Index Montgomery L. M. Emilka 03 Emilka na falach Ĺźycia Bain, Darrell & Berry, Jeanine Gates 03 World of the Sex Gates Chris Ewan Charlie Howard 03 Dobrego zlodzieja przewodnik po Las Vegas Andre Norton and Mercedes Lackey Halfblood Chronicles 03 Elvenborn Janrae Frank Lycan Blood 03 If Truth Dies [pdf] 0911. Radley Tessa RĂłd SaxonĂłw 03 Pod dobrÄ opiekÄ King.William. .Przygody.Gotreka.i.Felixa.03. .ZabĂłjca demonĂłw KoĹciuszko_Robert_ _Wojownik_Trzech_ĹwiatĂłw_03_ _Tata Alastair J Archibald Grimm Dragonblaster 03 Questor (v5.0) Foster, Alan Dean Catechist 03 A Triumph of Souls |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] problemów. Gdyby udało mu się uruchomić ten dziwaczny gadżet, przyszłość stałaby przed nim otworem. Wzbiłby się do gwiazd, w dosłownym sensie. Miałby władzę nad satelitami całego świata; kontrolowałby kamery szpiegowskie, lasery wojskowe, sieci komunikacyjne, oraz, co najważniejsze, stacje telewizyjne. Można powiedzieć, że po prostu rządziłby światem. Z recepcji odezwał się brzęczyk sekretarki. - Pan Blunt do pana, sir. Spiro dzgnął przycisk interkomu. - Okej, Marlene, dawaj go tu. I powiedz mu, żeby lepiej od razu przygotował przeprosiny. Stojący w dwuskrzydłowych drzwiach Blunt faktycznie wyglądał na skruszonego. Same te drzwi onieśmielały - Spiro kazał je ukraść z sali balowej wraku Titanica . Stanowiły doskonałą ilustrację szaleństwa wskutek nadmiaru władzy. Arno Blunt od czasów Londynu bardzo stracił na animuszu. Z drugiej strony, trudno wyglądać arogancko, mając posiniaczone czoło i usta pełne gołych dziąseł. Na widok zapadniętych policzków ochroniarza Spiro aż się wzdrygnął. - Ile zębów straciłeś? Blunt niepewnie dotknął szczęki. - Wszyszkie. Dentyszta mói, że korzenie popękały. - Dobrze ci tak - rzekł oschle Spiro. - Co ja mam z tobą zrobić, Arno? Podaję ci Artemisa Fowla na tacy, a ty wszystko psujesz! Gadaj, co się tam stało. I nie chcę słyszeć o żadnych trzęsieniach ziemi. Chcę znać prawdę. Blunt otarł z kącika ust kroplę śliny. - Nie rozumiem tego. Czoś wybuchło. Nie wiem czo. Jakisz granat zwiękowy. Ale coś ci poiiem. Butler nie żyje. Szczeliłem mu w łeb. Już się nie podnieszie. - Och, zamknij się! - nie wytrzymał Spiro. - To seplenienie przyprawia mnie o ból głowy. Im prędzej sprawisz sobie nowe zęby, tym lepiej. - Może dzisz po południu, kiedy dziąszła się wygoją. - Chyba mówiłem, żebyś się zamknął! - Szorry, szewie. - Arno, przez ciebie znalazłem się w bardzo trudnym położeniu. Z powodu twojej niekompetencji musiałem wynająć ekipę od Antonellich. Cwana dziewczyna, taka jak Carla, może dojść do wniosku, że należy jej się jakiś udział. Będzie mnie to kosztować miliony. Arno robił, co mógł, aby wyglądać przepraszająco. - Ta mina spaniela na nic się nie zda, Blunt. Mnie to nie bierze. Jeśli interes szlag trafi, stracisz znacznie więcej niż zęby. Arno postanowił zmienić temat. - Naukofczom udało szię uruchomicz Koszkę? - Nie - odparł Spiro, obracając złotą bransoletkę identyfikacyjną na przegubie. - Fowl ją niezle zabezpieczył. Kod Wieczności czy coś w tym rodzaju. Ten idiota Pearson nie zdołał nic z niej wydusić. W owej chwili, dramaturgicznie nader odpowiedniej, z osłoniętego siatką głośniczka Kostki K dobył się głos: - Panie Spiro? Tu mówi Irlandia. Panie Spiro, słyszy mnie pan? Jona Spiro niełatwo było przestraszyć - jak dotąd, żaden kinowy horror nie przyprawił go o dreszcz przerażenia. Jednak usłyszawszy głos dobiegający z głośnika, gangster niemal spadł z krzesła. Jakość dzwięku była wprost niesłychana; gdyby zamknął oczy, mógłby przysiąc, że mówiący stoi tuż przed nim. - Chsesz, żebym odpowiedział? - Mówiłem ci, żebyś się zamknął! A poza tym, nie wiem, jak się odpowiada. - Słyszę pana, panie Spiro - oznajmił głos. - Nie musi pan nic robić. Niech pan po prostu mówi. Kostka dokona reszty. Spiro zauważył, że