![]() |
|||||
![]() |
|||||
![]() |
|||||
Index Analizowanie budowy, fizjologii i patofizjologii narzć du śźucia Alan Dean Foster Slipt Ian Fleming Bond 08 (1960) For Your Eyes Only Keating Thomas, Invitacion a Amar 70 Wigilia Wszystkich ÂŚwiętych Butler Nancy 75 Cudowna kuracja Carter Lin Conan wyzwoliciel Sutton June KsićÂśźycowe wzgórze Ann Somerville H 02 Eileen Wilks PamićÂtny taniec |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zasłaniają nam słońce. Po cóż panu potrzebne to słońce? Muszę zrobić ważne pomiary astronomiczne. Sądzę, że skoro tylko wydostaniemy się w słoneczne strefy, osiągniemy cel. Nie myślę jak zapaleni alpiniści zdobywać tutejszych szczytów. Zresztą wejść na górę mierzącą pięćdziesiąt kilometrów wysokości, nawet w tej krainie otrzymującej cztery razy więcej ciepła niż Ziemia, to mrzonka. Niech pan pamięta co mi pan przyrzekł rzekła Arabella żegnając uczonego. Przygotowania do projektowanej wyprawy nastręczały wielkie trudności. Należało przygotować z brezentu plecaki, porobić zaostrzone na końcu kije, podkuć gwozdziami obuwie, ukuć czekany, gdyż spodziewano się natrafić w drodze na wielkie lodowce, przygotować zapasy tlenu w małych zbiornikach metalowych, nie zapomnieć o linach słowem stworzyć tak jakby z niczego cały ekwipunek, używany zazwyczaj przez alpinistów w ich wysokogórskich wyprawach. Arabella gorliwie pomagała w tej pracy, dzięki czemu po trzech dniach zastęp złożony z sześciu osób o samym świcie wyruszył w drogę. Musiano zabrać ze sobą broń palną, gdyż jak wskazywało doświadczenie, w każdej chwili można było spotkać się z jakimś niebezpiecznym zwierzem i ten dodatek bardzo obciążył naszych alpinistów. Pierwszy etap tej ciężkiej drogi nie wymagał zbyt wielkiego wysiłku. Posuwano się kamienistymi zboczami i dopiero przy schyłku dnia dotarto do podnóża góry, stanowiącej właściwy cel wycieczki. Niebawem znaleziono się w gęstej chmurze, która zasłoniła kom piętnie widok na okolicę. Chcąc nie chcąc, rozłożono się biwakiem na noc w jakiejś pieczarze u zbocza góry, ciągnącej się dość daleko w głąb. Ponieważ Wenera nie posiada, tak jak Ziemia i Mars, księżyca, przeto po zachodzie słońca, nastały nieprzeniknione ciemności, których nie łagodziło nawet gwiazdziste niebo z powodu gęstej warstwy chmur. Generated by Foxit PDF Creator � Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only. Przyroda dalekiego świata starała się naprawić poniekąd ten błąd kosmogoniczny, gdyż jak się już przekonano, niemal wszystkie tamtejsze twory żyjące są przez nią zaopatrzone w świecące latarnie, umieszczone przeważnie nad oczami, które także płonną, jak dwie wielkie gwiazdy. U płazów i gadów tamtejszych tworzą one jakby cały sznurek jasnych punktów wzdłuż ciała, tak jak u ryb głębinowych na kuli ziemskiej. Badacze, którzy opuszczali się w stalowych kutiach na tysiąc i więcej metrów w otchłań morską, gdzie od początku świata panuje nieprzenikniony mrok, stwierdzili, że wszystkie niemal twory rozporządzają tam swoim własnym światłem. Drobne rączki dotykające szyby aparatu wyrzucały ze swego ciała chmurkę niebieskawo zielonego światła, jak gdyby pragnąc rozpoznać przeszkodę, na którą się niespodziewanie natknęły. Ryby są tam podobne do maleńkich okrętów o dwóch rzędach okien, z których padają promienie elektrycznego światła. Analogiczne zjawiska zaobserwowano na Wenerze podczas tamtejszych ciemnych nocy. W powietrzu roiło się od owadów rozmaitego gatunku, przypominających nasze świetliki podzwrotnikowe. I rzecz szczególna nawet jaszczury i ssaki tamtejsze miały do rozporządzenia naturalne latarnie, bez których nic tam się nie mogło poruszać nocą. Rozpalono sute ognisko u wejścia do pieczary, ażeby mieć ochronę od obfitej rosy, która tu była pospolitym zjawiskiem, podobnie jak burze, które wybuchały niemal codziennie z niesłychaną gwałtownością Wówczas niebo stawało jakby w ogniu a olbrzymie błyskawice rozdzierały chmury z przerażającym rykiem. Lecz potoki lejące się z chmur nie zdołały zagasić chronionego przez strop pieczary ogniska. Znużeni wędrowcy urządzili sobie na piasku, leżącym grubą warstwą na dnie jaskini, wygodne legowiska, owinęli się w koce i niebawem zaczęła ich ogarniać lekka drzemka. Lecz nie było im sądzone spędzić spokojnie długą noc. Z wnętrza pieczary zaczęły dochodzić ich uszu ciężkie oddechy i głuche pomruki, wydobywające się z jakichś potężnych płuc. Dick, czujny jak zawsze, pierwszy zerwał się na równe nogi i chwyciwszy sztucer, zapuścił wzrok w ciemne wnętrze pieczary. Zdawało mu się, że dostrzega kilka świecących punktów, które mogły być niczym innym, jak ślepiami bestii, które widząc ognisko tamujące im wyjście z ich siedziby, okazywały na swój sposób niezadowolenie. Dick dotknął ramienia śpiącego smacznie Norskiego. Niech pan wezmie swoją bron szepnął. Zdaje mi się, żeśmy akurat wlezli w paszcze tygrysom, czy jakimś innym bestiom, prowadzącym tak jak nasze drapieżniki nocny tryb życia. Nie wiem doprawdy co poczuć? Byłoby najroztropniej z naszej strony nie włazić tym bestiom w drogę, zgasić ognisko i wynieść się pod gołe niebo, z którego leje niestety, jak z cebra. Czy i pan to zauważał, że tutejsze bestie nie boją się ani ognia, ani człowieka? Zrobiłem to samo spostrzeżenie, co i ty, mój Dicku. Chyba dlatego, że nie ma tutaj ludzi, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
![]() |
|||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Lubię Cię. Bardzo. A jeszcze bardziej się cieszę, że mogę Cię lubić. Design by SZABLONY.maniak.pl. |
![]() |
||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |