Index
Celmer, Michelle Black Gold Billionaires 02 Eiskalte Geschafte, heisses Verlangen
Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf)
Jackson Braun Lilian 23 Kot ktory wyczul pismo nosem
HT057. Rolofson Kristine Idealny mąż
Wirtemberska, księżna Maria Malwina, czyli domyślność serca
Fleming Ian Doktor No
Braun Lilian Jackson Kot, który... 08 Kot, który wąchał klej
0829. Gold Kristi Słodka pokusa
Jeff Long The Ascent
Etyka resuscytacji oraz problemy końca życia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arsenalpage.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    fową, stojącą w drzwiach. Dziś była już ze wszystkim
    spózniona i nie miała czasu na pogaduszki.
    - Mogę oddzwonić pózniej?
    - To doktor Granger. Mówi, że ma do ciebie bardzo
    pilną sprawę.
    Serce jej nagle przyspieszyło swój rytm. Jeśli nie po-
    dejdzie do telefonu, wzbudzi podejrzenia.
    - Dobrze. Porozmawiam z nim w pokoju wypoczyn-
    kowym.
    Gdy Marcy odeszła, Brooke wzięła głęboki oddech
    i poklepała po ręku panią Moore, sympatyczną pacjentkę,
    której gimnastykowała szyję. Gdyby wszyscy jej pacjenci
    byli tacy mili!
    - Przepraszam. To nie potrwa długo. Zaraz wracam.
    Pani Moore uśmiechnęła się serdecznie.
    - Nic nie szkodzi, kochanie. Wiem, jacy ci lekarze
    potrafią być.
    A ten jest z nich najgorszy, pomyślała Brooke, wy-
    chodząc z sali.
    Na szczęście w pokoju wypoczynkowym nikogo nie
    było.
    86
    S
    R
    - Halo - powiedziała, podnosząc słuchawkę do ucha.
    - Dlaczego tak długo?
    %7ładnego powitania, którego by się mogła spodziewać.
    Ale czy Jared kiedykolwiek zrobił coś, czego można by
    się spodziewać?
    - Tak się składa, że ja tu pracuję. I zostawiłam pa-
    cjentkę, która dosłownie wisi na drążku, więc muszę zaraz
    do niej wracać.
    - O, to teraz wieszasz pacjentów?
    - To się nazywa naciąganie kręgosłupa.
    - Dobrze, że mi to wyjaśniłaś, bo już się zmartwiłem.
    Wobec tego nie będę cię długo zatrzymywał.
    Bardzo w to wątpiła.
    - Więc co mogę dla pana dziś zrobić, doktorze Gran-
    ger? Bo przecież, o ile dobrze pamiętam, wczoraj pan
    mnie zwolnił.
    - Chciałbym wieczorem się z tobą zobaczyć. Brooke
    przygryzła wargę.
    - Wieczorem idę do rodziców na kolację urodzinową.
    - Kto obchodzi urodziny?
    Czy może mu wyjawić coś tak osobistego? Och, wła-
    ściwie, dlaczego nie? Wczoraj wieczorem nawiązali prze-
    cież bardzo osobiste stosunki.
    - Ja.
    - Dlaczego mi nie powiedziałaś?
    - Bo to nic ważnego.
    - Dla mnie to ważne.
    Dlaczego on jej to robi? Dlaczego mówi takim gło-
    sem, aksamitnym i rozgrzewającym, który działa na jej
    wnętrze jak najlepszego gatunku whisky?
    87
    S
    R
    - Dla mnie to zwykły dzień, ale rodzina odczuwa po-
    trzebę celebry.
    - O której musisz u nich być?
    - O ósmej.
    - Więc spotkajmy się wcześniej. Zapraszam cię na
    drinka. Bądz o szóstej na deptaku nadbrzeżnym. To neu-
    tralne terytorium.
    - Nie wiem, czy to dobry pomysł. W pobliżu wody,
    nawet bez alkoholu, stanowisz dla mnie prawdziwe za-
    grożenie.
    Jared zachichotał.
    - Obiecuję, że nie wrzucę cię do rzeki, chyba że
    chciałabyś przemoknąć na wylot. To mogłoby być bardzo
    interesujące.
    Jej myśli pogalopowały jak w amoku. Przypomniało
    jej się, jak bezwstydnie zachowywała się- wczoraj wie-
    czorem. Zrobiło jej się gorąco, potem zimno, potem znów
    gorąco. Czyżby termostat w kaloryferach się popsuł?
    - Raczej nie lubię pływać w marcu - powiedziała.
    - Zawsze musisz psuć nam zabawę? - spytał Jared z
    ciężkim westchnieniem. - Ale skoro nie chcesz się wy-
    kąpać w rzece, możemy wspólnie pospacerować nadbrze-
    żem. Czekałem tylko na okazję, by wypróbować, jak się
    chodzi bez gipsu.
    - Więc ci go zdjęli? - Brooke nie mogła opanować
    podniecenia i to ją zirytowało. Jego noga nie powinna
    jej obchodzić, ani zresztą żadna inna część jego ciała. Ro-
    zejrzała się, by sprawdzić, czy nikt nie wszedł i nie zoba-
    czył, jak się rumieni.
    - Tak, i mogę znów chodzić prawie normalnie. By-
    88
    S
    R
    łoby mi miło, gdybyśmy uczcili zarówno fakt, że moja
    noga odzyskała wolność, jak i twoje urodziny.
