Index
Sean Michael Between Friends 01 Between Friends
Beaton M.C. Hamish Macbeth 01 Hamish Macbethi śmierć plotkary
Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
McNish Cliff Tajemnica zaklęcia 01 Tajemnica zaklęcia
Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept
Malin Wolf Drachenkrieger 01 Drachenliebe
Jo Clayton Drinker 01 Drinker Of Souls
Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 01 The Sword
Antologia Barbarzyńcy [Rebis] 01 Barbarzyńcy_ Tom 1 (1991)
Diana Hunter [Submission 01] Secret Submission [EC] (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arsenalpage.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    spędziliśmy na ich poprawianiu wiele przyjemnych wieczorów. Dawno temu pły-
    wałem po morzach północnych i sporządziłem mu nowy wykres oparty na moich
    wspomnieniach z tej wyprawy. Sprawiło mu to niekłamaną radość, podobnie jak
    i opis tamtych stron.
     Corey (tak się kazałem nazywać), chciałbym tam kiedyś z tobą popłynąć
     powiedział.  Nie wiedziałem, że dowodziłeś własnym statkiem.
     Kto wie?  odparłem.  Przecież sam byłeś kiedyś kapitanem, prawda?
     Skąd wiesz?
    Prawdę mówiąc, pamiętałem to z przeszłości, ale zatoczyłem ręką koło w od-
    powiedzi.
     Po tych wszystkich przedmiotach, które zebrałeś, i po twoim zamiłowaniu
    do wykresów. Poza tym nosisz się jak ktoś przywykły do dowodzenia.
    Uśmiechnął się.
     Tak, to prawda. Dowodziłem przez przeszło sto lat. Ale to było dawno
    temu. . . Napijmy się.
    Pociągnąłem łyk i odstawiłem szklankę. Podczas tych miesięcy, które z nim
    spędziłem, musiałem przytyć ponad dwadzieścia kilo. Lada moment mógł mnie
    rozpoznać. Zastanawiałem się, czy wydałby mnie Erykowi. Ostatecznie nie byli-
    śmy znów aż tak blisko zaprzyjaznieni  miałem jednak wrażenie, że by mnie
    nie wydał. Ale wolałem tego nie sprawdzać.
    Pilnując latarni zastanawiałem się, jak długo powinienem tu jeszcze zostać?
    Dolewając kroplę smaru do mechanizmu obrotowego doszedłem do wniosku, że
    niezbyt długo. Zdecydowanie niedługo. Czas znów ruszać w drogę i udać się po-
    między Cienie.
    I raptem pewnego dnia poczułem nacisk, początkowo delikatny i jakby son-
    dujący. Nie miałem pojęcia, kto to może być. Natychmiast stanąłem bez ruchu;
    zamknąłem oczy i opróżniłem umysł. Trwało to jakieś pięć minut, zanim czyjaś
    myszkująca obecność się wycofała.
    Zacząłem chodzić tam i z powrotem pogrążony w myślach i po chwili
    uśmiechnąłem się sam do siebie z powodu krótkiego dystansu, na jakim krążyłem.
    Podświadomie dostosowałem swoje kroki do wymiarów mojej celi w Amberze.
    Ktoś próbował się ze mną skontaktować poprzez Atut.
    130
    Czyżby Eryk? Dowiedział się o mojej ucieczce i chciał mnie w ten sposób zlo-
    kalizować? Chyba nie. Czułem, że obawia się naszego ponownego psychicznego
    zderzenia. A więc Julian? Gerard? A może Caine? Ktokolwiek to był, całkowicie
    zamknąłem mu dostęp. I byłem zdecydowany odmówić kontaktu z każdym człon-
    kiem mojej rodziny. Nawet gdybym miał stracić przez to ważne nowiny lub ofertę
    pomocy, nie mogłem pozwolić sobie na ryzyko. Próba kontaktu i wysiłek przy jej
    zablokowaniu napełniły mnie chłodem. Zadrżałem. Myślałem o tym przez resztę
    dnia i postanowiłem, że pora odejść. Nic dobrego dla mnie nie wyniknie z pozo-
    stawania tak blisko Amberu w sytuacji, gdy jestem całkiem bezbronny. Byłem już
    dość silny, aby udać się między Cienie i poszukać dogodnego dla siebie miejsca,
    jeśli mam kiedykolwiek zdobyć Amber, Opieka starego Jopina pozbawiła mnie
    czujności i pogrążyła w niemal błogim spokoju. Przykro mi będzie go opuszczać,
    bo w ciągu tych miesięcy, które spędziliśmy razem, szczerze polubiłem staruszka.
