Index
Krentz Jayne Ann Prywatny detektyw (Pensjonat Maggie)
Andrzej Mirski Min晜‚o 1000 lat
Verne Juliusz W Puszczach Afryki
Zane Grey The Rainbow Trail
Anna Dav
Dziewica Deveraux Jude
George R.R. Martin MaśÂ‚pia kuracja
Cleland John Pamietniki Fanny Hill
Laurie King Mary Russel 07 The Game
Crews Caitlin Na Paryskich Salonach
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alter.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    hrabiego Hendonu.
    Wpadł do pokoju śniadaniowego, wciąż w płaszczu i kapeluszu, przynosząc ze sobą
    nieprzyjemne zapachy marznącego deszczu i przesyconej dymem mgły. Jego nalana twarz
    zmizerniała, usta zwiotczały, oczy były podkrążone i zaczerwienione. Wbił w Amandę pełen
    desperacji wzrok i zapytał bez wstępu:
    - Kontaktował się z tobą? Tak czy nie?
    - Jeżeli masz na myśli Sebastiana - odpowiedziała Amanda i niespiesznie upiła herbaty
    - to raczej nie. Hendon pochylił głowę, zasłaniając oczy ręką. Westchnął tak rozdzierająco, że
    Amanda zawstydziła się za niego.
    - Mój Boże. Gdzie on jest? Dlaczego nie szuka pomocy u przyjaciół ani rodziny?
    Amanda zwinęła gazetę i odłożyła ją na bok.
    - Prawdopodobnie dlatego, że zna swoją rodzinę. Odwrócił się do niej i powoli opuścił
    rękę.
    - Zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, żeby mu pomóc.
    - Więc jesteś głupcem. Spojrzenie niespokojnych błękitnych oczu wbiło się w zrenice
    Amandy.
    - To mój syn. Amanda pierwsza odwróciła wzrok.
    - Oczywiście - powiedziała sucho. - O to chodzi. Odsunęła krzesło i wstała.
    - W tej całej sytuacji widzę tylko jedną jasną stronę. Zawsze wiedziałam, że w końcu
    nas zniesławi, ale przynajmniej miał na tyle taktu, żeby zrobić to w tym roku. Miejmy
    nadzieję, że skandal zdąży przycichnąć przed kolejnym sezonem, kiedy Stephanie
    zadebiutuje.
    - Nic więcej cię nie obchodzi?
    - Stephanie jest moją córką. Czym jeszcze mam się przejmować? Obserwował ją z
    namysłem przez długą, pełną napięcia chwilę.
    - Zawsze wiedziałem, że ty i Sebastian nie jesteście sobie szczególnie bliscy.
    Przypuszczam, że to nieuniknione, zważywszy na różnicę wieku między wami. Ale aż do
    dzisiaj nie miałem pojęcia, jak bardzo go nienawidzisz.
    - Wiesz dlaczego - odpowiedziała ostro.
    - Tak. Ale jeżeli ja mogę o tym zapomnieć, to czemu, na Boga, ty nie możesz? -
    odwrócił się. - Pozdrów ode mnie moje wnuki - rzucił przez ramię i wyszedł.
    Amanda czekała, dopóki nie usłyszała, że drzwi frontowe zamknęły się za ojcem.
    Potem podniosła poranną gazetę i poszła na górę do mężowskiej garderoby.
    Ród Wilcoksów był stary, starszy nawet niż St. Cyrowie. Cieszył się powszechnym
    szacunkiem i uznaniem. Martin, dwunasty baron Wilcox, odziedziczył wygodną posiadłość
    ziemską. Zamiast trwonić majątek na zakłady i karty, jak wielu ludzi z jego sfery, dzięki
    przemyślanym inwestycjom w kompanię handlową i spekulacjom wojennym dorobił się
    pokaznej fortuny.
    Niektóre kobiety byłyby przerażone i zdegustowane handlową działalnością męża,
    lecz Amanda do nich nie należała. Córka hrabiego Hendonu rozumiała dobrze, że pretensje do
    szlachectwa opierają się na majątku ziemskim, jednak stabilizacja finansowa i przyszły
    dobrobyt kryją się gdzie indziej. Amanda poślubiła hrabiego Wilcoksa pod koniec swojego
    drugiego sezonu. Nigdy nie miała powodów, by żałować tej decyzji.
