Index Janrae Frank Journey of Sacred King 01 My Sister's Keeper Darcy, Emma Die Soehne der Kings 01 Nathan King, der Rinderbaron King.William. .Przygody.Gotreka.i.Felixa.03. .ZabĂłjca demonĂłw 13.WoW Arthas Rise of The Lich King (2010 01) Laurie King Mary Russel 07 The Game First King of Shannara Terry Brooks Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 02] Sunstorm (v4.0) (pdf) Wilson Patricia Ĺpiew deszczowego ptaka 671. Morris Debrah OgrĂłd po deszczu Christie Agatha Pora przypĹywu |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Wiem - odparł i westchnął. - Nie każemy im tu zostawać - stwierdziła Laura. - Przeciwnie. Ostrzegamy ich przed pozostaniem w mieście. Decyzja należy do nich. I zawsze postanawiają zostać. Ale to ich sprawa. To również część rytuału. - Wiem - powtórzył. Odetchnął głęboko i skrzywił się. - Nie cierpię tego smrodu, kiedy to się kończy. Całe to przeklęte miasto cuchnie jak skwaśniałe mleko. - W południe po zapachu nie zostanie śladu. Sam wiesz o tym najlepiej. - Ayuh. Ale mam nadzieję, że kiedy się to powtórzy, ja już będę wąchał kwiatki od dołu, Lauro. A jeśli nie, to mam przynajmniej nadzieję, że ktoś inny przejmie po mnie obowiązek spotykania tych, którzy pojawiają się tuż przed porą deszczową. Jak każdy człowiek, chcę zdać uczciwie rachunek, kiedy przyjdzie dzień zapłaty. Ale mówię ci, mężczyzna jest zmęczony ropuchami. Nawet jeśli przychodzą raz na siedem lat, mężczyzna jest zmęczony ropuchami. - Kobieta również - powiedziała cicho. - No cóż... - Westchnął i rozejrzał się. - Sądzę, że powinniśmy zabrać się do porządkowania tego bałaganu. - Jasne - zgodziła się Laura. - I wiesz co, Henry? My nie tworzymy rytuału. My tylko postępujemy zgodnie z nim. - Wiem, ale... - I wszystko jeszcze może się zmienić. Nie wiadomo kiedy ani dlaczego. Może to była już ostatnia pora deszczowa? A może następnym razem nie pojawi się nikt spoza miasta i... - Nie mów tak - powiedział z lękiem Henry. - Jeśli nikt się nie pojawi, ropuchy mogą nie odejść o świcie. - Czy nie rozumiesz? - spytała Laura. - Musisz wraz ze mną przez to wszystko przejść. - Cóż - odparł. - Ale to kawał czasu. Tak, tak. Siedem lat to kawał czasu. - Tak. - Byli bardzo sympatycznymi młodymi ludzmi, prawda? - Tak - powtórzyła. - Coś okropnego - stwierdził z nutą żalu Henry, ale tym razem Laura nic nie odpowiedziała. Po chwili Eden zapytał ją, czy pomoże mu zawiesić tablicę. Na przekór tępemu bólowi głowy Laura odparła, że zrobi to z chęcią. Nie znosiła, gdy Henry wpadał w przygnębienie, zwłaszcza wtedy, gdy przygnębiała go świadomość, że nie może o niczym decydować, na przykład o przypływach i odpływach lub o fazach księżyca. Kiedy kończyli pracę, czuł się już odrobinę lepiej. - Ayuh - westchnął. - Siedem lat to kawał czasu. I tak jest zawsze - pomyślała. - Zawsze przychodzi pora deszczowa, a wraz z nią pojawiają się obcy. Zawsze we dwoje; zawsze kobieta i mężczyzna. I zawsze mówimy im, co się wydarzy, a oni nam nie wierzą, i dzieje się... co się dzieje. - Chodz, stary dziadu - mruknęła. - Poczęstuj mnie herbatą, nim rozsadzi mi ten cholerny łeb. Przygotował herbatę i zanim skończyli ją pić, w całym mieście rozległ się stukot młotków i wizgot pił. Przez wychodzące na Main Street okno widzieli, jak ludzie reperują okiennice, rozmawiają ze sobą i śmieją się. Powietrze było ciepłe i suche, niebo jasne, błękitne i lekko zamglone, a pora deszczowa w Willow minęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||