Index Anderson Kevin J. & Moesta Rebecca OblÄĹźenie akademii jedi Rebecca Winters Ĺlepy na miĹoĹÄ 021 Copeland Lori Krowki oraz inne slodycze Flint, Eric Ring of Fire SS anth Grantville Gazette Vol 4 From NY 3 17 05 Sauter ch04 08 mbw Clint Eastwood Austin, Lena [Deadly Sins] Pr William_Shekespeare Enrique_IV 0911. Radley Tessa Ród Saxonów 03 Pod dobrć opiekć Lembowicz Tadeusz Neseser Marii Visconti |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Wez sobie sam! Natychmiast uświadomiła sobie swój błąd. On zobaczy, że płakała. Odwróciła się do zlewu i zaczęła zmywać talerze. Owen nalał sobie herbaty. A przy okazji, dlaczego nosisz inne nazwisko? Jego głos brzmiał spokojnie. Jesteś mężatką? Rozwódką? Ani jedno, ani drugie. Spojrzała na niego. Na widok jej udręczonych oczu na jego twarzy odmalowała się jakby troska. Poczuła, że łzy znów napływają i odwróciła się za pózno. Jak ma zachować godność? Posłuchaj, Alanno, spróbuję ci pomóc powiedział cicho. Nikt cię nie prosi rzuciła oschle, wciąż odwrócona do niego plecami. Mimo to chcę pomóc. Od kiedy? spytała najzjadliwiej, jak potrafiła. Od dwudziestu sekund? Nie. Nie bądz jędzą. To do ciebie nie pasuje. A co do mnie pasuje? Pokora? Nie odwracała się. Usłyszała, jak westchnął. Nie zapominaj, że ja prowadziłem dochodzenie. Naprawdę rozumiem... Coś może i rozumiesz. Ale nie możesz rozumieć, jak bardzo byliśmy zdruzgotani... cala rodzina. O wszystko musieliśmy zawsze walczyć. Nie możemy sobie pozwolić, żeby stracić cokolwiek, a już zwłaszcza dobre imię, od którego zależą nasze środki egzystencji. Wrócimy do tego pózniej, kiedy ochłoniemy i będziemy mogli rozmawiać spokojnie, dobrze? Przyznaję, że nie miałem prawa niczego ci insynuować powiedział łagodnie. Istny kameleon; znowu kompletnie zmienił nastrój. Nie dotykaj mnie. Strąciła rękę, którą położył jej na ramieniu. Bądzmy znów przyjaciółmi. Przecież byliśmy przyjaciółmi. Była bliska płaczu. I nie całkiem z powodu Tima. Idz stąd, proszę. Nie! Nagle otworzyły się drzwi od łącznika i do mieszkania wtargnęła hałaśliwie Bonnie Mae. Po raz pierwszy bez zaproszenia. Cześć. Jedno spojrzenie jej wystarczyło. Przyszłam zobaczyć, co z wami, bo sumienie nie dawało mi spokoju. To przecież wszystko przeze mnie. Płakałaś, Alanno... No, no. Nie powinieneś był, doktorku. Nie mogę patrzeć, jak się nad nią znęcasz. On myśli, że skoro mam już informacje, skorzystam z pierwszej okazji, żeby uciec, Bonnie. A ja... Ale głupek! No, a teraz wszyscy idziemy na tańce do sali parafialnej. Na kilka godzin zapominamy o tym miejscu. Skip nas zastąpi, już z nim to załatwiłam. Nie przepada za tańcami. A ty, doktorku, masz się nią opiekować. Nie ma gadania. W sali parafialnej ludzie tłoczyli się pod ścianami. Zrodek został wolny do tańca. Było hałaśliwie, ciepło, przyjemnie. Biała mgiełka dymu z papierosów unosiła się pod sufitem i mieszała z dymem z kotłów ustawionych na zewnątrz, by odstraszać tysiące komarów, które napływały z rozkwitającej tundry. Na niskim podium obok baru stało dwóch skrzypków i akordeonista. Stary, pomarszczony wodzirej wykrzykiwał do mikrofonu tradycyjne taneczne instrukcje. Chuck, wielki i brodaty, solidny kawał chłopa", jak go określił Greg Farley, poprowadził Alannę w sam środek wiru. Przyjemnie było czuć, jak bawełniana spódniczka okręca się w tańcu wokół jej nóg... i wiedzieć, że Owen Bentall został tymczasem we wprawnych szponach Bonnie Mae. Rozdział 9 Przez kilka następnych tygodni niewiele spała. Z niemal masochistyczną przyjemnością witała każdą pracę, jaka się nadarzyła. Mieszkanie wydawało się za małe dla nich dwojga, choć ani on, ani ona nie wracali do przedmiotu sporu. We wtorek wieczorem zostali wezwani do cesarskiego cięcia. To był dyżur Owena. Ona już spała, gdy zadzwonił. Czy możesz tu przyjść i skrzyżować krew? Lynne Nanchook zaczęła rodzić. Och, nie! W tej chwili wydaje się, że nie ma zagrożenia dla dziecka. Tętno płodowe jest prawidłowe. Problem zacznie Się pózniej... czuwanie nad wcześniakiem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Lynne siedziała w domu, dopóki wody nie odeszły mówił głosem, który zdradzał zdenerwowanie. Jest to jakiś sposób, żeby uniknąć wyjazdu do miasta. Przecież nie mogła powstrzymać porodu. Alanna odruchowo wzięła Inuitkę w obronę, choć zdawała sobie sprawę, że Owen ma przynajmniej w części rację. Dobrze, już idę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||