    Jak mogła mu odmówić? Powinna, ale nie zdobyła
    się na to. Poza tym musiała naprostować pewne rzeczy
    między nimi.
    - Gdzie się spotkamy? - spytała.
    - Przed wejściem na przystań.
    - Dobrze. Wiem, gdzie to jest. Ale wolę umówić się
    z tobą o wpół do siódmej, żebym zdążyła pójść do domu i
    się przebrać.
    - Moglibyśmy się zastanowić, czy ubranie w ogóle
    jest potrzebne.
    Najwyrazniej chciał ją wytrącić z równowagi.
    - Będziesz się zachowywał przyzwoicie?
    - Tylko wtedy, jeśli będę musiał.
    - Więc widzimy się o wpół do siódmej.
    - Będziemy mieli mało czasu. Na pewno nie możesz
    przyjść o szóstej?
    Mogłaby, ale jeżeli nie chce znów mu ulec, to im
    mniej czasu spędzi z nim, słuchając tego całego droczenia
    się, którym wystawia ją na nieustającą pokusę, tym lepiej.
    - Nie. I proszę, bez prezentów - dodała.
    - No to do zobaczenia - powiedział i przerwał po-
    łączenie.
    Brooke odłożyła słuchawkę. Co też ja najlepszego ro-
    bię? martwiła się. Podejmuje tak ogromne ryzyko. Ale
    może Michelle ma rację. Może nadszedł czas, by wreszcie
    zaryzykować.
    - Brooke, po co doktor Granger dzwonił?
    89
    S
    R
    Brooke odwróciła się i zobaczyła swoją szefową.
    Marcy stała oparta o szafkę, szpakowate włosy miała
    związane w nieporządny koński ogon, na pucołowatej
    twarzy malowała się podejrzliwość.
    Brooke zamierzała powiedzieć jej o tym, że nie bę-
    dzie kontynuowała pracy z Jaredem, więc ta chwila była
    równie dobra jak każda inna.
    - Doktor Granger zwolnił mnie.
    Marcy zmarszczyła czoło.
    - Czyli terapia prowadzona w domu okazała się nie
    odpowiednia?
    Tak i nie, pomyślała Brooke, usiłując powstrzymać
    uśmiech wywołany wspomnieniami.
    - Doktor dokonał sporych postępów, więc nie cała
    praca poszła na marne.
    - I co zamierza zrobić teraz?
    Brooke sama chciałaby to wiedzieć.
    - Nie jestem pewna. W jednym z jego palców może
    niestety dojść do przykurczu. Może więc będzie musiał
    poddać się operacji.
    - Powiedziałaś mu o tym? - spytała Marcy ostrym
    łonem.
    Nie, nie powiedziała. Ale w końcu powie. Może na-
    wet dziś wieczorem.
    - Nie chciałam odbierać mu zapału, z jakim wy-
    konywał dotąd wszystkie zalecane przeze mnie ćwi-
    czenia. I pomyślałam, że warto jeszcze trochę zaczekać.
    - Uważasz, że tak będzie lepiej?
    - Chyba tak, w obecnych okolicznościach. Poza tym
    90
    S
    R
    przypuszczam, że z ust doktora Kempnera przyjmie taką
    wiadomość lepiej niż ode mnie.
    - A starałaś się go namówić do kontynuowania terapii
    aż do chwili, gdy będzie można podjąć jakąś decyzję?
    Marcy nie miała pojęcia, ile było ostatnio namów,
    chociaż niedokładnie w sprawie terapii.
    - Zachęcałam go do tego niejednokrotnie - powie-
    działa Brooke z westchnieniem. - Myślę, że trzeba za-
    czekać i zobaczyć, co doktor Granger postanowi.
    Marcy już miała zamiar odejść, ale coś jej wciąż nie
    dawało spokoju.
    - Czy ty nic przede mną nie ukrywasz?
    Brooke poczuła, jak ogarnia ją nagła fala paniki. Nie-
    mal zabrakło jej tchu.
    - Nie wiem, o co ci chodzi.
    - Czy między wami coś zaszło?
    Brooke z ogromnym trudem zwalczyła wybuch histe-
    rycznego śmiechu.
    - Doktor Granger jest bardzo doświadczonym leka-
    rzem. - Jest pod każdym względem doświadczonym
    człowiekiem, dodała w myślach. - Na pewno dobrze
    wie, co robi.
    Marcy nie wydawała się przekonana.
    - A czy zawiadomiłaś doktora Kempnera o jego de-
    cyzji?
    - Doktor Granger powiedział, że sam porozmawia z
    doktorem Kempnerem. - Kolejne kłamstwo. Nie roz-
    mawiali ani o tym, w jaki sposób Jared będzie konty-
    nuował terapię, ani o swoim związku.
    - No, dobrze. Pamiętaj tylko, by zrobić notatkę w je-
    91
    S
    R
    go karcie choroby i skontaktuj się z doktorem Kempne-
    rem.
    - Oczywiście.
    Marcy przesunęła zsuwające się z nosa okulary i ba-
    dawczo przyjrzała się Brooke.
    - Brooke, jesteś jedną z najbardziej współczujących
    pacjentom terapeutek, jakie tu pracują. To może być bar-
    dzo korzystne dla nich, ale w niektórych przypadkach
    jednak nie jest wskazane.
    Brooke poczuła, jak na jej policzki wypływa krwisty
    rumieniec i zganiła się w duchu za swój brak ostrożności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.