Index Higgins Clark Mary ĹmierÄ wĹrĂłd róş May Karol ĹmierÄ Judasza Christie Agatha ĹmierÄ w chmurach How to Talk to Anyone_ 92 Little Tricks Driver_ Janine Williams Cathy Zauroczeni sobć Jeffrey Lord Blade 35 Lords of the Crimson River Stephen King Never Look Behind You Diana Palmer Long Tall Texans 36 Winter Roses Ann Somerville H Brendan Mary Dumne i piekne 02 Tajemnica portretu |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] morderstwa na panu dziennikarzu Valdesie, czyż nie tak? - No, widzi pan, według naszych informacji... - Tak, zgoda, wiem. Miałem motyw, żeby zabić tego bydlaka Valdesa, rzecz wszelako w tym, iż tego nie uczyniłem. Co więcej, mógłbym poważnie mu zaszkodzić, wpędzić go w kłopoty, a przecież nie chciałem. Widać wyraznie, jak się sprawy mają. Już tłumaczę. Wiedzą państwo, że ja, jako osoba publiczna, miewałem nierzadko kontakt z tym dziennikarzem. Pojawiłem się nawet kil- kakrotnie w jego programie telewizyjnym. Wiedziałem, że to gadzina, ale w dzisiejszych czasach media są potęgą. Rozumieją państwo? - Mam wrażenie, że tak. - Otóż: przy jakiejś okazji przekazałem temu Valdesowi nadzwyczaj cenną informację. Zdra- dziłem mu, że minister zdrowia ma kochankę w Barcelonie. Serce zabiło mi żywiej, ale opanowałam się - trzeba było pozwolić mu mówić i działać z naj - wyższą ostrożnością. - Zapytają państwo, z jakich pobudek to uczyniłem. Ano z miłosierdzia. Znałem tę dziewczy- nę, Rosario Campos, naprawdę obiecująca młoda osoba, piękna, dyskretna, z dobrej rodziny... Otóż cała ta historia z ministrem okropnie ją niszczyła. Biedaczka żyła w depresji, płakała, żywiąc na- dzieję, że tamten zostawi dla niej żonę. Chyba tysiąc razy uświadamiałem jej, że łudzi się na próż- no, ale nie słuchała. Pewnego dnia podczas rozmowy z Valdesem, który zawsze usiłował wydobyć ze mnie jakieś informacje, podzieliłem się z nim tą opowieścią. Tylko w dobrze pojętym interesie dziewczyny, hę? Pózniej ktoś ją załatwił, niewątpliwie chcąc zatuszować cały pasztet. Nietrudno państwu zrozumieć, że mogłem grozić Valdesowi ujawnieniem tego, co wiem, albo wręcz ujawnić, aby i on znalazł się w centrum skandalu, jednak tego nie zrobiłem. A tym bardziej nie mogłem go zabić. - Dlaczego nie przekazał pan policji tego, co pan wie o Valdesie? - spytał Garzon. - Szlachectwo zobowiązuje! To nie w moim stylu, rozumieją państwo. Ktoś mógłby pomyśleć, że niczym się nie różnię od całej tej czeredy, o której piszą różne pisemka, ale to nieprawda. Mam nazwisko, które chcę nosić z podniesionym czołem, i nie mogłem angażować się w nieczystą spra- wę. - Czy Valdes zapłacił panu lub obiecał zapłatę w zamian za informację? Spodziewałam się, że po tym pytaniu podinspektora markiz poczuje się obrażony, ale ten za- chowywał się normalnie. - Nie, co też panu chodzi po głowie? Valdes nigdy nie zapłaciłby osobie, która jest bohaterem jego programu. Gdyby gości zrównał z informatorami, byłby skończony. Poza tym wspominałem już, że mam swoją godność. Może to nie w modzie ostatnio, ale... Zresztą, może kiedyś zdecyduję się wyjechać z Hiszpanii, ten kraj nie zasłużył na kogoś takiego jak ja. - Szanowny panie, może i ma pan rację, skoro jednak mowa o kwestiach osobistych, to nie ro - zumiem, dlaczego Ernesto Valdes miałby się interesować politykiem. Osoby, którymi się zajmo- wał, należą do zupełnie innego świata. Podejrzewam, że nawet prasa, dla której pracował, nie była- by skłonna opublikować takich rewelacji. - Oczywiście, wiadomo, ale on zawsze rozpytywał o ludzi wpływowych: polityków, finansi- stów... Przypuszczam, że chciał zyskać większą władzę. - Przypomina pan sobie coś konkretnego? - Nie, niespecjalnie, pytał nawet o króla, ale żadnych zasłyszanych rewelacji nie publikował. Nawet tego, co mu powiedziałem o Rosario i ministrze, nie wykorzystał. Cały czas ograniczał się do ploteczek o tych ludziach co zwykle, nie miał miejsca na większe postacie. - Pamięta pan, jak dawno temu mówił mu pan o ministrze i jego kochance? - Otóż... pięć-sześć miesięcy temu? Tak, coś w tym rodzaju. A