    Tego wieczoru, kiedy skończyliśmy grać w szachy, powiedziałem mu, że wyjeż-
    dżam.
    Nalał nam po szklaneczce whisky i podnosząc swoją powiedział:
     Powodzenia, Corwinie. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zobaczymy.
    Nie zaprotestowałem, kiedy nazwał mnie moim prawdziwym imieniem, a on
    się uśmiechnął widząc, że nie umknęło to mojej uwagi.
     Byłeś dla mnie bardzo dobry, Jopinie  powiedziałem.  Jeśli moje plany
    się powiodą, nie zapomnę o tobie.
    Potrząsnął głową.
     Nic od ciebie nie chcę. Czuję się szczęśliwy tu, gdzie jestem, robiąc to, co
    robię. Lubię tę cholerną latarnię. Jest dla mnie wszystkim. Jeśli to się powiedzie
    w tym, co planujesz. . . nie, nie mów mi o tym, nie chcę nic wiedzieć to wpadnij
    do mnie któregoś dnia na partyjkę szachów.
     Na pewno  obiecałem.
     Możesz jutro rano wziąć  Motyla , jeśli chcesz.
     Dzięki.
     Motyl to była jego żaglówka.
     Zanim odpłyniesz, radzę ci wziąć moją lunetę, wejść na latarnię i obejrzeć
    sobie Dolinę Garnath  dodał.
     A cóż tam może być ciekawego?
    Wzruszył ramionami.
     To już sam zobaczysz.
     Dobrze.
    Przed pójściem spać wypiliśmy jeszcze parę szklaneczek i spędziliśmy miły
    wieczór. Wiedziałem, że będzie mi brak starego Jopina. Był, obok Reina, jedyną
    przyjazną duszą, jaką spotkałem od chwili powrotu. Zastanawiałem się, co też
    mogło zajść w dolinie, która gdy ją ostatni raz widziałem, była rzeką płomieni.
    Co takiego niezwykłego działo się tam po czterech latach?
    131
    Zasnąłem dręczony snami o wilkołakach i sabatach czarownic, dopiero gdy
    księżyc w pełni zawisł już wysoko nad światem.
    Wstałem o brzasku. Jopin jeszcze spał, co mi odpowiadało, bo nie lubię poże-
    gnań, a miałem dziwne przeczucie, że go więcej nie zobaczę.
    Z lunetą u boku wdrapałem się do najwyższego pomieszczenia na wieży,
    w którym znajdowała się latarnia. Podszedłem do okna wychodzącego na brzeg
    i skierowałem lunetę na dolinę.
    Nad lasem wisiała mgła  zimna, szara, wilgotna, opasująca wierzchołki kar-
    łowatych, powykręcanych drzew. Ich czarne konary splatały się ze sobą, jak palce
    sczepionych dłońmi zapaśników. Między nimi migały jakieś ciemne kształty, ale
    po ich locie widziałem, że to nie ptaki. Raczej nietoperze. Jakieś zło zagniezdziło
    się w tym wielkim lesie. . . I po chwili zrozumiałem: to ja sam byłem tego spraw-
    cą.
    Sprowadziłem to moją klątwą. Przekształciłem spokojną Dolinę Gamath w to,
    czym teraz była: w symbol mojej nienawiści do Eryka i tych wszystkich, którzy
    go otaczali i pozwolili mu zagarnąć władzę, pozwolili mu mnie oślepić. Nie po-
    dobał mi się ten las i patrząc na niego ujrzałem jasno, jak skrystalizowała się moja
    nienawiść, której sam nadałem ten kształt.
    Otworzyłem nowe wejście do prawdziwego świata. Gamath była teraz ścieżką
    przez Cienie. Ciemną i grozną ścieżką. Tylko Zło miało tędy dostęp. To było zró-
    dło  nieczystych sił , o których wspominał Rein, a które przyczyniały tyle zmar-
    twień Erykowi. Poniekąd to dobrze, że go niepokoiły. Ale przesuwając lunetę nie
    mogłem oprzeć się wrażeniu, że zrobiłem coś bardzo złego. W owym czasie nie
    wiedziałem, że jeszcze kiedyś ujrzę światło dzienne. Teraz, kiedy tak się stało, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.