Index 059.Marinelli Carol Biznesmen i dziennikarka Dana Marie Bell Halle Shifters 01 Bear Necessities Cartland Barbara NajpićÂkniejsze miśÂośÂci 02 Niewolnicy miśÂośÂci Einstein Albert Relativity Poematy Diana Palmer The Marist Sisters 03 Outs Cooper McKenzie DM2010 (pdf) Anthology Shifting Steam Diana Palmer Long Tall Texans 36 Winter Roses Dickson Helen Rycerz i panna |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] -Trzeba będzie podjąć odpowiednie kroki i zawiadomić organy ścigania, wezwij odpowiednie służby Bandan.-rzekł rozsierdzony Flecik. -Nie ja już sobie idę proszę zostawcie mnie w spokoju już nie będę.-zaczął bać Rabsieperre. Wycofał się wszystko wirowało wokół niego Gospodarzowi i drwalowi wyrastały zęby i futro. Krzyczeli na niego .Upadł na ziemię. Zbudził się w stodole. Szukał kolegę praktykanta znalazł go w kącie leżał on z wbitymi widłami. Był wykrwawiony. Teraz uzmysłowił sobie sytuację że jest zabójcą! Rozdział VIII Powrót Manhaina Wioska na znajdowała się z drugiej strony wzgórza obok poprzedniej wioski. Las usypiał się wieczorem w mgle i słabej poświacie księżyca. Dziś o zmierzchu powiewał chłodny wiatr, który mroził wszystko dookoła. Przed podróżnikiem przybyłym do wioski rozlegał się szeroki krajobraz na niedalekie 31 zalesione szczyty; stał on na pobliskim wzgórzu rozglądając się ciekawie nad swoją nową ojczyzną. Jego oczy świdrowały krzątających się ludzi, którzy przed domostwami porządkowali obejścia. Przybył do wioski z prowiantem dla akcji charytatywnej, pomocy dla ubogich i opóznionych cywilizacyjnie rodzin. Wraz z wcześniej przybyłą koleżanką, która miała uczyć w szkole dzieci zamierzał prowadzić szeroko zakrojoną akcję pomocy i wsparcia. Wędrowiec przybył przed jedno z domostw i nieśmiało zapukał kosturem za sobą trzymał niewielki wóz z żywnością. W chacinie usłyszał jakiś szloch, to mała dziatwa tak wylewała łzy. Drzwi się rozwarły i w nich ukazał się pokaznych rozmiarów mężczyzna. -Nareszcie pan jest panie, przepraszam jakie nazwisko? -Witold Marczak, ja z pomocy humanitarnej. -Tak wiem proszę do środka. Marczak wygodnie rozsiadł się na starym płóciennym tapczanie po męczącej podróży. -Musi zorganizować akcję badania bo coś siedzi w lesie dzieci to wyczuwają coś po nas przyszło. -A daj pan spokój mam tu dla was skromny prowiant mam was wydajniej pracować pomagać wam w życiu upraszczając pewne rzeczy a nie biegać po lesie kukać czy tam coś nie siedzi. -Ale to wymaga interwencji tak mówi stary schorowany kapłan światowida a on jest dla nas jedynym autorytetem i znawcą. -Przyszedłem was nawrócić pomyleni poganie nie będę chodził po lesie sprawdzać czy tam nie ma przypadkiem niedzwiedzia. -Ale my wierzymy w Boga, ten nasz kapłan to taki nasz astrolog, znawca przyrody i sił nimi rządzący i taka nazwa do niego przylgnęła nie wiemy skąd on do nasz przyszedł kilka lat temu, ale jest nam bardzo pomocny. -To mam konkurencję Dzieci uczyły się w prowizorycznej szkole. Był zbudowana z cegieł i kamieni obita palami i deskami dawniej był to spichlerz ,obok niej znajdował się po lewej stronie dom rady, piękny duży murowany i otynkowany budynek. Pani Joanna Wamonik była jedyną nauczycielką oprócz niej w szkole zatrudniono wozną i dyrektorkę. Dawniej znajdowała się tu jeszcze szkoła robót wynajmowała ona jedno z pomieszczeń od zarządu spichlerza na salę lekcyjną. W niej to uczył lekcji prac polnych dziwny nauczyciel którego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia podobno powiesił się w lesie ale wielu mówiło że nic mu się nie stało i do teraz chodzą słuchy że on żyje i błąka się po lesie w głębokiej dziczy coraz bardziej wariuje i dziczeje w samotności. Nazywał się Joniusz Lukiulius. Pani postanowiła dziś zrobić lekcję biologii. Dzieci co żyje w lesie pyta pani. Sarenki, łasice, myszki, zajączki-krzyczy chłopiec -Coś jeszcze? -Motylki, węże, jaszczurki, sowy - mówią dzieci -A jakieś większe - pyta nauczycielka. Dzieci popatrzyły po sobie oczami -Niedzwiedzie, wilki, rysie, żubry, jelenie i łosie-chwali się swoją wiedzą jeden z chłopców. 