Index
Verne Juliusz W Puszczach Afryki
Frances Hodgson Burnett A little princess
Rice Anne Merrick [en]
Brian W. Aldiss Zabawa w Boga Notatnik
Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf)
MikośÂ‚aj Kopernik Pisma wybrane
Cien doskonaly 00 Brent Weeks
fotografia cyfrowa
May Karol W lochach Babilonu
Dr. Benn Steil, Manuel Hinds Money, Markets, and Sovereignty (2009)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mangustowo.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    kilka. Kamis zdarł skórę i poćwiartował antylopę, co zajęło
    z godzinę czasu, poczym każdemu z towarzyszów dał część
    mięsa do niesienia.
    - Tutaj można się tanio zaopatrzyć w żywność - rzekł
    Cort - cała antylopa kosztuje tylko jeden nabój.
    - No, tak, jeżeli kto strzela celnie.
    - Chciałeś powiedzieć szczęśliwie - dodał Maks, który
    nie lubił się chwalić, jak inni myśliwi.
    Dotychczas Kamis i jego towarzysze zużywali proch i
    kule tylko w celu zapewnienia sobie pożywienia, ale któż
    zdoła przewidzieć, co dalej będzie?
    Przed południem napotkali mnóstwo małp; biegły one i
    Przed południem napotkali mnóstwo małp; biegły one i
    skakały tuż obok, tak, że Kamis lękał się z ich strony
    napadu. Skakały z drzewa na drzewo z nadzwyczajną
    szybkością, którejby im mógł pozazdrościć niejeden
    gimnastyk.
    Gatunków małp było wiele: jedne, żółte jak Arabowie,
    inne czerwone jak Indjanie, lub czarne, jak krajowcy z
    ziemi Kafrów. Te ostatnie są bardzo złośliwe. Pomiędzy
    niemi są także małpy elegantki, które ciągle są zajęte
    czyszczeniem i głaskaniem pięknego kołnierza z białego
    futra, otaczającego ich szyję.
    Stworzenia te towarzyszyły naszym podróżnym w
    pochodzie przez kilka godzin, wreszcie rozproszyły się w
    gęstwinie leśnej.
    Około godziny drugiej po południu, Maks, Jan, Kamis i
    Langa zwrócili się na dość szeroką ścieżkę, mającą
    długości kilkanaście kilometrów. Z początku rozkoszowali
    się tak wygodną drogą, wkrótce jednak przekonali się, że
    to grozne zwierzęta wydeptały tę ścieżkę.
    Była to para nosorożców, chrząkanie których właśnie
    dało się słyszeć zdaleka. Kamis dał znak swoim
    towarzyszom, aby się zatrzymali
    - Nosorożce - to złe zwierzęta - rzekł, opatrując
    karabin.
    - Bardzo grozne - potwierdził Maks Huber.
    - Nosorożca nie łatwo zabić - dodał Kamis.
    - Cóż zrobimy? - zapytał Jan Cort.
    - Najlepiej byłoby przejść tak, aby nas nie spostrzegły
    - Najlepiej byłoby przejść tak, aby nas nie spostrzegły
    - odpowiedział Kamis - musimy zatym ukryć się przed
    niemi. W każdym razie bądzmy przygotowani do strzału.
    Opatrzyli broń i skręcając ze ścieżki, ukryli się szybko
    w gęstwinie, po prawej stronie.
    W kilka minut pózniej ryczenie coraz bliżej słyszeć się
    dało i wkrótce ukazały się na ścieżce potworne gruboskóre
    zwierzęta, postępowały one dość szybko z głową
    podniesioną do góry, z ogonem zadartym na grzbiet. Były
    to olbrzymy, długie na trzy lub cztery metry, uszy miały
    sterczące, nogi krótkie i powykrzywiane, pysk ścięty,
    uzbrojony w róg, służący im do obrony lub do napaści.
    Język, podniebienie i szczęki mają tak nieczułe a silne,
    że spożywają bezkarnie kaktusy, opatrzone ostremi
    kolcami.
    Nagle zatrzymały się.
