Index C Howard Robert Conan i Bogowie Bal Sagoth Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 02] Sunstorm (v4.0) (pdf) Howard, Robert E Conan el Cimmerio Carter Lin Conan wyzwoliciel Arthur D Howden & Robert Louis Stevenson Porto Bello Gold (pdf) Arthur Baudzus U 859 Brown Sandra Podarunki losu (W ostatniej chwili) Carpenter Leonard Conan Tom 50 Conan Gladiator 51. Conan pan Czarnej Rzeki (Conan, Lord of the Black River) 1996 Conan Doyle Arthur Dolina strachu |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] szukać szczęścia w Afryce. - Słyszę, że zna pan moją historię. Nie muszę i nie chcę niczego przed panem ukrywać i przysięgam, że całym sercem kochałem i nadal kocham Frances. Byłem dzikim i szalonym młodzikiem, wiem o tym, ale nie gorszym niż inni. Ona była czysta jak śnieg i nie znosiła przemocy. Gdy usłyszała o rzeczach, które zrobiłem, nie chciała mnie więcej widzieć. A przecież kochała mnie. I to na tyle mocno, by pozostać samotną przez cały ten czas. Lata minęły i w Barberton dorobiłem się sporego majątku. Pewnego dnia pomyślałem sobie, że może dobrze by było odnalezć ją i ułagodzić. Słyszałem, że nie wyszła za mąż... Spotkaliśmy się w Londynie. Wahała się. Ale zawsze miała silną wolę i gdy zadzwoniłem, by się ponownie z nią spotkać, dowiedziałem się, że wyjechała. Wyśledziłem ją w Baden, ale przybyłem za pózno. Potem dowiedziałem się adresu jej służącej i znalazłem się tu. %7łycie nie obeszło się ze mną łagodnie, a że z natury jestem raptus, to gdy doktor zaczepił mnie oskarżając o skrzywdzenie Frances, nie umiałem się opanować. Tyle o mnie, a teraz, na litość boską, powiedzcie mi panowie, co się z nią dzieje?! - Tego właśnie musimy się dowiedzieć - odparł ze smutkiem Holmes. - Jaki jest pański adres w Londynie? - Langham Hotel. Gdybym zatrzymał się gdzie indziej pozostawię wiadomość w recepcji. - Radziłbym panu wrócić tam i czekać na wiadomość ode mnie. Nie chciałbym budzić fałszywych nadziei, ale może pan być pewien, że zrobimy wszystko, by zapewnić tej damie bezpieczeństwo. W tej chwili nie mogę powiedzieć nic więcej. Oto moja wizytówka, aby miał pan możliwość skontaktować się ze mną. Myślę, Watsonie, że najlepiej będzie, jeśli się spakujesz i zatelegrafujesz do pani Hudson, by spróbowała nakarmić jutro wpół do ósmej dwóch zgłodniałych obieżyświatów. Na Baker Street oczekiwał nas telegram, który Holmes przeczytał z prawdziwym zainteresowaniem, po czym podał mi. Nadany był z Baden i brzmiał: "Poszarpane lub pocięte". - Co to jest? - zdumiałem się. - Może przypominasz sobie moje, z pozoru bezsensowne, pytanie o lewe ucho świątobliwego doktora? Nie odpowiedziałeś mi na nie. - Dostałem telegram po wyjezdzie z Baden i było niemożliwością ustalenie czegokolwiek. - Dlatego wysłałem je ponownie do dyrektora Englisher Hof. Oto odpowiedz. - I co z niej wynika? - To, że mamy do czynienia z nader groznym i zdecydowanym na wszystko przeciwnikiem. Wielebny doktor Schlessinger, misjonarz z Ameryki, to nikt inny jak Holy Peters, jeden z najbardziej pozbawionych skrupułów szakali, jakich zrodziła Australia. Przyznać trzeba, że jak na tak młody kraj, ma on sporą ilość wybitnych przestępców. Ten specjalizuje się w rabunkach dokonywanych na samotnych kobietach przy wykorzystaniu ich uczuć religijnych i tak zwanej żony, dość zasłużonej pomocnicy, którą jest Angielka o nazwisku Fraser. Natura przestępcy zasugerowała mi w tym wypadku, jego tożsamość, a ten szczegół, datujący się z 1898 roku z Adelajdy, gdzie brał udział w walkach bokserskich, potwierdził przypuszczenie. Nasza klientka jest w mocy pary, która nie zawaha się przed niczym i należy się obawiać, że już nie żyje. Natomiast jeśli jeszcze jej nie zamordowano, z pewnością przebywa w zamknięciu, pozbawiona kontaktu