Index Emilia Anna Kaczmarek Smoczy Płomień FRAGMENT Schopenhauer Artur Metafizyka Ĺźycia i Ĺmierci Anne Perry Pogrzeb we fiolecie fragment Jack Vance To Live Forever (v5.0) (pdf) GRD1104.Way_Margaret_KośÂo_fortuny Trina Lane [Perfect Love 05] The Perfect Balance [TEB] (pdf) James Axler Deathlands 049 Shadow World James Fenimore Cooper The Last Of The Mohicans, Volume 2 Gabrielle Evans [Lawful Disorder 01] Lipstick and Handguns [Siren Classic] (pdf) Morey Trish ÂŚwiatowe Życie Extra 324 ÂŚlub księżniczki |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] znawcy, i znikły lasy, znikły łąki. Morze znikło. Słyszysz, Debren? Morze! Słyszę. Ale. . . Nie ma żadnego ale , Debren. Widziałeś kiedyś atlas, zbiór map świa- ta? Kształcony jesteś, toś pewnie widział. Przypomnij sobie więc, jak wygląda. Pośrodku Viplan leży, zielony, piękny. Na zachodzie Zapadnika. Górą gdzie So- vro się ciągnie, szarawo jest, sinawo, ale też zielono. To puszcza śniegowa, tajgą zwana. Paskudny, zimny las, ale przecież las. A w tym lesie Sovrojcy, dzikusy i grubianie, lecz Machrusa sławiący, choć znak koła w lewo czyniący. A teraz na południe Zapadniki spójrz. Brązowo od gór, trochę zieleni i żółć piasku. Zrodko- wy Zachód. I Daleki. Kraje dziwnych ludów, co oczy mają krzywe i skórę żółtą. Z nich się Kummonowie wywodzą, co rok w rok Lelonię, Sovro i %7łmutawil łu- pią i do słońca się modlą. Ale najpaskudniej wygląda w dole mapy, za Między- morzem. Yougonia i Bliski Zachód. Piasek, piasek, po trzykroć piasek. I hordy 206 żądnych krwi temmozan. Byli już w Irbii, doszli aż do południowego Marimalu. Całe pokolenia wypierały ich, krok po kroku, ku cieśninie Kariatydy i Yougonii. Prawie skończyliśmy oczyszczanie ojczyzny. No to wlezli na ziemię Bikopuliss, od zachodu na kontynent się wlali. Ośmiogród zagrożony, Smoyeed do obrony się szykuje, nawet w Lelonii na południe się oglądają i psioczą na władze, że smo- ka, co grodu stołecznego strzegł, do zguby przywiodły. A teraz by się przydał na pogan. Nie, Debren, nie ku dobremu świat zmierza. Grozi nam zagłada. Całej cywilizacji wschodniej. Z powodu wiatraków? One wodę wysysają, moczary suszą. I morze w ląd zamieniają. Wiem, że powoli. Nie jestem dureń, rachować trochę potrafię, i to nawet bez palców. Zdaję sobie sprawę, że za mego, a i tej dziewki życia nie zmieni się Viplan w pustynię do Suchara podobną. Alem widział w Irbii wsie wyludnione nie przez wojnę czy zarazę, a przez pola wyschnięte. Chude bydło widziałem, pszenicę, co na łokieć jeno wyrosła. A bez ludzi i plonów nie ma złota na wojsko. Kraj idzie w ruinę, a potem w obcą niewolę. Pomyśl: już teraz trudno nam Viplanu bronić. Co będzie, jak choć o jedną ćwierć produkcja rolna spadnie? A to nic wszystko jeszcze. Su- chy Dephol wyssie wodę skąd? Z Nirhy. A Nirha to królowa rzek Wehrlenu. Więc w Rzeszy Wehrleńskiej susza nastanie i kryzys gospodarczy. A wiesz, jacy są We- hrleńczycy i jak swoje kryzysy rozwiązują. Machiny zamiast masła i przeć, przeć po trupach sąsiadów. Jak się nie da na zachód i południe, to choćby na wschód. Już to przerabialiśmy. Kipancho, to, co mówisz, cholernie logiczne jest do pewnego momentu. Ale założenia, z jakich wychodzisz. . . Widziałem muszle i ryby pośrodku pustyni. Bóg mnie przez Suchar prze- prowadził, mnie jednego. I chyba nie po to Dulnessę odebrał, by zakpić, prawda? Chyba miał jakiś plan, kiedy nas rozdzielał? Czemuś to przecież służyło, do cho- lery! Ciszej, bo