Index Anne Cain Pawprints 1 Pawprints Anne McCaffrey Ship 02 Partner Ship Anne McCaffrey Ship 06 The Ship Errant Anne Whitfield The Gentle Winds Caress (Robin Hale Pub.)(pdf) Boge Anne Lise Grzech pierworodny 04 Dziecko miĹoĹci Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, ktĂłre walczyĹo Anne Brooke The Hit List (pdf) Anne Hampson Fly Beyond the Sunset (pdf) Long Julie Anne Nieuchwytny ksišże Anne Perry Pogrzeb we fiolecie fragment |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Anne, jesteś nielojalna - zaprotestował, ale z uśmiechem. - Lubię wygrywać - wytłumaczył się przed 01ivią - ale rzadko grywam o wysokie stawki. Dla mnie ważna jest nie stawka, lecz sama gra. Czy nie jest pani tego samego zdania? - O, tak - odpowiedziała, mimo woli patrząc mu w oczy. - Walka umysłów to prawdziwa przyjemność. Nie dla zysku, ale właśnie dla samej walki. - Widzę, że jesteśmy ulepieni z jednej gliny - pod- sumował Jack Denning. - Chyba nie powinniśmy być partnerami, panno 01ivio. Ciekawiej będzie stanąć do rywalizacji. Dziś wieczorem Anne zagra ze mną, a pani z czwartym. 01ivia odwróciła wzrok. Czy dobrze jej się wydawa- ło, że kapitan trochę z nią flirtuje? A może po prostu stroi sobie z niej żarty? W każdym razie nie było już śladu po jego ponurym nastroju z pierwszego spotka- nia. Ciekawe dlaczego. Czy z jej powodu, czy była inna przyczyna? 01ivia szybko przywołała do porządku chochlika za- zdrości, który się właśnie odezwał. Nie miała prawa do zazdrości, nawet jeśli lady Simmons była kochanką ka- pitana. Najmniejszego prawa! Oboje zaofiarowali jej przyjazń w czasie, gdy bardzo jej potrzebowała, i była im za to wdzięczna. Jeśli jej głupie serce zbyt łatwo się poddało, to sama sobie jest winna. Nie pozwoli jednak, żeby zazdrość zburzyła spokój jej umysłu. Pozostanie wierna swoim najgłębszym uczuciom. - Z zainteresowaniem oczekuję pojedynku, sir - oz- najmiła - ale ostrzegam, że niełatwo ustępuję. - Właśnie tak przypuszczałem, panno 01ivio - po- wiedział Jack. Reszta spotkania minęła bardzo przyjemnie. 01ivia nie pamiętała, kiedy ostatnio tak dobrze bawiła się w to- warzystwie. Szczerze polubiła lady Simmons, która te- go wieczoru wyglądała niezwykle efektownie w sreb- rzystej sukni. Jednak najwięcej emocji wywołały taje- mnicze spojrzenia, którymi kapitan Denning obrzucał 01ivię, i wielkie wyzwanie, jakim było dotrzymanie po- la wytrawnemu graczowi. 01ivia miała za partnera lorda Wilburtona, życzliwe- go, wesołego człowieka, który również nie był w tej grze nowicjuszem. W końcu osiągnęli całkiem honoro- wy wynik, bo wprawdzie w sumie przegrali, ale w pier- wszych trzech rozdaniach okazywali się za każdym ra- zem lepsi. Ponieważ zaś stawki były minimalne, nikt nie poniósł uszczerbku. - Słowo daję, nie zasłużyliśmy na porażkę, panno 01ivio - oświadczył lord Wilburton, gdy zakończyli grę w karty i zajęli się jedzeniem lekkiej kolacji. - Dobrze się pani spisała, moja droga. Mam wrażenie, że ostatnie rozdanie położyliśmy przeze mnie. 01ivia zapewniła go, że to nieprawda. - Podejrzewam, że kapitan Denning jest po prostu dla nas zbyt doświadczonym mistrzem - odparła ze śmiechem. Wciąż się uśmiechała, gdy nieco pózniej opuszczały z Beatrice ten gościny dom. - Do zobaczenia jutro - rzekł Jack Denning. - Mam nadzieję, że nie jest pani na mnie zła z powodu mojej wygranej, panno 01ivio. - Jakoś się pocieszę - zapewniła. - Nie zamierzam ustąpić, sir. Któregoś dnia wygram. - To możliwe. - Wydawał się rozbawiony. - Z przy- jemnością oczekuję wielu starć w przyszłości, panno 01ivio. Spojrzała na niego uważnie, ale nie dała się sprowo- kować i nic nie odpowiedziała. Gdy już jechały do domu, Beatrice powiedziała: - Zdaje mi się, że jesteś zadowolona z wieczoru, 01ivio. - O, bardzo. Nieczęsto towarzystwo sprawia tyle przyjemności. Ponieważ i pani domu, i jej rodzina oraz przyjaciele byli nieco starsi od 01ivii, dla Beatrice było jasne, że zadowolenie siostry może mieć tylko jedno zródło. - Kapitan Denning wydaje się interesującym męż- czyzną - kontynuowała. - Czasem stwarza pozory czło- wieka dość surowego, ale jest bardzo opiekuńczy. Byłoby cudownie, gdyby... Och, przepraszam, zagalopowałam się. Przecież dopiero co się poznaliście. Nie można zbyt szybko żywić zbyt wielkich nadziei, najdroższa. 01ivia spłonęła rumieńcem. Beatrice dyskretnie ostrzegała ją przed zbytnim angażowaniem się w tę zna- jomość. Wiedziała, że siostra robi to z czystej troskli- wości, lecz nie była w stanie ukryć przed nią swoich uczuć. - Wiem, że zachowuję się głupio - wyznała - ale chyba już się zaangażowałam. Mam nadzieję, że dziś wieczorem nie okazywałam tego zbyt jawnie. - Z pewnością nie - odrzekła Beatrice i krzepiąco się do niej uśmiechnęła. - Ja jedna mogłam zauważyć, że jakoś się zmieniłaś. Chociaż przyjęłaś wyzwanie ka- pitana Denninga, widać było po tobie jedynie dobry na- strój . Wobec lorda Wilburtona zachowywałaś się równie swobodnie. - Był dla mnie bardzo życzliwy i w ogóle się nie złościł, że przegraliśmy. Wydał mi się bardzo miłym człowiekiem, podobnie jak jego żona. - Jestem przekonana, że nikt nie może niczego za- rzucić twojemu zachowaniu. Słowa Beatrice podniosły 01ivię na duchu. Położyła się do łóżka szczęśliwa i z podnieceniem myślała o wy- cieczce następnego dnia. Na szczęście pogoda rzeczywiście się utrzymała i gdy wyjeżdżali, słońce przyjemnie grzało. Harry wiózł Beatrice i lady Simmons, a kapitan Denning 01ivię i pannę Rose. - Ta wycieczka była wspaniałym pomysłem - zwró- ciła się panna Rose do 01ivii. - Droga lady Simmons jest dla mnie zawsze taka uprzejma i szczodra. - Owszem, dla mnie też - przyznała 01ivia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||