Index Christenberry Jude WybraĹcy losu Zapach luksusu Deveraux Jude cykl Montgomery 10 Aktorzy (Miasteczko Eternity) Dziewica Deveraux Jude Jennifer Taylor Lekcja miśÂośÂci 2004_ _The_League_of_Extraordinary_Gentlemen Dawn Forrest [WeresRus] Alphas' Prize [Siren Menage Amour] (pdf) Wilde, Oscar Reviews Crouch Blake Pustkowia Beaton M.C. Hamish Macbeth 01 Hamish Macbethi śÂmierć plotkary Gordon Dickson Time Storm |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Zgadywanka. Mo\e FBI, \eby nie rozeszła się wiadomość o fatalnej pomyłce. Albo mafia, która chciała, \eby facet zszedł z tego świata i dał po\yć prawdziwemu mordercy. Albo jego \ona. - śona? - Tak. Podobno przede wszystkim z jej powodu go aresztowano. Przystawiła mu pistolet do skroni i wrzeszczała na cały głos, \e go zabije, więc sąsiad zatelefonował na policję. - Dlaczego? - Co dlaczego? - Dlaczego \ona chciała go zabić? - Emily słyszała, \e Donald jest mocno rozbawiony. - Nie znam się na konfliktach mał\eńskich, ale obstawiłbym niewierność. A ty? Jowialność Donalda zabrzmiała jej fałszywie. - Chcesz mi powiedzieć, \e trzy osoby chcą zabić człowieka, który mo\e być, a mo\e nie być mordercą? - No, jeśli policzyć całe FBI i całą mafię z prawdziwym mordercą, który chce mieć trochę spokoju, a do tego dodać jeszcze rozwścieczoną \onę, to wyjdzie sporo więcej. Osobiście postawiłbym na \onę. Znajdzie go pierwsza. Jeśli biedak jeszcze \yje, to wystarczy, \eby raz posłu\ył się kartą kredytową, i ju\ jest trupem. Ka\dy, kto ma modem, dowie się, gdzie on jest. - Ale jeśli ten człowiek jest niewinny, to jak mo\e oczyścić się z zarzutów? Donald przez chwilę milczał. - Emily, czy ty coś wiesz na ten temat? - A co mogłabym wiedzieć? - Zmiech, na który się zdobyła, nawet jej wydał się bardzo nieszczery. - Daj spokój, Donaldzie. - Głos podejrzanie uciekał jej w górne rejestry. - Jak mo\esz mnie o coś takiego pytać? Zapomniałeś, \e jestem zwykłą bibliotekarką? - Mhm. A ja będę przez całe \ycie podawał lokalne wiadomości. Emily, co ty knujesz? Głęboko odetchnęła. Nie umiała kłamać. - Chyba dzisiaj widziałam tego człowieka. Tutaj, w sklepie. - Tyle mogła zaryzykować, bo jeśli Donald miał rację, a zwykle miał, to wkrótce wszyscy i tak będą wiedzieć, \e Michael Chamberlain robił zakupy w tym samym miasteczku na końcu świata, w którym przyszło jej spędzić weekend. - Zadzwoń na policję! - powiedział stanowczo. - Emily, przecie\ nikt nie ma stuprocentowej pewności, \e ten człowiek jednak nie jest mordercą. Na pewno nie warto mu ufać. W najlepszym razie jest kłamcą i wyrafinowanym oszustem. Równie dobrze mo\e być wyrachowanym mordercą. Emily, słuchasz mnie?! - Tak - odrzekła, chocia\ myślami była daleko. Michael płacił swoją kartą kredytową kilka godzin temu. - Chcę, \ebyś zadzwoniła na policję - nalegał Donald. - Zaraz. Rozumiesz mnie? Nie trać czasu na chodzenie, masz zadzwonić! A potem masz stamtąd jak najszybciej wyjechać. Jasne? - Jak słońce. Ale co się stanie z tym człowiekiem, Donaldzie? - On jest trupem, Em. Chodzącym trupem. Ktokolwiek próbował zabić go w więzieniu, zjawi się tam i dokończy robotę. Oczywiście jeśli wcześniej nie dopadnie go kto inny! Bo\e, Emmie, wyjedz stamtąd natychmiast. Jeśli to naprawdę ten człowiek, wszyscy za parę minut będą o tym wiedzieć, a w miasteczku mo\e dojść do jatki. - Urwał, a po chwili odezwał się zupełnie innym tonem: - Muszę ju\ iść. - Chcesz zadzwonić do FBI, tak? - spytała z rozpaczą. - Jeśli jest niewinny, mo\e FBI zdoła go ocalić. - Nie zdą\ą na czas. - Emily. - Głos Donalda zabrzmiał bardzo surowo. - Dobrze, zaraz wyje\d\am. Nawet ju\ się spakowałam. Zadzwonię do ciebie, jak... - Em! przerwa jej. - Co się stało z tym człowiekiem, którego potrąciłaś samochodem? - A, z nim - odparła z udaną beztroską. - Wszystko w porządku. Nic mu się nie stało. Wrócił do rodziny, kiedy się zorientował, \e nie jestem bogata. Donald zamilkł na dłu\ej. - Jak wrócisz, będziemy musieli powa\nie porozmawiać. - Dobrze. - Starała się, \eby zabrzmiało to uwodzicielsko. - Wło\ę prezent, który od ciebie dostałam. - Mo\e jeśli przypomni mu o tym jedwabnym łaszku, to odwróci jego uwagę od... - Nic z tego. Na czas rozmowy wsadzę cię do wielkiego kartonowego pudła. Za to potem mo\emy urządzić rewię mody. Zerknęła na zegarek. - Powinnam ju\ wsiadać do samochodu. Szykuj \ółte ró\e. - Wcią\ siliła się na lekki ton - Jasne. Będzie cały bukiet. Zadzwoń, jak tylko wrócisz. - Mhm. śeby porozmawiać z głosem na taśmie. - On cię kocha prawie tak samo jak ja. - Z wzajemnością. Cześć. Przez chwilę Emily patrzyła niezdecydowana na torbę. Powinna posłuchać Donalda i szybko wyjechać. To byłoby rozsądne. Ale parę sekund pózniej stała ju\ z dłonią na klamce i torbą przy nogach. Musiała znalezć i ostrzec Michaela. Nie namęczyła się szukaniem. Drzwi nagle się otworzyły, omal nie uderzając jej w twarz, i oto na progu stanął Michael Chamberlain we własnej osobie. Nie trzeba było szczególnej spostrzegawczości, by za- uwa\yć, \e jest wściekły. Zerknął na torbę, a potem spojrzał jej w oczy. - Chciała mnie pani zostawić na pastwę losu, tak? - powiedział cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||