Index
Anderson Kevin J. & Moesta Rebecca Oblężenie akademii jedi
Rebecca Winters Ślepy na miłość
021 Copeland Lori Krowki oraz inne slodycze
Flint, Eric Ring of Fire SS anth Grantville Gazette Vol 4
From NY 3 17 05 Sauter ch04 08 mbw
Clint Eastwood
Austin, Lena [Deadly Sins] Pr
William_Shekespeare Enrique_IV
0911. Radley Tessa Ród Saxonów 03 Pod dobrć… opiekć…
Lembowicz Tadeusz Neseser Marii Visconti
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mangustowo.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Wez sobie sam!
    Natychmiast uświadomiła sobie swój błąd. On zobaczy, że płakała. Odwróciła
    się do zlewu i zaczęła zmywać talerze. Owen nalał sobie herbaty.
     A przy okazji, dlaczego nosisz inne nazwisko?  Jego głos brzmiał spokojnie.
     Jesteś mężatką? Rozwódką?
     Ani jedno, ani drugie.
    Spojrzała na niego. Na widok jej udręczonych oczu na jego twarzy odmalowała
    się jakby troska. Poczuła, że łzy znów napływają i odwróciła się  za pózno. Jak
    ma zachować godność?
     Posłuchaj, Alanno, spróbuję ci pomóc  powiedział cicho.
     Nikt cię nie prosi  rzuciła oschle, wciąż odwrócona do niego plecami.
     Mimo to chcę pomóc.
     Od kiedy?  spytała najzjadliwiej, jak potrafiła.  Od dwudziestu sekund?
     Nie. Nie bądz jędzą. To do ciebie nie pasuje.
     A co do mnie pasuje? Pokora?
    Nie odwracała się. Usłyszała, jak westchnął.
     Nie zapominaj, że ja prowadziłem dochodzenie. Naprawdę rozumiem...
     Coś może i rozumiesz. Ale nie możesz rozumieć, jak bardzo byliśmy
    zdruzgotani... cala rodzina. O wszystko musieliśmy zawsze walczyć. Nie możemy
    sobie pozwolić, żeby stracić cokolwiek, a już zwłaszcza dobre imię, od którego
    zależą nasze środki egzystencji.
     Wrócimy do tego pózniej, kiedy ochłoniemy i będziemy mogli rozmawiać
    spokojnie, dobrze? Przyznaję, że nie miałem prawa niczego ci insynuować 
    powiedział łagodnie.
    Istny kameleon; znowu kompletnie zmienił nastrój.
     Nie dotykaj mnie.
    Strąciła rękę, którą położył jej na ramieniu.
     Bądzmy znów przyjaciółmi. Przecież byliśmy przyjaciółmi.
    Była bliska płaczu. I nie całkiem z powodu Tima.
     Idz stąd, proszę.
     Nie!
    Nagle otworzyły się drzwi od łącznika i do mieszkania wtargnęła hałaśliwie
    Bonnie Mae. Po raz pierwszy bez zaproszenia.
     Cześć.  Jedno spojrzenie jej wystarczyło.  Przyszłam zobaczyć, co z wami,
    bo sumienie nie dawało mi spokoju. To przecież wszystko przeze mnie. Płakałaś,
    Alanno... No, no. Nie powinieneś był, doktorku. Nie mogę patrzeć, jak się nad nią
    znęcasz.
     On myśli, że skoro mam już informacje, skorzystam z pierwszej okazji, żeby
    uciec, Bonnie. A ja...
     Ale głupek! No, a teraz wszyscy idziemy na tańce do sali parafialnej. Na kilka
    godzin zapominamy o tym miejscu. Skip nas zastąpi, już z nim to załatwiłam. Nie
    przepada za tańcami. A ty, doktorku, masz się nią opiekować. Nie ma gadania.
    W sali parafialnej ludzie tłoczyli się pod ścianami. Zrodek został wolny  do
    tańca. Było hałaśliwie, ciepło, przyjemnie. Biała mgiełka dymu z papierosów
    unosiła się pod sufitem i mieszała z dymem z kotłów ustawionych na zewnątrz, by
    odstraszać tysiące komarów, które napływały z rozkwitającej tundry.
    Na niskim podium obok baru stało dwóch skrzypków i akordeonista. Stary,
    pomarszczony wodzirej wykrzykiwał do mikrofonu tradycyjne taneczne instrukcje.
    Chuck, wielki i brodaty,  solidny kawał chłopa", jak go określił Greg Farley,
    poprowadził Alannę w sam środek wiru. Przyjemnie było czuć, jak bawełniana
    spódniczka okręca się w tańcu wokół jej nóg... i wiedzieć, że Owen Bentall został
    tymczasem we wprawnych szponach Bonnie Mae.
    Rozdział 9
    Przez kilka następnych tygodni niewiele spała. Z niemal masochistyczną
    przyjemnością witała każdą pracę, jaka się nadarzyła. Mieszkanie wydawało się za
    małe dla nich dwojga, choć ani on, ani ona nie wracali do przedmiotu sporu.
    We wtorek wieczorem zostali wezwani do cesarskiego cięcia. To był dyżur
    Owena. Ona już spała, gdy zadzwonił.
     Czy możesz tu przyjść i skrzyżować krew? Lynne Nanchook zaczęła rodzić.
     Och, nie!
     W tej chwili wydaje się, że nie ma zagrożenia dla dziecka. Tętno płodowe jest
    prawidłowe. Problem zacznie Się pózniej... czuwanie nad wcześniakiem przez
    dwadzieścia cztery godziny na dobę. Lynne siedziała w domu, dopóki wody nie
    odeszły  mówił głosem, który zdradzał zdenerwowanie.  Jest to jakiś sposób,
    żeby uniknąć wyjazdu do miasta.
     Przecież nie mogła powstrzymać porodu.  Alanna odruchowo wzięła Inuitkę
    w obronę, choć zdawała sobie sprawę, że Owen ma przynajmniej w części rację. 
    Dobrze, już idę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.