Index Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 01 The Sword Sport Pływanie Cabot Meg PamićÂtnik KsićÂśźniczki 06 KsićÂśźniczka uczy sić rzć dzić Deaver Jeffery Spirale strachu Anastasia Maltezos Lycan Mate [eXtasy] (pdf) Miecze śÂwietlne James Fenimore Cooper The Last Of The Mohicans, Volume 2 332. DUO Spencer Catherine ZaczćÂśÂo sić w Portofino Heisenberg Werner Carl Fizyka a filozofia Kraszewski Zygmunt Pogrobek |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Dorabiam wieczorami. Ręcznie wypisuję ozdobne zaproszenia. Niestety, ostatnio nie miałam zamówień. Mój samochód wymaga naprawy, z trudem utrzymuję dom. O założeniu jakiejś własnej firmy mogę tylko marzyć. Zabrzmiało to o wiele poważniej, niż Cassie zamierzała. Poczuła się niezręcznie, kilkakrotnie poprawiła się na krześle. - Przepraszam, trochę mnie poniosło - powiedziała z pona ous l a d an sc westchnieniem. - To ja przepraszam, że zadałem ci to pytanie - stwierdził Charlie i podszedł do niej. Uniosła dłoń, żeby już zakończyć temat. - Czy mógłbyś wreszcie usiąść? Kawa ci wystygnie. Może chcesz coś mocniejszego? Gdzieś tu mam trochę brandy. - Lepiej nie. Spoglądał na nią przez dłuższą chwilę, wreszcie ujął ją za rękę. - Nie chciałem sprawić ci przykrości. - To nie twoja wina. Nieświadomie poruszyłeś sprawy, które mnie gnębią. Patrzył jej głęboko w oczy, jakby pragnął je zapamiętać na zawsze. - Chcesz wiedzieć, o czym myślę? - spytał cicho. - Dlaczego jest mi smutno i czego mi żal? - Proszę, powiedz. - Ciebie, przejażdżki z Trish na karuzeli, jedzenia hot dogów we trójkę, naszych rozmów, wspólnych kolacji. Wiem, że mogę ci się zwierzyć z tego, co myślę, a ty mnie wysłuchasz i nie wyśmiejesz. Gdy na ciebie patrzę, zaczynam marzyć o tym, co dla mnie niedostępne. Po raz pierwszy w życiu... Przeszedł ją dreszcz, a do oczu nagle napłynęły łzy. - Wiem, Charlie. - Chodzi o to, że nie wyobrażałem sobie tego uczucia w ten sposób. pona ous l a d an sc - O czym mówisz? - O miłości. Nastąpiła chwila ciszy. - Nie wiedziałem, że z jej powodu można cierpieć. Po policzku spłynęły jej łzy. Wytarła je dłonią. - Charlie, przestań, proszę cię. - Dobrze, musiałem... Cassie podskoczyła nerwowo, słysząc natarczywy dzwonek telefonu. - Do diabła - mruknęła. Podeszła do aparatu wiszącego na ścianie i podniosła słuchawkę. - Słucham? -powiedziała ostrym tonem. - Mama? To była jej córka. Płakała. Cassie natychmiast zapomniała o własnych łzach. Ogarnął ją instynktowny, matczyny niepokój. - Trish, co się stało? Mów natychmiast. - Powiedziały, że jestem kłamczucha. - Kto powiedział? - Karen i Julie Ann i Marybeth. Opowiedziałam im o kowboju Charliem, a one na to, że kłamię. Cassie odetchnęła z ulgą. Minął moment koszmarnego napięcia, który zdarza się każdej matce, gdy dzwoni zdenerwowane dziecko. Wyobraznia podsuwa wtedy obrazy najgorszych nieszczęść. - Co im powiedziałaś o kowboju? - Więc - Trish pociągnęła nosem - one znają twoje historie, bo ja im ciągle opowiadam. Wszystkim się podobają. Jak im powiedziałam, że Charlie, którego rysowałaś, teraz jest prawdziwy, nazwały mnie pona ous l a d an sc kłamczucha! - Co się stało? - spytał Charlie z zatroskaną miną. - Chwileczkę, kochanie. Chcesz rozmawiać z Charliem? Trish? - On tam jest? Cassie podała słuchawkę Charliemu. - Cześć, Trish. Jaki masz problem? Słuchał uważnie, a potem zdecydowanie skinął głową i powiedział: - Mama i ja niedługo tam będziemy. - Powiesił słuchawkę. - Musimy jechać do domu Lisy. Nie można dopuścić, żeby nazywano Trish kłamczucha. - Ale... - Jedziesz? Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki załamany Charlie zmienił się w człowieka czynu. - Jeśli nie, powiedz mi, gdzie to jest. W garażu mam kamizelkę, ostrogi, rewolwery. Możesz się szybko ubrać? No to chodzmy, szkoda czasu. - Ojciec Lisy jest prawnikiem, a jego żona prowadzi firmę cateringową. Są bardzo zamożni, ale nie zadzierają nosa - poinformowała Charliego Cassie. Budynek, w którym mieszkali, był o wiele większy niż domek Cassie. Szerokie trawniki i rzędy kwitnących kwiatów otaczały ścieżkę wiodącą do drzwi. pona ous l a d an sc Charlie zadzwonił. W drzwiach zjawiła się para młodych ludzi. Przedstawili się jako Ann i Richard Thomasowie i zaprosili gości do środka. - Witam panie - powiedział Charlie do dziewczynek siedzących w dużym pokoju. Oprócz sof, stolików i lamp były tam śpiwory, prześcieradła, poduszki i lalki. Kolorowy papier do pakowania prezentów zaścielał podłogę. W powietrzu unosił się zapach musztardy i smażonych kiełbasek. Grupka siedmiolatek patrzyła na kowboja szeroko otwartymi oczami. Tylko jedna, z kucykami i bez przedniego zęba, spoglądała z niedowierzaniem. - Ty jesteś kowboj Charlie? - spytała. - Tak mnie nazywają. - Nie wierzę ci. - Masz prawo. - Czy te rewolwery są prawdziwe? - upewniła się po chwili inna. Charlie wyszedł na środek pokoju. - Najprawdziwsze. Oczywiście nie ma w nich nabojów. Nie powinno się spacerować z nabitą bronią, prawda? - Prawda - odpowiedziały zgodnie zachwycone dziewczynki. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||