Index
Duchy na dachu Antologia humoru i groteski
Ferrarella Marie Nieoszlifowany diament
M75_Schematics
Heisenberg Werner Carl Fizyka a filozofia
Christie, Agata Hercule Poirot 21 Morphium
Tricia Owens A Pirate's Life For Me Book 3
James Axler Outlander 26 Sea of Plague
H Beam Piper Time Crime
Castle Jayne Gardenia
Anne Brooke The Hit List (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hardox.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    tropikalny kwiat wilgotnej dżungli.
    Otworzyły się kolejne drzwi, wpuściły ją i zamknęły się ze zgrzytem klucza w zamku.
    Gail poczekała, aż przeszło migotanie pod powiekami i otworzyła oczy. Była sama w
    półokrągłej, łagodnie oświetlonej sali.
    Jedyna lampa, umieszczona na samym środku wklęsłej ściany nad ramą olejnego obrazu,
    rzucała snop światła na przedstawioną na nim postać naturalnej wielkości.
    Gail krzyknęła. Był to portret jej ojca.
    Pułkownik stał przy biurku, patrząc na plany architektoniczne swego drapacza chmur,
    budynku mieszkalnego dla robotników i wspaniałej, niebosiężnej budowli, którą dopiero
    projektował i nie zdążył stworzyć. Naciskał palcem przycisk dzwonka, a z całej jego postaci
    biła charakterystyczna żywotność. Był trochę tęższy w rzeczywistości, ale ogólnie biorąc,
    psychologicznie prawdziwy.
    Gail wiedziała, że ojciec był zbyt niecierpliwy, żeby pozować do portretu, nawet
    fotoreporterzy większości pism mieli zawsze z nim kłopoty, ale przypomniała sobie pewne
    zdjęcie z ilustrowanego tygodnika, według którego musiano wykonać ten portret.
    Powinna była myśleć o ucieczce, a patrzyła jak zahipnotyzowana. Doznała wrażenia, że
    malarz-portrecista musiał być wrogiem jej ojca. Nie żeby przesadna tusza namalowanej
    postaci i jej nadmierna żywotność miały w sobie coś karykaturalnie złośliwego. Przeciwnie.
    Te indywidualne rysy podkreślone były sympatycznie.
    Gail poczuła dreszcz, zupełnie jakby z otwartego okna powiało na nią lodowatym
    chłodem. Zrozumiała. Malarz delektował się pełnią
    109
    życia swego modela, tak jak hodowcę radują dobrze utuczone sztuki inwentarza.
    Malarz nie podpisał się. Cała półkolista ściana była obwieszona obrazami... Czy i one nie
    miały podpisów? Mocne światło pozwalało to sprawdzić. Po obu stronach Grangera wisiały
    dwa inne portrety, tego samego pędzla. Gail poznała przedstawione na nich osoby.
    Jedną z nich był popularny aktor filmowy, który u szczytu sławy dostał pomieszania
    zmysłów i zabił się, wyskoczywszy z okna sanatorium. Nikt nie wiedział, co było przyczyną
    tego niepojętego czynu.
    Na drugim puszył się znany arystokrata, prezes ekskluzywnego klubu jachtowego. Ten
    stracił fortunę na Wall Street i w dwa tygodnie pózniej zniknął z pokładu swego jachtu na
    środku oceanu.
    Wszystkie trzy portrety wyobrażały ostateczną klęskę życiową, jako ukoronowanie
    chwilowego powodzenia i artysta wyraził swoją myśl z pełnym entuzjazmem. Czy to był
    tylko zbieg okoliczności? Gail chciała dokładniej obejrzeć pozostałe portrety, ale na prawo i
    na lewo światło było niedostateczne i nie mogła rozróżnić, ani twarzy, ani innych
    szczegółów.
    Lecz artysta tak ją zaintrygował, że postanowiła dowiedzieć się o nim jak najwięcej.
    Najlepszym sposobem było przestudiowanie portretu ojca. Stanęła na wprost lampy.
     Jak żywy, nieprawdaż?  odezwał się za jej plecami wibrujący
    w uszach głos.
    Wydała stłumiony okrzyk i odwróciła się szybko. Pod prostą ścianą pokoju, zaciągniętą
    ciężkimi draperiami, stał człowiek tak szkieletowato chudy, iż pozornie olbrzymiego
    wzrostu. We fraku, z gardenią w butonierce. W mroku, Gail nie zobaczyła jego twarzy, którą
    zresztą odwrócił ku ścianie.
    Pośrodku tej ściany wznosiło się podium, a na nim stało ogromne biurko w kształcie
    nerki w stylu Ludwika XV-go i wspaniałe krzesło z tego samego okresu, podobne do tronu.
    Po obydwu stronach tego ostatniego stały rażąco współczesne ogniotrwałe sejfy. Na biurku
    Gail rozróżniła dwa aparaty telefoniczne, skrzyneczkę, w której krył się chyba trzeci,
    radiostację i inne urządzenia, przy pomocy których ten dziwny człowiek kontaktował się ze
    światem zewnętrznym.
    Szkielet wszedł na podium cicho i lekko, jak widmo i zapalił lampę na biurku. W jej
    blasku Gail dostrzegła cofającą się rękę, złożoną ze skóry, chrząstek i kości, podobną do
    eksponatu anatomicznego. Skóra podkreślała jeszcze dosadniej brak mięśni i wygląd
    przypominający podeschnięte zwłoki.
     Kim pan jest?  krzyknęła.
    Człowiek usiadł powoli na krześle i twarz jego znalazła się w świetle
    110
    lampy. Gail powstrzymała okrzyk trwogi. Zobaczyła kopulaste, kościste czoło, oczy wypukłe
    jak u żaby, szare jak morze i błyszczące jak U epileptyka, straszliwie zapadnięte policzki o
    wystających kościach, mocno obciągniętych skórą, silnie wysunięte usta i szerokie szczęki.
    Każda kość była widoczna jak w wypreparowanej czaszce. Poza tym ze strasznej twarzy bił
    głód i nigdy niezaspokojona żarłoczność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl.