Index
Juliusz Verne W puszczach Afryki (Napowietrzna wioska)
Christopher Moore The Lust Lizard of Melancholy Cove (v5.0) (pdf)
Davis Justine Prawo do miśÂ‚ośÂ›ci
Brian KateMegan Przewodnik Po ChśÂ‚opcach
Poole Gabriella Akademia Mroku 01 WybraśÂ„cy losu [ofic popr] 1
Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf)
A.J.Quinnell Szlak śÂ‚ez
First King of Shannara Terry Brooks
Brendan Mary Dumne i piekne 02 Tajemnica portretu
Dick Philip Kosmiczne marionetki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arsenalpage.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    pewien gatunek zwierząt, jakich jeszcze Kamis i jego towarzysze nie spotkali.
    Wagddisowie posiadali nad brzegiem rzeki kilka chat, obok których gromadziły się ich łodzie, gdy
    wracały z połowu, ale rybakom zagrażało niebezpieczeństwo z powodu wielkiej liczby hipopotamów
    i krokodyli, w jakie obfitują wody afrykańskie.
    Jednego dnia, a było to dziewiątego kwietnia, dał się słyszeć gwałtowny hałas i krzyki w stronie
    rzeki. Czyżby to była napaść?&
    Usłyszawszy krzyki, Raggi z trzydziestoma towarzyszami zbiegł szybko ze schodów. Jan, Maks i
    Kamis w towarzystwie Li-Mai udali się na przeciwległy koniec wioski, skąd widać było rzekę.
    Gromada nie hipopotamów, lecz świń rzecznych, pędząc szybko, niszczyła i tratowała wszystko po
    drodze. Po godzinie jednak utarczki wojownicy rozproszyli gromadę zwierząt, i strumyki krwi
    zaróżowiły wodę rzeki.
    Maks miał ochotę przyłączyć się do tej walki, ale Cort i Kamis powstrzymali jego zapał.
     Zachowajmy naszą odwagę i kule na czas bardziej odpowiedni  oświadczył Cort.
    Podróżni nasi siedzieli ciągle w wiosce Wagddisów i nie mieli żadnej sposobności do ucieczki,
    pomimo, że z rodziną Li-Mai utrzymywali stosunki przyjacielskie.
    Pewnego dnia wioska Ngala przybrała pozór odświętny, mieszkańcy postroili się w pióra, barwne
    tkaniny i liście.
    Dzień ten, a raczej popołudnie 15 kwietnia miało sprowadzić dziwną zmianę w spokojnych
    obyczajach Wagddisów. Od trzech tygodni, jak nasi podróżni byli tu uwięzieni, nie zdarzyła im się
    sposobność wydostania się do lasu, przez który można było dojść do Ubangi. Pomimo pozornej
    swobody, mieszkańcy wioski Ngala pilnowali ich doskonale; o ucieczce nie mogło być mowy.
    Wprawdzie Cort mógł badać obyczaje Wagddisów i porównywać ich skłonności ludzkie, lub
    zwierzęce, ale nie był pewien, czy pochwali się kiedy swemi zdobyczami naukowemi w świecie
    cywilizowanym; to jest, czy powróci kiedykolwiek do francuskiej prowincji Kongo i do Libreville.
    Czas był prześliczny. Palące promienie podzwrotnikowego słońca przedzierały się przez
    wierzchołki drzew, ocieniających nadpowietrzną wioskę. Upał nie zmniejszał się, pomimo, że była
    już godzina trzecia popołudniu.
    Cort i Huber żyli przyjacielsko z rodziną Li-Mai. Widywali się z niemi codziennie; a mały prawie
    nie odstępował Langa.
    Jednak porozumienie się z Wagddisami było zawsze trudne; Cort uchwycił wprawdzie znaczenie
    kilku wyrazów, ale nie rozumiał ich dokładnie. Co go najbardziej zadziwiało w tym narzeczu, to
    niektóre wyrazy niemieckie, jakie Wagddisowie bardzo zle wymawiali. Ale skąd oni mogli spotkać
    się z Niemcami? Zatym Amerykanin i Francuz nie byliby tu pierwszemi ludzmi zabłąkanemi ze świata
    cywilizowanego.
    Podróżni nasi pragnęli gorąco dostać się przed oblicze Mselo-Tala-Tala, mniemając, że od niego
    dowiedzą się coś pewniejszego o swoim losie. Ale oprócz tego, że rodzina Li-Mai pochylała z
    poszanowaniem głowy wymawiając imię swego władcy, nic więcej nie mogli się dowiedzieć. Gdy
    przechadzając się po wiosce, doszli do chaty władcy, Li-Mai odciągał ich gwałtownie, dając im do
    zrozumienia, że zbliżać się do mieszkania Mselo-Tala-Tala nie wolno.
    Otóż tego kwietniowego popołudnia, rodzice Li-Mai i on przyszli do Kamisa i jego towarzyszów.
    Wszyscy byli wystrojeni w najpiękniejsze szaty! Ojciec miał na głowie przepaskę ozdobioną
    piórami, a na ramionach płaszcz z kory drzewnej. Matka miała tiunikę z tkaniny wyrobu
    miejscowego, we włosach zielone liście, a na szyi paciorki szklane. Dziecię opasane było na
    biodrach pasem różnokolorowym.
     Co znaczy ten strój?  zawołali prawie jednocześnie, spoglądając na siebie ze zdumieniem.
     Pewno jest dziś u nich jakieś święto  dodał Cort.  Może oni czczą jakiego bożka? W każdym
    razie spodziewajmy się czegoś ciekawego!
    Jeszcze nie dokończył tych słów, gdy Li-Mai rzekł:
     Mselo-Tala-Tala.
     Władca w okularach  dodał Maks Huber.
    I wyszedł przed chatę mniemając, że ujrzy władcę Wagddisów. Ale zawiódł się; mimo to jednak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.