Index CD2 Daj mi piÄ JĂłzef Augustyn SJ Dirie Waris List do matki. Wyznanie miĹoĹci Gabriele Amorth Wyznania Egzorcysty Baran Augustyn GĹowa wroga Christenberry Jude WybraśÂcy losu Zapach luksusu Hank Edwards A Carnal Cruise (pdf) Chalker Jack L W śÂwiecie Studni 1 PóśÂnoc przy Studni Dusz (pdf) Williams Roseanne Zly chlopak T073 First King of Shannara Terry Brooks Collins Jackie Grzesznicy |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] wielbię za to imię Twoje, Panie, Wspomożycielu mój i Od- kupicielu. %7łycie moje toczyło się na pozór bez zmian, ale coraz bardziej wzmagał się we mnie niepokój i codziennie z tęsknotą wzdychałem ku Tobie. Ilekroć miałem chwilę wolną od przytłaczających mnie zajęć, odwiedzałem Twój kościół. Towarzyszył mi Alipiusz, uwolniony teraz od obo- wiązków prawniczych po trzecim okresie sprawowania u- rzędu asesora. Szukał klientów, którzy by mu płacili za udzielanie im porad, podobnie jak mnie uczniowie płacili za to, że ich uczyłem wymowy jeżeli takiej rzeczy w ogóle można nauczyć. Nebrydiusz zaś z przyjazni dla nas zgodził się być asystentem bliskiego naszego przyjaciela, mediolańczyka Werekundusa, wykładowcy literatury. Ten od dawna nas błagał powołując się na prawo przyja- zni żebyśmy mu spośród siebie wybrali jakiegoś solidne- go pomocnika, którego ogromnie potrzebował. Nebrydiusza skłoniło do podjęcia tej pracy nie pragnienie zysku bo więcej mógłby zarobić, gdyby chciał sam wykładać lite- raturę. Po prostu wyświadczał nam przysługę, ulegając na- szej prośbie druh najczulszy i najukochańszy. Zachowy- wał się zaś bardzo roztropnie, wystrzegając się popularno- ści wśród takich osób, które według opinii tego świata są 24 25 Por. Rz 7, 22 23. Por. Rz 7, 24. wielkie. Bał się, że taka popularność mogłaby zakłócić spokój jego ducha. Chciał sobie zapewnić swobodę oraz możli- wie jak najwięcej wolnego czasu, aby mógł rozmyślać, czytać i przysłuchiwać się dyskusjom filozoficznym. Pewnego dnia, kiedy Nebrydiusza już nie pamiętam, z jakiej przyczyny nie było z nami, odwiedził mnie i Alipiusza w naszym domu niejaki Pontycjan. Był to Afry- kańczyk, a więc nasz ziomek; piastował wysokie stanowi- sko na dworze cesarskim. Miał on do nas jakąś sprawę. Siedliśmy więc i rozmawialiśmy. Nagle Pontycjan zauważył na stojącym w pobliżu stole, przeznaczonym do gier, książ- kę. Wziął ją w ręce, otworzył i ze zdziwieniem stwierdził, że to apostoł Paweł. Afrykańczyk spodziewał się raczej ja- kiejś książki związanej z tą oratorską profesją, która mnie wyniszczyła. Uśmiechnął się i patrząc mi głęboko w oczy, powiedział, jak bardzo się cieszy, że tu, najbliżej mnie, znalazł tę właśnie, i tylko tę, książkę. Okazało się, że był to chrześcijanin, wierny Twój sługa, który często przed Tobą, naszym Bogiem, klękał w kościele, modląc się długo i żarliwie. Kiedy mu powiedziałem, że bardzo dokładnie studiuję pisma apostoła Pawła, zaczął mi opowiadać o mnichu Antonim z Egiptu. Słudzy Twoi niezmiernie czcili imię tego męża; ale nam było ono dotychczas nie znane. Zaskoczony, że nic o nim nie wiemy, Pontycjan szczegóło- wo nam opowiadał o Antonim, abyśmy wreszcie poznali postać tego wielkiego człowieka. Nie mógł się nadziwić, że nigdy przedtem o nim nie słyszeliśmy. My zaś zdumiewaliśmy się tym, że oto tak niedawno, właściwie w naszych czasach, dokonałeś Panie, tak wiel- kich cudów w siedzibie prawdziwej wiary, w katolickim Kościele. Wszyscy więc byliśmy zdziwieni: my że to by- ły rzeczy tak wspaniałe; on żeśmy dotąd o nich nie sły- szeli. Następnie zaczął Pontycjan opowiadać o wspólnotach zakonników żyjących w klasztorach, o ich obyczajach tchnących Twoją słodyczą, jak też o płodnych pustyniach, krainach pustelników; o tym też nie wiedzieliśmy dotych- czas nic a nic. Nie wiedzieliśmy nawet tego, że tuż, w Me- diolanie, za murami miasta znajdował się klasztor pełen dobrych braci, pozostający pod pieczą Ambrożego. Ponty- cjan opowiadał i opowiadał, a my siedzieliśmy bez słowa, zasłuchani. W jakimś momencie zaczął mówić o swoim po- bycie, razem z trzema towarzyszami, w Trewirze. Pewnego popołudnia, kiedy cesarz przypatrywał się igrzyskom w cyrku, oni wyszli na przechadzkę po ogrodach przylegają- cych do murów miejskich. Podzielili się na dwie grupy: Pontycjan szedł z jednym towarzyszem, a osobno szli dwaj inni. Właśnie wtedy druga z tych par natrafiła na dom, w którym mieszkali Twoi słudzy ubodzy w duchu, tacy, któ- rych jest królestwo niebieskie.28 I znalezli tam książkę z opisem życia Antoniego. Jeden z nich zaczął czytać i stopniowo budził się w nim coraz większy podziw, coraz głębsze wzruszenie. Zanim przestał czytać, już myślał o tym, żeby wybrać takie życie i porzuciwszy doczesną służbę zaciągnąć się pod Twój znak; a byli oni tak zwanymi agentes in rebus 27. Ogarnęła go tęsknota do świętości. Jego dotychczasowe życie budziło w nim wstyd i gniew. Podniósł oczy znad książki i rzekł do przyjaciela: Słuchaj, co my właściwie chcemy osiągnąć wszystkimi naszymi staraniami? Czego szukamy? W jakim celu pełnimy naszą służbę? Czyż możemy spodziewać się w pałacu czegokolwiek ponad to, że otrzymamy tytuł przy- jaciół cesarza? A czyż wtedy nasze położenie nie będzie nadzwyczaj niepewne i niebezpieczne? A przez ileż to in- nych niebezpieczeństw brnie się do tego większego zagro- żenia? I jak długo trzeba będzie do tego dążyć? A przyja- cielem Boga jeśli tylko zechcę w tej oto chwili się staję". Tak rzekł i znowu pochylił się nad książką, targany bó- lem rodzącego się w nim nowego życia. Czytał i wewnętrz- nie się przemieniał, co tylko Ty mogłeś dostrzec. Duch je- 26 27 Por. Mt 5, 3. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||