Index Chazan, Robert God, Humanity, and History 074 Trop wiedzie w historie Chesterton Pequena historia de Inglaterra Historical Dictionary of Mediev Iqt History_of_American_Literatu Abagnale Frank ZśÂap mnie, jeśÂli potrafisz 021 Copeland Lori Krowki oraz inne slodycze Rachel Morgan 4 A Fistfull of Charms McComas_Mary_Kay_ _PocaśÂuj_mnie Poole Gabriella Akademia Mroku 01 WybraśÂcy losu [ofic popr] 1 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] chłopcem w roli głównej i łabędziami w drugoplanowej. Ptaki potwierdziły słuszność porad z popularnych magazynów: zawsze należy wytrwale dążyć do celu, a zostanie nam to nagrodzone - łabędzie w końcu ruszyły w stronę brzegu. Zanurzały pomarańczowe dzioby w wodzie i wyłapywały rozmoczone kawałki bułki. W pewnym momencie jeden z ptaków zauważył smakowity kąsek na brzegu, tuż obok butów chłopca, i tam skierował swój dziób. Na ten sygnał na scenie błyskawicznie pojawiła się młoda kobieta w letniej sukience i podbiegła do syna, odciągając go gwałtownie do tyłu. Nic przy tym nie powiedziała. Chłopiec zaprotestował, próbował się wyrwać i pokazywał matce kawałek bułki, którego jeszcze nie zdążył rzucić wygłodniałym ptakom. Po krótkiej i raczej cichej wymianie uwag, matka zgodziła się, aby chłopiec nadal karmił łabędzie, jednak przezornie stanęła za nim i trzymała go za sweter w obawie przed kolejnym atakiem ptaka lub upadkiem do wody. Lidia z Filipem, cały czas zapatrzeni w tę scenę, spojrzeli teraz na siebie z mieszaniną rozbawienia i współczucia: a więc zwykły spacer po parku z kilkuletnim dzieckiem może okazać się emocjonującym filmem akcji, a nawet dramatem! Tymczasem matka chłopca zaczęła namawiać go do zakończenia zabawy. Nie wszystkie słowa docierały do uszu siedzących na ławce, ale z tego, co usłyszeli, wywnioskowali, że namawiała chłopca do wrzucenia resztek bułki do wody, bo czekają ich jeszcze inne atrakcje. Na te słowa chłopiec jakby celowo skubał coraz mniejsze kawałki bułki i przed wrzuceniem każdego do wody długo wybierał miejsce, gdzie ta porcja powinna wylądować. Ponieważ dostawy pieczywa mocno się zmniejszyły, większość łabędzi odpłynęła, jednak chłopiec nie zamierzał zmieniać taktyki. Filip szturchnął Lidię łokciem, pokazując małego spryciarza. Lidia pokręciła głową z udawaną naganą. Wreszcie kobieta w letniej sukience straciła cierpliwość, podniosła chłopca do góry, zakręciła nim kilka razy w powietrzu, aż zaczął się głośno śmiać i zapomniał o okruszkach, które jeszcze zostały mu w dłoni. Kobieta odeszła i Filip też wstał z ławki. - Chodzmy - powiedział do żony. - Jeszcze mi się nie chce. - Lidia wyciągnęła nogi przed siebie i przeciągnęła się. - Chodz, dosyć leniuchowania. - Gdzie ci się spieszy? - Zobaczysz, tam będzie coś fajnego - Filip powiedział to w taki sam sposób, w jaki kobieta przed chwilą przekonywała swojego synka. - Ciekawe co? - Lidia wstała, ociągając się. - Coś bardzo fajnego. - Filip zbliżył się do niej i położył rękę na jej pupie. Lidia odtrąciła jego dłoń, rozejrzała się po okolicy i błyskawicznym ruchem mocno ścisnęła jego krocze. Zawył z bólu, ale ona już odeszła. Kiedy ją dogonił, na ścieżce pojawiła się jakaś para, trzymająca się za ręce: czarnoskóry chłopak i dziewczyna o jasnych włosach. Filip musiał więc zaniechać zemsty, choć miał na nią wielką ochotę. Szli dalej przez park. Zatrzymali się na tarasie na