małą obudzisz. Kipancho, jeśli o Boga chodzi. . . Lepiej nie dys- kutujmy o Bogu. Rycerz wpatrywał się w ścianę z surowych desek. Próbował milczeć. Ale nie mógł. Debren, ja mam prawie pięćdziesiąt lat. Kopii krótszych używam, bo w tych pełnowymiarowych grot mi się z proporcem mylił. Jak sikać w krzaki idę, to konia uwiązuję, żeby się nie znudził i nie poszedł, bo tak długo to trwa. Ale jej twarz ciągle widzę, wystarczy powieki opuścić. I zbroja za ciasna się na mnie robi. Wiesz, co mam na myśli. Chyba wiem. Debren zastanawiał się dość długo, jak i czy w ogóle zadać to pytanie. Nie był duszystą, nie potrafił przewidywać ludzkich reakcji. Kipancho, dlaczego ty i ona. . . dlaczego nie jesteście razem? Rycerz też pomyślał trochę, nim przemówił. 207 Jak ruszałem na południe, Dulnessa miała dwanaście lat. Według naszych kryteriów, jak słusznie zauważyłeś, była już właściwie dorosła. Mogła iść za mąż, choć kochający rodzice nie puszczają z domu córki, co jeszcze rosnąć nie skoń- czyła. Teraz zacznij rachować. Trzy lata wojny. Jak miecz z młotem Maga z Sad- damanki skrzyżowałem, dziewczyna piętnaste urodziny obchodziła. Po czterna- stych konterfekt mi przysłała. Mały obrazek był, alem wtedy wzrok miał lepszy i dostrzegłem, że chudzina, co mnie żegnała, cycasta i biodrzasta już jest. W pięt- nastym roku panna z dobrego domu wyprawę kończy wyszywać i kufry pakuje, bo czas to na zamążpójście najlepszy. Ale ona narzeczonego miała, więc nie rwała się przed ołtarz. A potem wieść przyszła, że narzeczony z całą chorągwią w pia- skach Yougonii zaginął. Więc czekała. Rok, drugi. . . Rodzice sarkali. Bo panna, jak przed osiemnastym rokiem wianka nie zrzuci, do klasztoru zwykle idzie. Lu- dzie zaczynają taką z daleka omijać. Mówi się: z posagiem coś pewnie nie tak albo chora jest, albo wredna z charakteru, albo nawet babofilka, tfu. No bo jakiś defekt musi przecie mieć, skoro w staropanieństwie usycha. No więc przyszedł ten osiemnasty rok. Moja Dulnessa żałobę po mnie zdjęła. Jeszcze u wróżbitów za ciężkie dublony ratunku szukała, jeszcze co dzień do kościoła biegała, po trzy klepsydry na dobę się modląc, ale w końcu na duchu upadła. Mówi się, że na wieżę się pięła, by skoczyć i umrzeć jak jej ukochany. . . w tej księdze o mnie tak jest napisane. . . ale ją na schodach wojak jeden, rezerwista z cechu złotników, zdybał, co z innymi cechowymi coroczne szkolenie zaliczał. No i, słowo po sło- wie, zgadali się, potem polubili, a na koniec do ołtarza poszli. Jak wróciłem, to już z brzuchem chodziła. Chciałem złotniczego synalka z miejsca ubić, bo mi się kurwim widział, ale szlachcicem nie był, więc nim moi juryści umyślili, jak ów problem obejść, bo pojedynek w grę nie wchodził, trochę mi wściekłość przeszła. I na Dulnessę, i na niego. Bo przecie życie jej ocalił na tej wieży. A jest mocno w rycerskiej tradycji zakorzenione, że panna za bohatera za mąż idzie, jak ją od śmierci wybawi. Honoru by nie miała, jakby nie poszła. A ja tę dziewuszkę i za to kocham, że nie tylko lico, ale i duszę ma piękną. Debren żałował, że pytał. Dałby wiele za zaklęcie odwracające bieg czasu. Ale takiego, mimo wielowiekowych wysiłków licznych kapłanów i magów, nikt do- tąd nie zdołał opracować. Błędy pozostawały błędami jak w pradawnych czasach opisanych w Księdze Zwiętej, gdy ludzie byli jaroszami, żyli w raju i nie potrafili wyczarować nawet królika z czapki. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||