na ekranie Kostki pojawił się cyfrowy wykres fali. Kiedy się odezwał, urządzenie zareagowało. - No dobra. Porozmawiajmy. Kim ty u diabła jesteś? I jak ci się udało uruchomić to pudło? - Nazywam się Mo Digence, panie Spiro. Jestem małpą z ekipy Carli Frazetti. Nie wiem, co za pudło pan ma z tamtej strony, bo ja tutaj mam tylko stary poczciwy telefon. - Kto wykręcił numer? - Ten dzieciak, którego trzymam za kołnierz. Przekonałem go, że to bardzo ważne, bym z panem porozmawiał. - A skąd wiedziałeś, że trzeba rozmawiać akurat ze mną? Skąd znasz moje nazwisko? - Też od dzieciaka. Kiedy zobaczył, jak załatwiłem cyngla, wręcz podskakiwał, żeby powiedzieć mi wszystko, co wie. Spiro westchnął; jeżeli cyngiel został uszkodzony, rodzina Antonelli zażąda sporego odszkodowania. - Co zrobiłeś cynglowi? - Nic, czego nie dałoby się naprawić. Ale przez jakiś czas nie będzie mierzył do dzieci z pistoletu. - Powiedz mi, Digence, dlaczego właściwie uznałeś za stosowne uszkodzić własnego partnera? Po drugiej stronie nastąpiła cisza, jakby Mierzwa układał sobie w głowie rzekomą kolejność wydarzeń. - Więc, panie Spiro, to było tak. Mieliśmy polecenie, żeby dostarczyć dzieciaka do Stanów. Ale Aapciowi odbiło i zaczął wymachiwać gnatem. Pomyślałem, że chyba coś tu nie gra, więc go powstrzymałem. Siłą. Ale przy tej okazji dzieciak tak się przestraszył, że wypaplał wszystko, co chciałem wiedzieć. No, to postanowiłem do pana zadzwonić. - Dobrze zrobiłeś, Digence - zatarł dłonie Spiro. - Dostaniesz premię, osobiście tego dopilnuję. - Dziękuję, panie Spiro. Proszę mi wierzyć, cała przyjemność po mojej stronie. - Jest tam dzieciak Fowlów? - Stoi obok mnie. Trochę blady, ale niedraśnięty. - Dawaj go tu - rozkazał Spiro, z którego opadło wszelkie przygnębienie. - To ja - z Kostki dobiegł chłodny, lecz wyraznie drżący głos Artemisa. - No co, mały, już nie jesteś taki chojrak? - Spiro zacisnął garść, jakby trzymał Artemisa za gardło. - Mówiłem, że nie masz nerwu do tej roboty. Ja przeciwnie - jeśli nie dasz mi tego, co chcę, każę Mo skrócić twoje i moje cierpienia. Rozumiemy się? - Tak. Wszystko jasne. - Dobra - rzekł Spiro, wsadzając w zęby ogromne hawańskie cygaro. Nie zamierzał go palić, tylko przeżuć na miazgę. - No, gadaj. Co mam zrobić, żeby ta cholerna Kostka zaczęła działać? - To nie takie proste, panie Spiro - odparł Artemis jeszcze bardziej drżącym głosem. - Kostka K jest zakodowana. Za pomocą czegoś, co się nazywa Kod Wieczności. Mogę zdalnie uruchomić niektóre funkcje, telefon, odtwarzacz MP3, i tak dalej, ale żeby całkowicie odkodować Kostkę i uczynić ją w pełni funkcjonalną, muszę mieć do niej dostęp. Gdyby pan ją tu przywiózł... Spiro wypluł cygaro. - Zaraz, zaraz, Fowl. Masz mnie za idiotę? Oczekujesz, że zawiozę ten bezcenny wytwór techniki z powrotem do Europy? Nie ma mowy! Jeśli chcesz usunąć kod, musisz to zrobić tutaj, w Iglicy Spiro! - Ale narzędzia?! Laboratorium?! - Mam tu narzędzia oraz laboratorium. Najlepsze na świecie. Zrobisz to tutaj. - Trudno. Jeśli pan sobie życzy... - Otóż to, mały. %7łyczę sobie. %7łyczę sobie, żebyś wsiadł do swego odrzutowca Lear - wiem, że taki posiadasz - zatankował paliwo i przyleciał na lotnisko O Hare. Wyślę po ciebie śmigłowiec. - A mam jakiś wybór? - Otóż to, mały. Nie masz. Ale jak wszystko pójdzie dobrze, to może puszczę cię wolno. Digence, wszystko słyszałeś? - Głośno i wyraznie, panie Spiro. - Zwietnie. Liczę na ciebie, że dostarczysz tu chłopaka całego i zdrowego. - Załatwione. W Kostce zapadła cisza. - Muszę to uczcić - zachichotał Spiro i nacisnął przycisk interkomu. - Marlene, przyślij mi tutaj dzbanek prawdziwej kawy, nie tej bezkofeinowej lury. - Ale, panie Spiro, lekarz powiedział... Spiro odczekał chwilę, aż jego sekretarka uświadomi sobie, komu ośmieliła się [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||