potem, będzie ze trzy miesiące, Valdes wyrządził mi krzywdę, o której państwu wiadomo, i ostałem się bez kontraktu, na który bar- dzo liczyłem. A wszystko to były oczywiste kłamstwa! - Szanowny panie Ruiz, obawiam się, że będzie pan musiał złożyć zeznanie przed sędzią śled- czym i opowiedzieć mu wszystko to, co usłyszeliśmy tu od pana. Niewykluczone, że zostanie pan oskarżony o zatajanie prawdy o przestępstwie. - Bo nie opowiedziałem tej historii o Valdesie? - Właśnie, i to w momencie, gdy zamordowano Rosario Campos. - Ależ to śmieszne, pani inspektor! Nie przypuszczałem, że to ma jakiś związek. Poza tym o fakcie dowiedziałem się jakieś dziesięć dni pózniej. - Możliwe, to już zmartwienie sędziego. Ja ze swej strony chciałabym pana prosić o spotkanie z moim kolegą, inspektorem Molinerem. On prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa Rosario Campos. - Z najwyższą przyjemnością z nim pogawędzę. - Chwilowo byłoby wskazane, żeby nie opuszczał pan Madrytu. - Nie miałem takich planów, przynajmniej do czasu rozpoczęcia sezonu narciarskiego... Na pierwsze przekleństwa ze strony Garzona nie trzeba było długo czekać. Wyrzucił je z sie- bie, ledwie znalezliśmy się na ulicy. - Niesamowity palant! Moje nazwisko , moja rezydencja rodowa , moja godność ... Niech się idzie pierdolić ze swoją godnością! Gdybym był doliniarzem, odmówiłbym mieszkania z nim w jednej celi. Odczekałam, aż się wyzłości. Tym razem złe wibracje nie były skierowane przeciw mojej oso- bie. - Myślisz, że kłamie? - zapytałam. - Jasne, cały czas, bez przerwy! Rezydencja rodowa ! Jedyne, co naprawdę posiada, to te cu- daczne obrazy świętych wybebeszających jaszczurki z ludzką twarzą! - Ja mówię o rzeczach istotnych. Myślisz, że kłamie co do Valdesa? - No... jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. A pani? Uważa pani, że kłamał? - Cóż, uważam, że kłamał w sprawach nieistotnych, natomiast mówił prawdę w najważniej- szych. - Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. - Prawdą jest, że podsunął Valdesowi informację o ministrze, nieprawdą natomiast, że uczynił to bezinteresownie. - Sądzi pani, że wziął kasę? - Nawet nie, może zrobił to po kumotersku, chcąc się wkupić i licząc na łagodne potraktowa- nie w programie. On z tego żyje. - No to mu się nie udało. - Rzym nie płaci zdrajcom, jak ci wiadomo. Nie kłaniał też, kiedy mówił, że chciał rozmawiać z policją. Oczywiście nie dodał, że zamierzał zrobić to tylko w momencie, gdy policja wpadnie na jego trop. Inaczej w życiu by się nie wplątywał w taką intrygę. Teraz jest przerażony, że ktoś usiłu- je go w to wmieszać, dlatego ma wielką ochotę gadać z każdym. Przypuszczam, że taka jest smutna prawda na temat naszego arystokratycznego przyjaciela. - Mnie też się nie wydaje, żeby ten kutas mógł kogokolwiek załatwić, a tym bardziej wynająć zawodowca. - Przychylam się. Tak czy inaczej, Moliner powinien go przesłuchać. On ma wszelkie infor- macje na temat Rosario Campos. Przynajmniej zezna, że ją znał, może dostarczy nowych danych na temat jej zajęć. Sam widzisz, że hipoteza Molinera nabiera rumieńców. Chyba prowadzimy wspólne śledztwo. - Już z nim pani rozmawiała? - Zadzwonię i się umówię, teraz pewnie jest jeszcze zajęty. Sięgnęłam po telefon. Zdecydowaliśmy się na spotkanie przy kolacji w knajpce blisko hotelu. - Czy ja też mogę być obecny? - wystrzelił Garzon bez sensu. - No oczywiście! Co za pytanie? Przecież to kolacja robocza! - Wolę się upewnić, że nie będę przeszkadzał. Zatrzymałam się i spojrzałam Garzonowi surowo w oczy. - Panie podinspektorze, czy zdaje pan sobie sprawę, że pańskie zachowanie rozkapryszonego dziecka może utrudnić śledztwo? - Ja rozkapryszone dziecko? Ja? W życiu nikt mnie tak nie nazwał! Mnie, który zaczął praco- wać w wieku czternastu lat! - Chodzi mi o to, że w kółko sprawiasz wrażenie urażonego. - Bo czasem mówi pani nieświadomie takie... - Nie wiem, co w moich słowach mogło cię dotknąć. - Na przykład, że się wtrącam w pani życie! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||