam ksiądz proboszcz mówił do ojca: "Patrzaj, mości dobro-
    dzieju, panie Leśniewski, co to szkoła robi z chłopaka. Ten Kazio rok
    NASK IFP UG
    Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
    52
    temu był wisus i pędziwiatr, a dziś, mości dobrodzieju, to statysta, to
    Metternich..."
    Tak mnie sądzili ludzie... I trzeba wypadku, żeby jakaś koza, która
    ani jednej klasy nie widziała, ażeby ona śmiała mi powiedzieć, że  "to
    do kawalera bardzo podobne!..." Kawaler?... co mi za dorosła panna!
    Ze zna jakiegoś Adasia, to już zadziera głowę. Cóż ten Adaś? Skończył
    trzecią klasę, a ja idę do drugiej. Wielka różnica! Jak będzie osioł, to go
    dogonię, a nawet przegonię. Jeszcze, w dodatku do wszystkiego, każe
    mi iść po Zosię, jakbym ja był jej lokajczukiem. Zobaczymy, czy cię
    drugi raz usłucham!... Słowo daję, że jeżeli kiedy odezwie się z czymś
    podobnym, to po prostu  włożę ręce w kieszenie i odpowiem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.