ze światem. Jest także możliwe, że nigdy nie dotarła do Londynu, lub przejechała tylko przez to miasto, choć nie wydaje mi się, by któraś z tych możliwości była prawdopodobna. Raz, że trudno cudzoziemcowi oszukać kontynentalną policję i system rejestracji "gości", a dwa, że Londyn jest idealnym miejscem do ukrycia i trzymania kogoś w odosobnieniu. Wszystko wskazuje na to, że nadal są tutaj, choć nie ma żadnych śladów, które pozwoliłyby dokładnie ich zlokalizować. Wobec powyższego można jedynie zawiadomić Lestrade'a z Yardu i cierpliwie czekać. Mijały jednakże dni i ani oficjalne czynniki, ani niewielka, ale sprawna organizacja Sherlocka nie były w stanie odkryć niczego nowego. Wśród milionów londyńczyków trzy osoby mogły się ukrywać równie dobrze, jakby ich nigdy nie było. Spróbowano ogłoszeń, które niczego nie dały, sprawdzono ślady, które prowadziły donikąd, zasięgnięto języka w światku podziemnym, co także nie wniosło niczego nowego. I nagle, po tygodniu oczekiwania, dowiedzieliśmy się, że u Beringtona na Wesminster Road został sprzedany srebrny naszyjnik z brylantami starej hiszpańskiej roboty. Sprzedającym był wysoki, gładko ogolony mężczyzna o wyglądzie duchownego. Nazwisko i adres, które podał były rzecz jasna fałszywe, a jego ucho nie zwróciło niczyjej uwagi, ale rysopis pasował jak ulał do doktora Schlessingera. W międzyczasie nasz brodaty znajomy trzykrotnie dzwonił po nowe informacje, po raz ostatni w godzinę po wiadomości od sprzedawcy. Zjawił się też natychmiast i po jego wyglądzie widać było, że bezczynne oczekiwanie spala go wewnętrznie. Gdybym tylko mógł coś zrobić! - krzyknął od progu. Tym razem Sherlock mógł uczynić zadość jego prośbie. - Zaczął sprzedawać klejnoty - wyjaśnił. - Teraz powinniśmy go dostać. - Ale czy to nie oznacza, że jej stała się krzywda? - Załóżmy, że dotąd trzymali ją w zamknięciu - odparł poważnie mój przyjaciel. - Jasnym jest, że nie mogą jej uwolnić, gdyż oznacza to ich własny koniec. Musimy być przygotowani na najgorsze. - A co ja mogę zrobić? - Czy ta para widziała pana? - Nie. - Jest to możliwe, że z kolejnym klejnotem przyjdą do tego samego sklepu, a tam będzie na nich czekał pan. Dostali dobrą cenę, nikt się o nic nie pytał, toteż sądzę, że nie będą szukać innego kupca. Dam panu kartkę do Beringtona, aby pozwolił panu czekać wewnątrz. Jeśli zjawi się któreś z nich - tym razem może to być wspólniczka - będzie ją pan śledził do domu, w którym mieszka. Jest jednak jeden warunek: niech się pan nie da zauważyć i przede wszystkim, nie próbuje użyć siły. Musi mi pan dać słowo, że nie podejmie pan żadnych działań bez mojej wiedzy i zgody. Przez dwa dni pan Green (syn sławnego admirała dowodzącego flotą brytyjską na Morzu Azowskim w czasie Wojny Krymskiej) nie miał nam nic do zakomunikowania. Jednakże wieczorem trzeciego dnia wpadł do naszego salonu blady i podniecony. - Mamy ich! - oznajmił. Dalsza relacja była jednak tak nieskładna, że trzeba go było posadzić na krześle i napoić koniakiem. Dopiero po dłuższej chwili uspokoił się na tyle, by zdać jasne sprawozdanie. - Jak pan przewidział, panie Holmes, tym razem przyszła kobieta, i to zaledwie godzinę temu. Nie znałem jej, ale naszyjnik rozpoznałem natychmiast. Kobieta jest wysoka, blada i ma rozbiegane oczy. - Idealny opis - uśmiechnął się Holmes. - Zledziłem ją, gdy wyszła. Piechotą dotarliśmy na Kemington Road, gdzie weszła do sklepu. Panie Holmes, to był sklep z trumnami! Poszedłem za nią i słyszałem fragment rozmowy ze sprzedawczynią. Tłumaczyła, że trumny jeszcze nie ma, gdyż jako robiona na zamówienie wymaga więcej czasu. Przerwały na mój widok, toteż spytałem o jakiś drobiazg i wyszedłem. - Doskonale! - ucieszył się Holmes. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||