    - Spostrzegły nas - szepnął Kamis.
    Jeden nosorożec, potwór pokryty suchą i chropowatą
    skórą, postąpił kilka kroków w stronę krzaków. Maks
    Huber wziął go na cel.
    - Celuj w głowę - zawołał Kamis.
    Rozległ się strzał, a pózniej drugi i trzeci. Kule utkwiły
    widać tylko w skórze olbrzymich zwierząt i nie zadrasnęły
    ich bynajmniej. Nosorożce ryczały przerazliwie; wystrzały
    nie wyrządziły im żadnej krzywdy, lecz skierowały ich
    uwagę na krzaki, pomiędzy które zaczęły się wdzierać.
    Gęste i cierniste zarośla nie powstrzymywały ich w
    Gęste i cierniste zarośla nie powstrzymywały ich w
    pochodzie. Można się było spodziewać, że za chwilę
    wszystko zostanie zmiażdżone, zdruzgotane, zniszczone.
    - Ocaleliśmy od słoni, ale nie unikniemy zguby wobec
    nosorożców - myśleli nasi podróżni. - Tu nie obroni nas
    nawet gęstwina leśna, jak wtedy przed słoniami. Gdybyśmy
    chcieli nawet ratować się ucieczką, nie zdołamy umknąć.
    W gęstwinie krzaków rosły drzewa wyniosłe, a
    pomiędzy niemi wznosił swoje konary potężny baobab.
    Gdyby to można dostać się do niego! Baobab oparłby się z
    pewnością natarciu nosorożców, nie tak, jak palmy, które
    słonie łatwo połamały.
    Wprawdzie gałęzie rosły dopiero o jakie pięćdziesiąt
    stóp po nad ziemią, a pień, gruby od dołu, gładki był i tym
    samym niepodatny do wdzierania się na drzewo.
    Kamis wahał się chwilę, co postanowić. Jan Cort
    strzelił znowu, ale także niezbyt celnie. Kula drasnęła
    nosorożca w łopatkę i podrażniła go tylko; zwierzę rzuciło
    się pomiędzy zarośla, za nim podążył drugi nosorożec.
    Maks, Jan i Kamis nie mieli czasu nabić powtórnie
    broni. Uciekać, także już było zapózno, lecz instynkt
    zachowawczy poradził im, aby się ukryli za szerokim pniem
    baobabu, który miał ze sześć metrów średnicy. Chociaż i tu
    nosorożce mogły ich napaść z dwuch stron.
    - Do licha! - mruknął Maks Huber.
    - Wzywajmy lepiej Pana Boga - mruknął z pawagą Jan
    Cort.
    Rzeczywiście, jeżeli Opatrzność ich nie poratuje, nie
    Rzeczywiście, jeżeli Opatrzność ich nie poratuje, nie
    mogą myśleć o ocaleniu.
    Baobab zadrżał pod gwałtownym natarciem nosorożca,
    zdawało się, że olbrzymie drzewo wyrwane zostało z
    korzeniami.
    Lecz nacierając, zwierzę zaczepiło rogiem o
    rozszczepioną korę drzewa i pomimo gwałtownego
    usiłowania, nie mogło się oswobodzić. Drugi też nosorożec,
    który miażdżył sąsiedniej krzaki, zatrzymał się zdumiony
    niewolą towarzysza. Kamis położył się na trawie i pełzając,
    zajrzał, co robią zwierzęta, a widząc niewolę jednego i
    osłupienie drugiego, szepnął z pośpiechem:
    - Uciekajmy!... uciekajmy!...
    Towarzysze domyślili się raczej, niż zrozumieli jego
    rozkaz.
    Wszyscy zaczęli uciekać, pociągając za sobą Langa.
    Ku wielkiemu ich zdumieniu, nosorożce nie ścigały ich; po
    kilku minutach szalonego biegu, Kamis dał znak, aby się
    zatrzymali.
    - Co się stało? - zapytał Jan Cort, odetchnąwszy.
    - Zwierzę nie mogło wyciągnąć rogu, który utknął w
    korze drzewa - odpowiedział Kamis. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.