tyłach pałacu. Chwilę stali niezdecydowani. Zauważyli, że pod murem pałacu rozstawiono stylowe, drewniane krzesła, na których za siadło czterech muzyków: jeden z wiolonczelą, drugi z kontrabasem, a dwóch pozostałych ze skrzypcami. Mieli na sobie letnie garnitury w kolorze kawy z mlekiem i czekoladowe koszule, a pod szyją - białe muchy w brązowe groszki. Całość wyglądała być może elegancko, ale trochę pretensjonalnie i kiczowato. Zakończyli energicznie pierwszy utwór i w skupieniu przewracali nuty, jakby chcieli sobie przypomnieć, co tam właściwie jest zapisane, lub dopiero teraz uczyli się kolejnego utworu. Zaczęli grać nagle, bez spoglądania na siebie czy cichego liczenia do czterech. Już pierwsze takty wydały się Filipowi znajome, nie mógł jednak rozpoznać, co to za kompozycja. Spojrzał za siebie, podszedł do szerokiej, kamiennej balustrady, która biegła wokół tarasu, i usiadł na niej. Lidia powoli i niepewnie dołączyła do niego. - Posłuchamy - oznajmił Filip. - Chodzmy już do domu - zaprotestowała. - Taka piękna pogoda, zostańmy jeszcze - poprosił, spoglądając w błękitne niebo bez żadnej chmurki. Lidia zamierzała jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Wreszcie oparła się o balustradę tuż obok męża, wystawiła twarz do słońca i przymknęła oczy. - Znam to - odezwał się Filip. - To nie jest muzyka poważna, ale nie mogę sobie przypomnieć, co to takiego. - Może z jakiegoś filmu? - powiedziała Lidia bez przekonania. - Nie, nie. Mam to gdzieś z tyłu głowy. Znów zamilkli. Filip próbował przypomnieć sobie tytuł utworu, tak brawurowo wykonywanego przez kwartet smyczkowy, ale daremnie. Lidia rozkoszowała się promieniami słonecznymi i być może zupełnie nie słuchała muzyki. - A jutro znów do pracy - odezwał się Filip. - Ja muszę być punktualnie o wpół do dziewiątej - oznajmiła Lidia. - Zebranie? - Tak. Otwieramy nowy oddział. - Firma się rozwija - podsumował Filip. - Czy ja wiem? W tym roku zlikwidowaliśmy już kilka. Filip zmienił temat. - Wiesz, pomyślałem, żeby iść na studia MBA. - Zwariowałeś? - Lidia zdziwiła się. - Wiesz, ile to kosztuje? - Dużo, wiem. Ale nie muszę iść na najdroższe. - I co ci to da? - Dla pracodawców to się naprawdę liczy. Mógłbym przebierać w ofertach. Poza tym już na studiach poznajesz wielu ludzi na stanowiskach, masz kontakty& - Ja ci dam kontakty! - przerwała mu. - Daj spokój, mówię poważnie. - Spojrzał na nią, ale ona nadal opalała twarz i nie otwierała oczu. - Kto ci to sfinansuje? - spytała. - Na pewno nie ja. - Nie wiem jeszcze. Może jakiś kredyt? - Na studia? - Czemu nie? To inwestycja na całe życie. Dostanę pracę w jakimś banku, po trzech latach awansuję na wiceprezesa i zobaczysz, jaka będziesz ze mnie dumna. - Tylko z kogo? Z męża, z którym będę mogła się umówić raz w miesiącu, między dziewiętnastą czterdzieści a dwudziestą dziesięć. - Dlaczego tak mówisz? - Wiesz, jak męczące są takie studia? Zajęcia w każdy weekend od rana do wieczora, a w tygodniu po pracy - nauka. Do tego wyjazdy, zjazdy, szkolenia, konferencje. Kilka lat wyjęte z życia. A potem znajdziesz wymarzoną pracę i będziesz wracał do domu o dwudziestej pierwszej. - Ale jeśli coś chcę osiągnąć, to nie mam innego wyjścia. Nie zamierzam ciągle pracować w badaniach rynku. - A ja nie zamierzam widywać męża trzy razy w roku - Lidia ucięła rozmowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||