32 -Ale głębiej też coś jesz żyje -wybałuszyła oczy jedna z dziewczynek, przy tym zgrzytnęła zębami i przekrzywiła głowę. -Co? - zaciekawiła się pani Wamonik. -Biały wilkołak, Manhain. W klasie nastała cisza. -A co to za zwierz, gdzie mieszka powiedz nam o tym coś więcej -Nie wiem dokładnie gdzie ale tam-przy tym pokazała w stronę lasu. -gdzieś w środku tego gąszczu on mieszka. On jest be on chce zrobić nam krzywdę ale ja się nie dam. -Dziecko co ty wygadujesz za bzdury. Pewien chłopiec szedł przez las zbierając jagody& -podśpiewywała dziewczynka. Wszystkich ta melodia strwożyła. -Przestań-krzyknęło jedno z dzieci. Zadzwonił prowizoryczny dzwonek. Dzieci pozbierały zeszyty i włożyły do tobołka. Przy wychodzeniu nauczycielka spojrzała na dziewczynkę ta się obróciła w jej stronę i nagle posmutniała. Tymczasem na skraju lasu hasała sarenka, ale nagle upadła w niewielki rów nie mogła wyjść wpadła do bagna od spodu coś szczypało jej kopytka był to plorz, duży chrząszcz. Lasu pilnował faun, pół-baran, pół człowiek, mieszkał on w dziupli starego dębu. Często zajadał korzonki i gałązki młodych drzewek, zjadał także owady i gryzonie. Pięciu chłopców poszło do lasu, Marek, Bartek, Szymon, Czesiek i Kamil. Postanowili przynieść chrust i jedzenie dla rodziny, która przymierała głodem. Od roku był zakaz wstępu do lasu od czasu jak zaginęło w nim dwóch chłopców. Wieczorem nie wracali, ktoś ich podobno widział jak chodzili koło lasu i ostrzegł ich kilka razy aby nie wchodzili do niego. Tymczasem wójt wioski zebrał kilku chłopów, zgodził się także w końcu iść wędrowiec dla dobra dzieci rozwikłania raz na zawsze tej sprawy. Zabrano potrzebny sprzęt w tym maczety i siekierę oraz kostury. Las był bardzo zarośnięty gąszczem lian i bluszczy, brak było jakiejkolwiek ścieżki czy drożyny. Był ranek, chłopcy do lasu poszli pod wieczór. Było słychać tylko pogwizdywania ptaków. Nad ich głowami latały jastrzębie i głuszce. W lesie roiło się do jarów i grzęzawisk, w które wpadali; były tak wąskie przejścia wśród skałek i gęstych krzaków że postanowili się rozdzielić. Część poszła dalej w większy gąszcz, a część została na miejscu i tam się rozglądała. Jednak ci co zostali usłyszeli krzyki gdzieś z daleka a tam z gąszczu. Wśród tych co pozostali na miejscu pozostał wójt ,kapłan i chłop. Błądzili tak pół dnia aż wreszcie doszli na jakąś polanę śródleśną. Tam zauważyli szałas zbudowany z konarów. Podeszli bliżej i zauważyli owłosionego ubranego we włosiennicę mężczyznę, który siedział na legowisku. Począł się na ich widok wydzierać i wyrywać kłaki z głowy był nim owy nieżywy Lukiulius. 33 -Uciekajcie stąd natychmiast zaraz tu przyjdzie biały wilkołak. Ale ów wilk się już zbliżał. Nagle szaleniec się rozebrał i zaczął się drapać, skakać i drzeć. Wyleciał z szałasu i poleciał w las w przeciwną stronę tej skąd oni przyszli. Patrzyli na niego zdumieni. -Zwiewajmy stąd jak najprędzej-zaproponował Palewicz, wójt. -Ja zostaję, przyszedłem tu zniszczyć wilkołaka i tego dokonam- odparł Cistur, chłop. Rób co chcesz my wracamy. Chłop był blady na twarzy. Na nogach miał skórzane mokasyny a na głowie czapkę z szopa. -Ale ja się nie dam nie myślcie że potwór mnie zniszczy ja się nie dam-głos mu się załamywał Na zewnątrz się chmurzyło. Między drzewami skakał kocbaran. Drzewostan lasu składał się głównie z buka, dębu, sosny, jesionu i graba. Wyszli z szałasu. -Nie uważasz, że krajobraz tak się zmienił. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||