    Siedział przed lustrem pochłonięty poważnym zajęciem, jakim było wiązanie krawata.
    Martin Wilcox miał około pięćdziesięciu lat, szpakowate, przerzedzające się włosy i sumiaste
    wąsy nad wąskimi ustami, ale podobnie jak większość ludzi z otoczenia księcia ubierał się
    bardzo starannie. Jeden rzut oka na twarz żony wystarczył, by odesłał służącego krótkim
    skinieniem głowy.
    Rzuciła otwartą gazetę na blat toaletki.
    - Mogłeś mi powiedzieć.
    Wilcox nie odwracał spojrzenia od swojego odbicia.
    - Wcześnie poszłaś do łóżka - odpowiedział, jakby to wszystko tłumaczyło. I
    rzeczywiście tak było, bo od przeszło piętnastu lat Amanda nie pozwalała mężowi przestąpić
    progu swojej sypialni. Nie mógł jej zarzucać, że nie dopełniła obowiązków żony. W ciągu
    sześciu lat od zawarcia małżeństwa dała mu najpierw Bayarda, potem córkę, a potem jeszcze
    jednego syna. Dopiero wtedy, gdy Amanda zapewniła dziedzica rodu i drugiego syna na
    zapas, zabroniła mężowi dostępu do łoża.
    Najmłodszy syn zmarł w wieku siedmiu lat, ale Amanda nie zamierzała zmieniać
    swojej decyzji, a Wilcox, który nigdy nie miał wygórowanych żądań w tej materii, nie
    naciskał. Bayard był dość zdrowy - jeżeli nie na umyśle, to przynajmniej na ciele.
    - Był tu dziś mój ojciec - powiedziała, stając w kącie pokoju z rękami założonymi na
    piersi.
    - I co? - Wilcox pochylił się, studiując swoje odbicie i zaczął starannie poprawiać
    fular. - Wie, gdzie jest Dewlin?
    - Nie. Myślał, że może ja wiem. Wilcox prychnął.
    - Jeżeli twój brat ma odrobinę rozsądku, to jest już za granicą. Paskudna sprawa, o ile
    mi wiadomo. Zawsze wiedziałem, że potrafi być porywczy, ale to... - urwał, oglądając swoją
    głowę ze wszystkich stron. - Muszę powiedzieć, że nigdy czegoś takiego nie oczekiwałem.
    Skandale, na jakie naraził nas w przeszłości, są niczym w porównaniu z obecnym.
    Amanda prychnęła z pogardą.
    - Nie bądz śmieszny. Sebastian nie zabił tej kobiety. Podniósł wzrok i spojrzał w
    lustro, odszukując jej wzrok.
    - Skąd ta pewność, moja droga?
    - Wiesz, kim była ta aktorka, czyż nie?
    Wilcox otworzył szkatułkę z chińskiej laki, przejrzał jej zawartość, w końcu wybrał
    diament i dwa złote breloki. Martin zawsze nosił za dużo biżuterii.
    - A powinienem? - spytał, wieszając jeden z breloków na dewizce.
    - Mógłbyś, gdybyś baczniej przyglądał się swojemu synowi i spadkobiercy. Rachel
    York to kobieta, dla której Bayard robił z siebie pośmiewisko jeszcze przed Bożym
    Narodzeniem.
    Wilcox wsunął pierścień na palec.
    - I co z tego?
    - A jeśli oskarżenie przeciwko Sebastianowi upadnie i władze zaczną dochodzenie w
    sprawie śmierci tej kobiety? Co wtedy?
    - Nawet gdyby, to co? - spytał znowu. - Nie ma nic złego w tym, że zdrowy, młody
    mężczyzna podziwia piękną kobietę. Zwłaszcza, gdy rzeczona kobieta handluje swoją urodą i
    wykorzystuje ją do usidlania dżentelmenów. Jeżeli władze mają podejrzewać każdego
    londyńskiego młokosa, który pożądał tej kobiety, to, uwierz mi, lista będzie bardzo długa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.